To przecież proste - siedemdziesiąt. Czyli jak to się stało, że skomplikowana nazwa zespołu okazała się jego… znakiem rozpoznawczym.
Po raz kolejny czytelnicy "Gościa Niedzielnego" wzięli udział w kinowym pokazie specjalnym. Tym razem wyświetliliśmy razem z Multikinem Pasaż Grunwaldzki film "Dotknij nieba".
Gościem specjalnym wieczoru był Robert Ruszczak, wokalista, akordeonista i lider "Osiołków" czyli 40 synów i 30 wnuków jeżdżących na 70 oślętach. Muzyk opowiadał o początkach zespołu.
- W pewnym momencie sławni muzycy jak np. Robert Friedrich, Darek Malejonek czy Tomasz Budzyński zaczęli głośno mówić o swojej wierze. Powstał zespół 2Tm2,3 nazywany Tymoteuszem. I na tej fali my jako członkowie duszpasterstwa akademickiego „Wawrzyny” pod opieką ks. Stanisława Orzechowskiego zorientowaliśmy się, że też umiemy grać. Chcieliśmy to robić na chwałę Bogu - wspominał Robert Ruszczak.
Zaczęli się spotykać w 1999 roku na próbach, powstawały piosenki i pojawiła się realna potrzeba nazwy dla kapeli. Zbliżał się bowiem konkurs "Song of Song".
- Chcieliśmy wystartować, sprawdzić się jako zespół w kontakcie z publicznością. Mieliśmy kilka dni na ustalenie nazwy. Każdy członków szukał i przyniósł propozycje na próbę. Ja sobie pomyślałem, że jeżeli mamy grać muzykę chrześcijańską to nazwa powinna być osadzona w naszej wierze czyli w Słowie Bożym. Szukałem więc Piśmie Świętym natchnienia - opowiadał muzyk.
Po pierwszym otworzeniu Biblii trafił na Księgę Sędziów, gdzie opisane było pokolenie sędziego Abdona. Składało się ono z 40 synów i 30 wnuków, którzy jeździli na 70 oślętach.
- Nigdy wcześniej na ten fragment nie trafiłem. Zapisałem sobie, a potem żadnego natchnienia nie miałem. Te liczby były naprawdę frapujące, że te osoby w takiej liczbie i w takim kształcie znalazły się w Biblii. Pomyśleliśmy sobie: na ten jeden raz, na ten konkurs taka nazwa może funkcjonować. Oczywiście nie odnosiliśmy jeszcze żadnych większych sukcesów, więc wiedzieliśmy, że w każdej chwili nazwę możemy zmienić, bo nikt nas jeszcze nie kojarzy tak bardzo - mówił R. Ruszczak.
I wbrew pozorom sukces marketingowy osiągnęli m.in. dzięki tej nazwie. Przesłuchania konkursowe odbywały się w refektarzu ojców dominikanów. Akustyk przy swoim mikserze położył kartkę z listą zespołów występujących. Jedna z kapel zajmowała trzy linijki, reszta nazw była konkretna i krótka, często jednowyrazowa.
- Pani z radia, gdy zobaczyła tę listę, od razu chciała z nami przeprowadzić wywiad ze względu na oryginalną nazwę. Jeszcze nie zdążyliśmy wystąpić, a już opowiadaliśmy dziennikarce, kim jesteśmy i co robimy. I wtedy stwierdziliśmy że nazwa rzeczywiście wydaje się bardzo niepraktyczna, bo nawet nie da się jej skandować na koncertach, ciężko ją zapamiętać dokładnie, ale… bardzo łatwo ją skojarzyć - tłumaczył gość kinowego wieczoru.
I podkreślał, że jak ktoś nawet pomyli liczby, czy członków rodziny synowo-wnukowo-oślęcej to jednak wie, o kogo chodzi. Potem muzycy zamierzali jeszcze zmienić tę nazwę, ale ludziom się bardzo spodobała.
- Nalegali na nas, żebyśmy zostali przy pierwszej propozycji - stwierdził Robert Ruszczak.
Przyznał, że pomyłki przy wyczytywaniu, czy wypowiadaniu zdarzają się często.
- Dzisiaj wszyscy chcemy przecież sobie ułatwiać życie. I dlatego szybko określono nas po prostu... osiołkami. Tak funkcjonujemy do dziś w środowisku. A wtedy przyszła nam taka myśl: "No jak to? To my wielcy muzycy, a nas osiołkami nazywają?”. Ale potem przyszło także natchnienie od Boga - opowiadał muzyk.
Członkowie kapeli zobaczyli, że osioł to bardzo ciekaw i ważne zwierzę w Biblii. Pan Jezus na nim uciekał do Egiptu i na nim wjeżdżał do Jerozolimy jako król.
- My się dobrze w to wpisujemy. Nosimy Jezusa swoją muzyką - skwitował jeden z "Osiołków".
Ale na początku po ludzku nie za bardzo im to pasowało. Dziwili się, że ludzie nie mogą się po prostu nazwy nauczyć.
- Od dłuższego czasu żadne pomyłki nas nie bolą i nie dotykają. Śmiejemy się z tego i mamy dystans. A byliśmy już tymi, którzy jeżdżą na 70 ogierach i oślicach (śmiech). Co do liczb w nazwie, notorycznie są mylone. Na plakatach nawet pojawiają się różne konfiguracje, więc jest wesoło - podsumował Ruszczak.
Widzom w kinowej sali opowiedział także o bogatym doświadczeniu koncertowym "Osiołków" oraz swoim podejściu do określenia "muzyka chrześcijańska".