Dyskusje o roli kobiet w Kościele i społeczeństwie zdają się czasem zakładać, że godność człowieka mierzy się tym, jaki ma - wyrażony w ustawach, kanonach, rozporządzeniach - zakres władzy, jaki urząd sprawuje. Czy nie "przecieka" nam między palcami coś najważniejszego i najpiękniejszego?
Wrocławska debata o roli kobiet w Kościele zorganizowana przez Instytut Tertio Millennio przypomniała o liście apostolskim „Mulieris dignitatem” (O godności i powołaniu kobiety), ogłoszonym 30 lat temu, w 1988 r., przez Jana Pawła II.
Dla mnie osobiście jest to jeden z najpiękniejszych tekstów o kobiecości. Tekstów, które - nie przemilczając kwestii dyskryminacji ze względu na płeć czy sposobów wykorzystania „kobiecego potencjału” w Kościele - rzucają światło na sprawy podstawowe.
Uczestnicy debaty zwrócili uwagę na jedną z nich: obecność w Kościele dwóch „profili” - Maryjnego i Piotrowego. Istnieje struktura hierarchiczna, oparta na konkretnych urzędach, posługach - gdzie fundamentalna jest rola następcy Piotra i apostołów. Istnieje też „hierarchia świętości” - gdzie o „pozycji” decyduje miłość, z jaką człowiek otwiera się i odpowiada na miłość Boga.
Ostatecznie (to już refleksja poza papieskim tekstem) kluczowa jest ta druga. Co z tego, że ktoś będzie księdzem, kardynałem, szefem jakiejś kongregacji, jeśli nie będzie żyć w przyjaźni z Bogiem, tkwić w grzechu, narażając się nawet na wieczne z Nim rozłączenie?
W „hierarchii świętości”, zauważa papież, przoduje Maryja - najdoskonalsza z kobiet. List papieski cytuje tu słowa H.U. von Balthasara o tym, że Maryja w tym wymiarze „poprzedza Piotra i apostołów” - nie tylko dlatego, że jest wolna od grzechu, ale dlatego, że ich posługa cała jest ukierunkowana, cała jest „na służbie tego ideału świętości, którego modelem i pierwowzorem jest Maryja” (...). Maryja jest »Królową Apostołów«, ale nie rości sobie prawa do władzy apostolskiej. Jej władza jest inna i większa” (zob. Mulieris Dignitatem 27).
Jan Paweł II wiąże kobiecość z miłością, która w chrześcijaństwie ostatecznie jest największą wartością. Zauważa, że w Maryi najlepiej widać, jak porządek miłości „w obręb świata osób ludzkich trafia przez kobietę - z Duchem Świętym” (nr 29) - Tym, który w niewypowiedziany sposób zstąpił na Nią przy zwiastowaniu.
Papież zwraca uwagę na ten szczególny rys w relacji miedzy kobietą a Chrystusem - tajemnicę oblubieńczej więzi z Nim. Podkreśla, że w Kościele każdy człowiek - i mężczyzna, i kobieta - jest „oblubienicą Chrystusa”, a jednak wspomina o szczególnej „dyspozycji oblubieńczej osobowości kobiecej” (nr 20), która otwiera serce, by zapatrzeć się i otworzyć na dar Chrystusa kochającego człowieka nieskończoną miłością i by samej stać się dla Niego „bezinteresownym darem”.
Ktoś może powiedzieć: „Ot, teologiczne rozważania”. Też. Niezbędne zresztą. Ale w życiu konkretnych kobiet nabierają one realnych kształtów. Zanim w niepowtarzalny dla siebie sposób zaangażują się w działalność społeczną, uruchomią cały swój potencjał miłości, wrażliwości, empatii wobec ludzi, najbliższych i tych najbardziej potrzebujących, u „podnóża” tego zaangażowania jest często ten specyficzny rys więzi z Bogiem: oblubieńcze „zakochanie” w Nim, nuta serdecznej zażyłości, zapatrzenia w Niego, długich z Nim rozmów, doświadczenia tajemniczych zaślubin z Panem, w całym bogactwie więzi z Nim.
Jak się ma do tego hierarchiczna struktura Kościoła? Papież pisze o Chrystusie-Oblubieńcu, który „wyraża się”, jest obecny w osobie i posłudze Piotra, Dwunastu, kapłanów. W nich działa, w nich obdarza Kościół-Oblubienicę swoimi łaskami. I tak patrzeć można na ich posługę z perspektywy Jego serca: Ktoś, kto kocha mnie nieskończoną miłością, taki niezwykły „wymyślił” sposób - przez Urząd Nauczycielski Kościoła, przez sakramenty, by ogarnąć mnie swoją łaską, otoczyć opieką, ogarnąć swoją mocą.
Ostatecznie to „ja”, każdy członek Kościoła, jestem „beneficjentem” w tym układzie - „na służbie” mojej świętości jest posługa hierarchii. „Daj się o siebie przez tych ludzi zatroszczyć” - zdaje się mówić Jezus. A każdy kapłan staje się jakby żywym wyznaniem miłości Chrystusa do człowieka: „Zobacz, tak cię kocham, że powołałem tę osobę, by dotrzeć do ciebie z moim słowem, z łaską Eucharystii, odpuszczenia grzechów...”.
Oczywiście, łatwo to przyjąć, gdy w Kościele patrzymy na wszystko w kluczu miłości, więzi z Bogiem, służenia sobie nawzajem. Gdy to szwankuje, wiele rzeczy zaczyna boleć, uwierać, budzić pytania. Czy jednak nie warto, nie unikając rozwiązywania pojawiających się problemów, zawsze mieć na horyzoncie podstawowy fakt: to miłość stanowi o naszej godności. Jego nieskończona miłość wobec mnie i moja zdolność do odpowiedzi.
Porusza mnie zdanie z ostatniego punktu papieskiego listu, w którym Jan Paweł II dziękuje Bogu „za kobiety »dzielne« i za kobiety »słabe« - za wszystkie: tak jak zostały pomyślane przez Boga w całym pięknie i bogactwie ich kobiecości”. Rozumiem, że uznaje dążenia tych „dzielnych” - dążących do sprawowania odpowiedzialnych funkcji, przecierania nowych szlaków, walki o różne słuszne sprawy. Ale i nie nakazuje wszystkim takiej postawy. Jedynym „obowiązkiem” jest miłość, która ma wiele twarzy. A w niej żadna dyskryminacja człowiekowi nie przeszkodzi.
A wracając do wrocławskiej debaty - o każdej z obecnych na niej pań można by pewnie napisać książkę. Słuchając o wolontariacie na misjach, byciu mamą pięciorga dzieci podejmującą kolejne inicjatywy w swojej parafii, posłudze siostry zakonnej - wychowawczyni i pasjonatce filmu, wiele się można nauczyć. Końcowe wnioski rozmowy zdają się kluczowe: w Kościele najmocniejsze, najpiękniejsze świadectwo dajemy, działając jako mężczyźni i kobiety razem.