Jubileusz 60-lecia obecności Mniszek Zakonu Świętego Benedykta w Wołowie skłania do odkrycia na nowo znanej dewizy: "Módl się i pracuj".
Klasztor przy ulicy Poznańskiej 13 w Wołowie jest niewielki i niepozorny, niezorientowani mogą go łatwo przeoczyć. Wspólnotę obecnie tworzy zaledwie siedem sióstr. Podane fakty w rozumieniu „tego świata” nie powalają. A jednak od benedyktynek bije wielka moc. Wypływa ona z historii, ale też z ich spojrzeń pełnych troski i uśmiechów przepełnionych ciepłem.
Ten żeński zakon jeszcze niedawno istniał w obrządku ormiańskim od XVII wieku. Po II wojnie światowej, w 1946 roku w wyniku utraty Kresów Wschodnich przez Polskę, benedyktynki ormiańskie opuściły Lwów, w którym działały od założenia, czyli prawie 300 lat. Zamieszkały u ojców benedyktynów w Lubiniu w Wielkopolsce.
Do Wołowa trafiły 1 października 1958 roku dzięki inicjatywie… bp. Bolesława Kominka. Późniejszy ojciec pojednania polsko-niemieckiego przebywał w lubińskim klasztorze. Był internowany przez władze komunistyczne. Tam poznał benedyktynki i wiedział, że w powojennej rzeczywistości szukają odpowiedniego dla siebie klasztoru. A w Lubiniu mimo powołań nie mogły otworzyć nowicjatu.
Wkrótce już jako arcybiskup wrocławski Kominek miał dla benedyktynek propozycję nie do odrzucenia. Siostry boromeuszki zgłosiły bowiem w kurii, że opuszczają dom zakonny w Wołowie. Hierarcha natychmiast powiadomił zaprzyjaźnione zakonnice z Lubinia i sprowadził je do archidiecezji wrocławskiej. Wówczas wspólnota zakonna liczyła osiem sióstr, więc niewielki budynek przy Poznańskiej okazał się odpowiedni.
Z powodu braku rodzimych powołań i nieuchronnego zaniku społeczności ormiańskiej w Polsce, zdecydowały się w 1961 roku na przejście z obrządku ormiańskiego na łaciński.
Równo 60 lat po przybyciu mniszek do Wołowa została odprawiona Msza święta dziękczynna w kaplicy klasztornej św. Józefa.
- Jak służyć najlepiej, uczy nas zakonodawca - św. Benedykt z Nursji, patron Europy. To on ukuł bardzo ważne wskazanie, którym powinna kierować się cała chrześcijańska Europa: "Módl się i pracuj" - mówił w homilii ks. Marcin Kołodziej.
Kapłan podkreślił, że Pan Jezus uczy nas, abyśmy byli jak dzieci - ufni i prostego serca. Do takich bowiem należy Królestwo Niebieskie.
- Siostry są w Wołowie po to, aby do nich przychodzić i powierzać swoje intencje. To, że benedyktynki się modlą, nie oznacza, że nie znają życia. Nie trzeba być chorym na serce, aby zostać kardiologiem. Ale nie tylko one mają się modlić. My także powinniśmy się modlić za nie oraz o liczne powołania do ich zakonu - apelował wikariusz parafii pw. św. Rodziny we Wrocławiu.
Jak stwierdził, modlitwa sióstr jest niezwykle ważna. Ona przebija niebiosa. Ale zgodnie z charyzmatem benedyktyńskim "Ora et labora", oprócz modlitwy pojawia się inne ważne zadanie - praca.
- I tutaj trzeba wypracować złoty środek. Nie może przecież matka przesiadywać w kościele bez przerwy, gdy dzieci są głodne. Dlatego należy znaleźć równowagę, aby te dwie rzeczywistości się uzupełniały - oświadczył ks. Kołodziej.
Codzienna, cicha modlitwa benedyktynek w Wołowie ma wielką moc. Wielkim atutem niewielkiego dolnośląskiego miasteczka jest obecność mniszek, które dają wzór modlitwy mieszkańcom i są dla nich wsparciem.