Żyję nadzieją, że Polska o mnie nie zapomni, jak ja o niej nigdy nie zapomniałem i nie zapomnę, i że wreszcie zwycięży sprawiedliwość - to słowa Franciszka Jakowczyka, który dziś z rąk prezydenta Andrzeja Dudy odebrał polskie obywatelstwo.
Historia Franciszka Jakowczyka jest niezwykła, a okoliczności przyznania obywatelstwa równie niesamowite. Sprawa nabrała rozpędu w 2016 r., gdy ukazał się w polskiej gazecie na Białorusi "Głos znad Niemna" wywiad z kombatantką, płk. Weroniką Sebastinanowicz, który przeczytał pan Franciszek. Mieszkał wówczas w miasteczku Dołbysz w obwodzie żytomierskim na Ukrainie. Telefonicznie skontaktował się z bohaterką artykułu. Wszystko dlatego, że razem z jej bratem byli w tym samym oddziale i doskonale pamiętał młodą Weronikę jako łączniczkę. Dzięki temu Stowarzyszenie Odra-Niemen uzyskało kontakt do pana Franciszka i jego delegacja dwukrotnie odwiedziła bohatera, a po śmierci żony F. Jakowczyka zorganizowano przyjazd do Wrocławia, gdzie zamieszkał z siostrą.
Franciszek Jakowczyk ps. "Karny" DUW Dziś w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim odbyła się uroczystość wręczenia polskiego obywatelstwa kombatantowi. - To ogromnie wzruszająca chwila. Ten dokument nie jest nadaniem, jest potwierdzeniem tego, co zawsze było. Tego, o czym pan zawsze był przekonany i co miał pan w swoim sercu - powiedział prezydent Andrzej Duda do F. Jakowczyka.
Sam bohater był mocno wzruszony. - Dziękuję panu prezydentowi i jego żonie, dziękuję wszystkim. Wszystko oddałbym ojczyźnie. Dwa razy byłem skazany na karę śmierci. Teraz, tutaj mam tylko siostrę - powiedział 90-latek, który oprócz dokumentu otrzymał polską flagę.
Podczas swojego przemówienia prezydent Duda cytował Juliusza Słowackiego DUW Dlaczego Franciszek Jakowczyk tak długo musiał czekać na to, by mógł znów oficjalnie być Polakiem?
Urodził się 12 maja 1928 r. w Samołowiczach obok Pacewicz (gmina Piaski, powiat Wołkowysk). Ojciec Włodzimierz był wojskowym i w czasach I wojny światowej służył w armii Piłsudskiego. Matka Anna była nauczycielką historii w szkole wiejskiej.
W 1939 r. Samołowicze były okupowane przez wojska radzieckie. Mieszkańców wsi wysyłano na Sybir, czerwoni komisarze zabierali cały dobytek i przejmowali gospodarstwa domowe. W 1941 r. do wsi i okolic po Sowietach przyszli nowi okupanci Niemcy. Od 1943 r. zaczyna się walka Franciszka Jakowczyka ps. "Karny" w szeregach Armii Krajowej, pod dowództwem oficera Armii Krajowej - Alfonsa Kopacza ps. "Wróbel". Od 1944 roku, po tym jak okupanta niemieckiego zastąpił radziecki, grupa "Wróbla" wykonywała operacje likwidacji organizatorów kołchozów, szefów rejonowych komitetów partii komunistycznej i innych prominentnych przedstawicieli władzy radzieckiej. Ostatnią akcję likwidacyjną przeprowadzono w 1948 roku. 25 kwietnia "Karny" został schwytany i przewieziony do więzienia w Wołkowysku, a potem do Grodna. Przeszedł brutalne śledztwo, a potem został skazany na 25 lat łagrów.
W 1948 r. jesienią został wysłany do łagru w Autonomicznej Sowieckiej Socjalistycznej Republice Komi, do miasta Inta. Tam od początku razem z kolegami planował ucieczkę, którą 4-osobowej grupie udało się zorganizować w 1950 roku. W trakcie miesięcznych obław stracił 3 kolegów, a sam ukrywał się przez kolejne tygodnie. Po schwytaniu odbył się nad nim sąd z wyrokiem śmierci, ale Moskwa zastąpiła wyrok śmierci 25 latami pozbawienia wolności. Ostatecznie 10 lat spędził w więzieniu.
W 1955 r. został przeniesiony z Inty do miasta Władimir. Tam siedział do 1963 roku, potem został wysłany do Mordowskiej ASRR, stacja Pot’ma, ITK-196 (poprawczy obóz pracy nr 196), w którym przebywał do 27 sierpnia 1969 r. Nie mógł skorzystać jak inni jego koledzy z umowy o repatriacji ze względu na "ciężką zbrodnię przeciwko narodowi ZSRR", jak napisano w jego dokumentach.
Po zwolnieniu się z łagru nie został wpuszczony do Polski, gdzie już była cała jego rodzina. Zamieszkał zatem w Dołbyszu na Żytomierszczyźnie, gdzie mieszka dużo Polaków. Tam założył rodzinę. Do 2018 r. był w Polsce 2 razy, po zmianach politycznych w ZSRR, głównie z powodu bardzo skromnej emerytury, z której nie było go stać na wyjazdy. W maju 2008 r. Franciszek Jakowoczyk otrzymał Kartę Polaka, a 14 października 2005 r. został wyróżniony medalem ProMemoria za zasługi w okresie II wojny światowej.
- Żyję nadzieją, że Polska o mnie nie zapomni, jak ja o niej nigdy nie zapomniałem i nie zapomnę, i że wreszcie zwycięży sprawiedliwość. Nie byłem jej synem marnotrawnym, lecz byłem patriotą i ona też przypomni sobie o mnie, który walczył o jej wolność z bronią w ręku - mówił Franciszek Jakowczyk.