Postać Edyty Stein zafascynowała mnie jeszcze w czasie studiów filozoficznych. Ostatecznie przecież młodzieńcze lata swojego życia - w tym część studenckiego okresu - spędziła w moim mieście, tu, we Wrocławiu.
„Kochana, stara Getynga! Sądzę, że tylko ten, kto studiował tam w latach 1905-1914, w krótkim okresie rozkwitu getyńskiej szkoły fenomenologicznej, może zrozumieć, co dla nas znaczy ta nazwa” – zachwycała się nowa słuchaczka Husserla.
W jej sercu Wrocław górował nad Getyngą jedynie pod względem zaplecza budynków: „Ostatni dom przy Weender Tor po prawej stronie, to budynek z salami wykładowymi, centrum życia uniwersyteckiego. Nie jest to budowla monumentalna i nie może się równać z naszą starą, wrocławską Leopoldiną”.
Co tak zachwyciło w Getyndze młodą adeptkę filozofii? Wydaje się, że całość życia studenckiego, we wszystkich jego odcieniach: zarówno wykłady, jak i życie towarzyskie, nowe przyjaźnie, studenckie spacery czy górskie wędrówki.
Na jedną z nich wybrała się ze swą przyjaciółką Różą Gutmann. Zamierzały zwiedzić okolice Weimaru. Trzeciego dnia wędrówki pogoda się popsuła: deszcz stawał się coraz bardziej uciążliwy, w związku z czym i miny piechórek nieco się wydłużyły. Gdy w końcu późnym wieczorem dotarły do jakiejś wioski, okazało się, że trudno dostać nocleg.
Dopiero po długich poszukiwaniach ktoś zlitował się nad nieszczęsnymi studentkami i udzielił im schronienia. Edyta wspomina: „Spytałyśmy życzliwego gospodarza, gdzie właściwie jesteśmy. Manebach - nazywała się ta dziura. Manebach – brzmiało to tak rozwlekle, jak ten nie kończący się deszcz i ta nie kończąca się droga. Miałyśmy znów dość humoru, by śmiać się z tego serdecznie”.
Celem, jaki założyła sobie Edyta Stein w Getyndze, było dostanie się na seminarium naukowe Edmunda Husserla. Zapoznała najpierw Adolfa Reinacha, prywatnego docenta filozofii. Reinach pełnił rolę łącznika między Husserlem a studentami. Gdy w końcu przyszedł czas spotkania Edyty z jej mistrzem (tak go później nazywała), udała się na seminarium filozofii: „Po omówieniu spraw ogólnych Husserl wzywał nowych pojedynczo do siebie. Gdy wymieniłam swe nazwisko, powiedział: Doktor Reinach wspominał mi o pani. Czy czytała już pani coś z moich rzeczy? – >Logische Untersuchungen< – Całe >Logische Untersuchungen<? – Tom drugi cały. – Cały drugi tom? To było bohaterstwo! – powiedział z uśmiechem. Tak zostałam przyjęta”.
W kilka miesięcy po przyjeździe Edyty w Getyndze pojawił się również dr Moskiewicz, ten sam, który zachęcił Edytę we wrocławskiej czytelni do studiowania dzieł Husserla. To on właśnie poinformował Edytę o spotkaniach Towarzystwa Filozoficznego.
Był to ścisły krąg uczniów mistrza. Zebrania odbywały się raz w tygodniu, wieczorem: „Róża i ja nie wiedziałyśmy, jakim było zuchwalstwem z naszej strony, że znalazłyśmy się zaraz wśród tych wybranych. Ponieważ Moskiewicz uważał za rzecz oczywistą, że i my pójdziemy, i my sądziłyśmy tak samo. W innych wypadkach mijał niejeden semestr, zanim ktoś dowiadywał się o istnieniu takiej instytucji, a gdy został do niej wprowadzony, wówczas miesiącami przysłuchiwał się z szacunkiem i w milczeniu, zanim sam odważył się otworzyć usta”.
Spotkania miały charakter dyskusji na różne interesujące grono fenomenologów kwestie. Ich miejscem był dom pewnego ziemianina, który zainteresował się filozofią. Kłopotem było jedynie to, iż z całej rodziny jedynie on żywił szacunek do tej nauki, inni zaś domownicy z milczącą uprzejmością kiwali głowami nad osobliwymi gośćmi.
„Nigdy nie zapomnę – pisze Edyta – jak w czasie pewnej gorącej dyskusji Hans Lipps strząsał popiół z cygara do srebrnej cukierniczki, dopóki nie przestraszył go nasz śmiech”.
Oprócz Edmunda Husserla coraz większym autorytetem wśród fenomenologów cieszył się Maks Scheler. Towarzystwo Filozoficzne zapraszało go co roku na kilka tygodni wykładów. Ponieważ uniwersytet w Monachium zabrał mu prawo wykładów (z powodu skandalu związanego z jego sprawą rozwodową), nie mógł również oficjalnie wykładać w Getyndze. Dlatego spotkania zazwyczaj odbywały się w jakimś hotelu lub kawiarni.
Scheler nie bardzo radził sobie z rozplanowaniem czasu, dlatego pod koniec jego wizyty w Getyndze spotkania odbywały się każdego wieczoru. Po części oficjalnej zostawał jeszcze w gronie pytających i długo w noc wyjaśniał tajniki filozofii. Edyta bardzo polubiła te spotkania, ujęła ją zwłaszcza osobowość Schelera:
„Pierwsze wrażenie, jakie Scheler na mnie wywarł, było fascynujące. Nigdy potem nie uderzył mnie tak u żadnego człowieka tak wyraźnie fenomen genialności... W życiu praktycznym Scheler był bezradny jak dziecko. Widziałam raz, jak w szatni pewnej kawiarni stał zakłopotany przed rzędem kapeluszy, nie wiedząc, który należy do niego.
„Brak panu żony, prawda? – powiedziałam uśmiechając się. Skinął głową na znak potwierdzenia. Kiedy się go tak widziało, nie można się było nań gniewać – nawet wtedy, gdy czynił rzeczy, które u innych należałoby potępić. Same ofiary jego wybryków zwykle wstawiały się za nim”.