Podczas wędrownego obozu organizowanego przez wrocławskie seminarium uczestnicy zdobywali szczyty - te tatrzańskie, ale także biblijne.
Męska ekipa z Wrocławia z ks. Marcinem Werczyńskim, prefektem wrocławskiego seminarium na czele, przemierzała tatrzańskie szlaki, by odkryć moc Boga w pięknie górskiej natury.
- Trochę schudłem, trochę mnie nogi bolą, trochę zmokłem, trochę się opaliłem i… mam problemy z kolanem, ale reszta jest ok (śmiech) - żartuje ks. Werczyński. Wakacyjnym rekolekcjom nadał pasującą do klimatu nazwę: „Wznoszę swe oczy ku górom”.
- Każdego dnia wyznaczaliśmy sobie trasę w Tatrach, ale także rozważaliśmy słowo Boże pod kątem jednej góry biblijnej. Najważniejsze wydarzenia biblijne rozgrywały się bowiem w górach, a jak mówi Księga Królewska: nasz Bóg jest Bogiem gór - tłumaczy ks. Marcin.
Pierwszego dnia omawiali górę w krainie Moria. Tam, gdzie Abraham oczyszczał swoją relacje z Panem Bogiem. W drugim dniu było o górze Synaj, a potem kolejno: Tabor, Karmel, góra błogosławieństw, Golgota i na końcu góra Wniebowstąpienia.
- Kiedy rozważaliśmy wydarzenia na Synaju, gdy Pan Bóg zstąpił na górę w obłoku i Mojżesz otrzymał przykazania, przemierzaliśmy Czerwone Wierchy i na jednym ze szczytów, Małołączniaku, złapała nas ogromna chmura, jak z tego tekstu biblijnego - wspomina prefekt wrocławskiego seminarium.
Codziennie obozowicze uczestniczyli we wspólnej Mszy św. polowej. A koncepcja górskich wycieczek dawała uczestnikom swobodę myśli i modlitwy.
- Mieliśmy części wspólne jak Eucharystia czy krótkie konferencje podczas odpoczynku, ale przez większość drogi każdy gospodarował sobie czasem według własnych preferencji. Na przykład jeżeli ktoś miał ochotę pomilczeć, szedł z przodu lub z tyłu - opowiada ks. Marcin.
Mężczyźni modlili się jutrznią, Koronką do Bożego Miłosierdzia, odmawiali także Anioł Pański. Spotykali na szlaku również innych chrześcijańskich turystów, np. siostry franciszkanki. A wieczorem, po powrocie, przychodził czas na podsumowujące rozważanie i nieszpory.
- Doświadczaliśmy Boga, poznawaliśmy samych siebie. To trzeba przeżyć, nie da się tego wyrazić słowami. Gdy człowiek wędruje z Panem Bogiem w sercu i na ustach, nie odczuwa tak bardzo zmęczenia, nie zwraca na nie uwagi. Skupia się na pięknie otaczającego świata - stwierdza opiekun grupy.
- Góry okazały się nieprzewidywalne jak nasze życie, doświadczyliśmy i słońca, i deszczu - mówi Tomasz Stuła, który był w Tatrach pierwszy raz. Jak dodaje, bardzo dobrze modli mu się w górach. Polubił rozmyślania wśród zapierających dech w piersiach widoków. Jego zdaniem podczas wyjazdu udało się złapać odpowiednie proporcje modlitwy, zabawy i wędrówki. - Zupełnie nowym doświadczeniem była Msza na górskich stokach. Wziąłem udział w tym obozie, by zapytać Boga, co dalej w moim życiu, by rozeznać swoja drogę życiową i spędzić wakacyjny czas z wartościowymi ludźmi.
Na szlaku wrocławianie spotykali sporo turystów. - Jeden z nich zaczepił nas, bo widział wcześniej, jak modlimy się na Eucharystii. Obserwował nas, a potem powiedział, że zaskoczyło go to pozytywnie. Zrobiło mu się przyjemnie na sercu - opowiada T. Stuła.
Kleryk Tomasz Zelwowski podczas górskich wypraw najbardziej docenił ciszę, która pozwalała zatopić się w mistyce gór. - Wyprawy miały tak naprawdę charakter modlitwy indywidualnej, każdy z nas osobiście podejmował refleksje na temat swojego życia wewnętrznego, relacji i więzi z Panem Bogiem. W ciszy możemy lepiej usłyszeć głos Boga i zatopić się w modlitwie - uważa wrocławski kleryk.
Jego zdaniem góry mają charakter oczyszczający, tam jesteśmy bliżej Boga - dosłownie i w przenośni.
- Kondycja nas nie zawiodła. Nie przeżywaliśmy kryzysów mimo całodziennych wędrówek. Poznawaliśmy siebie i rozeznawaliśmy swoje powołanie - mówi kl. Tomasz.
W Tatry wybrał się, by wśród natury bliżej poznać Pana Boga. - Rozpoznając dzieło, możemy rozpoznać jego stwórcę. Kontemplując przyrodę, która nas otacza, dochodzimy do samego Boga, który ją powołał do istnienia - podsumowuje.