O Polskich Termopilach, Orlętach Lwowskich i ludobójstwie Polaków na Kresach przez ukraińskich nacjonalistów, mówił w wołowskim liceum ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Prelegent, zanim poruszył temat ludobójstwa na Kresach, przybliżył młodzieży z LO im. Mikołaja Kopernika historię Polski oraz jej wschodnich terenów od XVII wieku.
- Podczas rozbiorów Polska zniknęła z mapy świata. Niemniej jednak kresowa tradycja oparta o literaturę przypominała wspaniałe fakty, kiedy Polska sięgała od morza do morza - mówił ks. Isakowicz-Zaleski.
Zwrócił uwagę, że choć Polska w 1918 roku odzyskała niepodległość, dopiero w 1922 kształt granic został ostatecznie nakreślony.
- Pamiętajmy, że Polska w okresie międzywojennym należała do państw wielonarodowościowych, wielokulturowych i wielowyznaniowych, co uważam, było bardzo ubogacające. Liczyła wówczas ponad 30 milionów mieszkańców. Dużą mniejszość, bo aż trzymilionową, tworzyli Żydzi, którzy zamieszkiwali głównie miasta - opowiadał kapłan
Opisywał także relacje między Polakami, a innymi narodowościami na Kresach Wschodnich. Zgodnie z międzynarodowymi konwencjami i konstytucją, Polska uznawała prawa wszystkich mniejszości, które mogły prowadzić swoje szkoły, czy stowarzyszenia. Zaś wojsko i wyższe uczelnie były polskie.
- Dla rodzącej się po zaborach Rzeczypospolitej najważniejszym miastem po Warszawie i Krakowie był Lwów, w którym mieszkało 60 proc. Polaków, 30 proc. mocno spolonizowanych Żydów i 10 proc. Rusinów, Ormian i innych - mówił ks. Isakowicz-Zaleski.
Zebranej w auli młodzieży przypomniał lwowski zryw ich rówieśników, którzy 1 listopada 1918 roku chwycili za broń, wszczynając trzytygodniowe powstanie. Ze względu na młody wiek partyzantów, nazwano ich Orlętami Lwowskimi.
- Byli wzorem dla innych rejonów Polski i przykładem, że trzeba walczyć o polskie miasta. Na wzór lwowskiego, wybuchło potem powstanie wielkopolskie i śląskie - oświadczył kapłan.
2 lata później, w 1920 roku na Lwów natarła nawała bolszewicka. W tym samym czasie, kiedy odbywała się Bitwa Warszawska, niedaleko Lwowa miała miejsce bitwa pod Zadwórzem (17 sierpnia 1920 roku), nazywana Polskimi Termopilami.
Batalion polskich wojsk, złożony z ochotników spośród lwowskiej młodzieży, zagrodził drogę na Lwów kilkutysięcznej 1 Armii Konnej Siemiona Budionnego. Z 330 polskich żołnierzy poległo 318, kilkunastu rannych dostało się do niewoli. Budionny nie zdobył Lwowa.
- Musimy sobie zdać sprawę, że nie wszyscy Ukraińcy byli przeciwko Polakom. Część z nich chciała zawrzeć sojusz. Taką osobą był Symon Petlura. Gdyby ktoś was pytał, czy Polacy i Ukraińcy mają wspólnych bohaterów, śmiało odpowiadajcie, że tak i podajcie przykład Symona Petruli - stwierdził ks. Tadeusz.
Uczniom wyjaśniał także skąd wzięła się trumna w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
- Pochowano tam szczątki bezimiennego żołnierza, sprowadzone podczas specjalnej ceremonii z Cmentarza Obrońców Lwowa. Dlaczego Lwów? Wyłoniono go na zasadzie uroczystego losowania spośród piętnastu wielkich polskich pobojowisk - tłumaczył prelegent.
Cmentarz Obrońców Lwowa nazywany popularnie Cmentarzem Orląt Lwowskich, do dzisiaj jest symbolem polskości.
Przechodząc do tematu ludobójstwa na Kresach, ks. Isakowicz-Zaleski sięgnął do korzeni nacjonalizmu ukraińskiego spod czerwono-czarnej flagi. Barwy te oznaczały krew i ziemię, czyli sugerowały krwawy konflikt w walce o niepodległą Ukrainę.
- Jednak to był całkiem inny system wartości niż wyznawali Polacy, którzy odwoływali się do rycerskości, walki bronią przeciwko broni. Tutaj odwrotnie - można było mordować np. dzieci, kobiety, starców - mówił kapłan.
Opisał on postać Stefana Bandery, syna księdza greckokatolickiego, wykształconego mężczyzny, który postanowił wprowadzać w życie ideologię Dmytro Doncowa, twórcy ukraińskiej koncepcji nacjonalizmu.
Bandera szerzył terroryzm, podkładał bomby, mordował, szczuł Ukraińców przeciwko Polakom. Skazany na karę śmierci w Polsce, ostatecznie wyszedł po kilku latach na wolność.
- Trzeba jasno powiedzieć, że Ukraińcy u boku Hitlera tworzyli oddziały kolaboranckie, ponieważ wierzyli, że polityka wodza III Rzeszy doprowadzi do powstania wolnej i niepodległej Ukrainy. Oczywiście Adolf Hitler tego w żadnym wypadku nie chciał. Wszystkich Słowian traktował jak podludzi, a Ukraińców wykorzystywał do brudnej roboty - opowiadał ks. Isakowicz-Zaleski.
Podkreślił, że pierwszymi ofiarami banderowców byli Żydzi. Banderowcy i policja ukraińska brały bowiem czynny udział w Holokauście.
W 1943 roku na Kresach rozwieszano wszędzie plakaty zachęcające do wstępowania w szeregi SS Galizien. Była to formacja u boku Niemców, złożona z Ukraińców. Jedna z najbardziej zbrodniczych formacji militarnych w dziejach. Zgłosiło się do niej aż 80 tysięcy ukraińskich ochotników.
- Nigdy Hitlerowi nie udało się stworzyć SS z Polaków. A ilość chętnych Ukraińców była imponująca. Właściwie to wiele narodów miało swoje formacje kolaboranckie. Ale w Polsce nie było ani jednego - zwrócił uwagę kapłan.
W swoim wykładzie akcentował, że ludobójstwo Polaków przez ukraińskich nacjonalistów miało miejsce nie tylko na Wołyniu, ale również w województwach: tarnopolskim, lwowskim, stanisławowskim, a także objęło część Lubelszczyzny i Polesia.
- Tam wymordowano ok. 100 tys., zaś na samym Wołyniu ok. 60 tysięcy Polaków. Łącznie szacunkowo podaje się liczbę od 160 do nawet 200 tysięcy ofiar. Posługujemy się szacunkami, ponieważ nie dokonano jeszcze ekshumacji, które państwo ukraińskie wstrzymało 5 lat temu. Do dzisiaj większość ofiar nie ma swoich grobów. Ludzie byli wrzucani do dołów śmierci - informował prelegent.
Opisywał przy tym formy ataków przez sotnie Ukraińskiej Powstańczej Armii, które otaczały wieś i gdy ludzie spali, za pomocą pochodni dawali sygnał do ataku. Pierwszą grupą byli podbuntowani chłopi ukraińscy, tzw. siekiernicy, którzy znali doskonale teren. Potem szli banderowcy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i zabijali bez żadnych skrupułów z broni palnej. A na końcu wkraczali podpalacze, którzy podpalali domy.
- Łuna w nocy na niebie od ognia spalających się chat to trauma, która przebija się we wspomnieniach ofiar. Okrucieństwo, które zgotowali Ukraińcy Polakom, rozpoczęło się w 1939 roku, a zakończyło się w 1947. Apogeum była tzw. "Krwawa Niedziela", kiedy w 11 lipca 1943 roku w biały dzień mordowano Polaków w kościołach podczas Mszy Świętych - mówił ks. Isakowicz Zaleski.
Na koniec podkreślił, że sprawcą ludobójstwa nie jest cały naród ukraiński. Nie można zapominać o tych Ukraińcach, którzy pomagali Polakom przetrwać hekatombę.
- Należy utrzymywać dobre relacje z Ukrainą, ale nie kosztem ofiar, czyli za cenę gloryfikacji ewidentnych zbrodniarzy - podsumował działacz społeczny i historyk Kościoła.