Za Tęczowym Piątkiem kryje się zdecydowanie więcej niż uczenie dzieci i młodzieży szacunku dla drugiego człowieka. I nie zapominajmy, że życie chrześcijanina także może być tęczowe.
Według nieoficjalnych informacji do akcji we Wrocławiu włączyły się cztery szkoły: dwa licea, technikum i szkoła podstawowa. Gdyby ktoś z Państwa miał informację, jakie to konkretne placówki (chociaż jedna), proszę o sygnał na wroclaw@gosc.pl. Chętnie udam się do takiej szkoły, aby po prostu zapytać o motywacje, przyczyny, stanowisko dyrekcji i nauczycieli.
Nie żyjemy przecież w państwie okupowanym. Nie trzeba nic organizować potajemnie, w podziemiu. Chyba, że się czegoś boimy, wstydzimy albo może nie mamy pewności, czy to jest dobre.
Organizatorzy w pełni świadomie nie opublikowali listy szkół, które wezmą udział w tęczowej akcji. Bali się tego, co już i tak ma miejsce. Dzięki społecznej aktywności udało się namierzyć niektóre miejsca i pod naciskiem opinii publicznej odwołać tęczową imprezę "edukacyjną". Jednak nie wszyscy ją popierają.
My, jako Kościół (nie tylko księża, ale przede wszystkim wierni świeccy) musimy podkreślać, że każdemu należy się szacunek, z każdym trzeba rozmawiać, szanując jego godność, nawet gdy się z nim nie zgadzamy. I do tego nie trzeba Tęczowych Piątków, które są niczym innym niż okazją do przemycania treści, które mogą dzieciom po prostu zaszkodzić.
Oczywiście środowiska LGBTQ (nie wiem, czy powinienem dopisać jakieś literki jeszcze - poważnie) mają już swoją skrzętnie ułożoną narrację. Ubierają ją w płaszcz "akceptacji i otwartości". Joanna Skonieczna z Kampanii Przeciw Homofobii używa pięknych słów, z którymi mógłbym się zgodzić od razu:
Akcja Tęczowy Piątek organizowana jest po to, aby nauczyciele i nauczycielki pokazali swoim uczniom i uczennicom, że szkoła jest miejscem, gdzie każdy może być sobą. Tego dnia dorośli i rówieśnicy dają wyraźny sygnał młodym osobom LGBTQI, że mogą na nich liczyć .
Ale się nie zgodzę. Oczywistym jest, że szkoła zdecydowanie powinna być miejscem, gdzie każdy może być sobą. Dalej, z zasady (uniwersalnej) człowiek powinien móc liczyć na drugiego człowieka. Uczeń na ucznia. Uczeń na nauczyciela itd. Przecież tak w uproszczonym schemacie wygląda właśnie chrześcijaństwo: możesz na mnie zawsze liczyć.
Mówimy o podstawie podstaw, o której, fakt, wielu środowiskom (bliższym i dalszym Kościołowi), należy przypominać, jednak nie w formie Tęczowego Piątku. Chodzi o godność osoby ludzkiej, uprzejmość, łagodność, szacunek do wszystkich.
Za Tęczowym Piątkiem kryje się zdecydowanie więcej niż nauka dzieci i młodzieży szacunku dla drugiego. To promowanie enigmatycznych haseł otwartości, dyskryminacji, wykluczenia, tolerancji w rozumieniu środowisk lewicowych, społeczności LGBTQI (literki dobrane wg wzoru p. Skoniecznej) i wszystkich ich sympatyków. Gdzie nie ma miejsca na napomnienie, zwrócenie uwagi (nie mylić z narzucaniem i nachalnością). Bo wtedy już wykluczasz, dyskryminujesz, ograniczasz, poniżasz.
Sprytny sprawdzony zabieg, który łatwo spycha do defensywy. Uprzyj się tylko, że nie zgadzasz się z nimi, a zostaniesz wszystkofobem, który nie pozwala innym oddychać pełną piersią.
A jak wygląda ta edukacja? Tolerujcie to, co my mówimy, że macie tolerować. Nauka na konkretnej płaszczyźnie wygląda tak, jak my twierdzimy. Otwartość jak najbardziej, ale dla wybranych. Wolność słowa? Pewnie, ale to my ustalamy granicę. Równość - jasne, jednak do pewnego momentu. I tak można wymieniać bez końca. Pokazują to przykłady z życia publicznego.
A każdy sprzeciw w ich mniemaniu to przecież naruszenie godności, brak akceptacji, ograniczanie wolności. Wszystko w takim myśleniu zmierza do działania zgodnie z hasłem: Róbta, co chceta. A komu się nie podoba, ten ciemnogród. Bo teraz prawda wygląda tak, jak my mówimy. Za 10 lat dołożymy pięć kolejnych literek i prawda zostanie poszerzona.
Coraz częściej myślę, że my jako katolicy w odpowiedzi na taką narrację możemy jeszcze więcej zrobić dla kultury szacunku, choćby dlatego, żeby nie przeradzała się w karykaturę, gdzie jedna strona narzuca, jak to wszystko ma wyglądać. Czyli przede wszystkim wysłuchujmy, szanujmy, rozmawiajmy - jako pierwsi.
Co nie oznacza zgody oczywiście na wszystko. Wręcz przeciwnie.
Ale chcę zwrócić uwagę, że w chrześcijaństwie wartości, o których mówią zwolennicy Tęczowego Piątku, są obecne i to bardzo wyraźnie - tolerancja, otwartość, akceptacja. Może daliśmy sobie wmówić, że te pojęcia zarezerwowane są dla grup propagujących obyczaje LGBTQI. I teraz, gdy słyszymy "tolerancja", to nam się tęczowo robi w głowie.
W sumie dobrze, bo przecież w pierwszej i ostatniej księdze Pisma Świętego występuje tęcza. Wtedy, po potopie, Bóg zwraca się do Noego znamiennym stwierdzeniem:
A ten jest znak przymierza, który Ja zawieram z wami (...) łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między mną i ziemią. (Rdz 9, 13)
Nie zapominajmy, że życie chrześcijanina także może być tęczowe. Taką tęczę to ja lubię, chociaż sam o niej często zapominam.