Naprawdę posiadasz tylko to, co przyjąłeś w darze albo podarowałeś - mówił ks. Mirosław Maliński na rekolekcjach w parafii NMP Bolesnej we Wrocławiu-Strachocinie.
Jezus wziął chleb, pobłogosławił, połamał i rozdał – to swoisty skrót tego, co należy zrobić ze swoim życiem, jeśli ono ma mieć sens.
„Malina” zaprosił najpierw słuchaczy do zapatrzenia się w Chrystusa, który od początku swojego życia na ziemi przyjął – wydawałoby się niezwykłą jak na Boga postawę – przyjmował wszystko od ludzi.
– To bardzo dziwny, niezwykły Bóg – zauważył. – Chce być przez człowieka kochany, zechciał potrzebować ludzkiej opieki, troski. Chciał, by to ludzie nauczyli Go chodzić, mówić, by nauczyli Go zawodu. Lubił być przez nich goszczony. Pozwolił prostytutce całować swoje stopy. Piotra trzykrotnie pytał o miłość. Chciał słyszeć, że jest kochany.
Przyjął „za swoje” konkretny kraj, okoliczności życia, swoich przodków – choć w Jego rodowodzie są osoby o wątpliwej reputacji; jest Dawid – de facto morderca, jest Rut Moabitka – choć Żydom nie wolno było wchodzić z Moabitami w związki małżeńskie. Czy my potrafimy przyjąć swoją historię życia, swoją rodzinę, swoje ciało?
– Gdy wchodzimy w swoje serce, spotykamy tam często pustkę i ciemność – mówił „Malina”. – To bardzo dobrze. Ta pustka to przestrzeń na przyjęcie kogoś; ta ciemność do miejsce na światło. Ono w mroku jest najlepiej widoczne.
Przypomniał historię niepełnosprawnego po porażeniu prądem Jasia Meli i Marka Kamińskiego, który zabrał pozbawionego ręki i nogi chłopaka na Biegun Północny. Polarnik po spotkaniu z Jasiem odkrył, że jego wcześniejsze samotne wędrowanie na biegun było po to, by mógł kiedyś zabrać tam tego chłopca.
– Rozdać można tylko to, co się ma, co się przyjęło. Ale zanim się rozda, trzeba to pobłogosławić – tłumaczył ks. Mirosław. Pobłogosławić trzeba i to, co wiąże się w naszym życiu z bólem, z traumą. Ze wszystkiego można wyprowadzić coś dobrego.
Obiektywnie patrząc, fakt, że Jezus narodził się w stajni, w żłobie, to nie było coś pozytywnego. A jednak zostało to „pobłogosławione” – z czułością śpiewamy dziś o tym, jak leży na sianeczku; w okolicznościach Jego narodzin dostrzegamy piękno prostoty.
Także Jaś Mela musiał „pobłogosławić” to, co wydarzyło się w jego życiu. Najpierw sam przyjął, zaakceptował swoje kikuty, potem przestał na przykład na basenie kryć je przez wzrokiem innych. Później odkrył, że to dzięki dramatycznemu wypadkowi wyruszył na biegun, przeżył niesamowitą przygodę.
Co było dalej? Odkrył, że nie po to tam poszedł, by być sławny – jak najpierw myślał, lecz by dawać coś innym. Okazało się, że może pomóc duchowo „stanąć na nogi” wielu ludziom dotkniętym z powodu wypadków, chorób.
Ostatecznie o to w życiu chodzi: coś z siebie dać, rozdawać to, co się ma. W tym jest szczęście – i ku temu należy wychowywać dzieci. Zauważył, że zanim się rozda, trzeba często połamać – może przełamać się, pokonać siebie. Nie daje się rzeczy niepotrzebnych, śmieci. To byłoby dla kogoś uwłaczające. Dar czyni się z tego, co najlepsze. Często towarzyszy nam obawa – jak rozdam, to mi zabraknie…
– Tylko to naprawdę masz, co podarowałeś albo co dostałeś, co otrzymałeś w darze. Nawet jak ci to ukradną, to pozostanie w tobie to obdarowanie – mówił „Malina”. – Także z tych rekolekcji zapamiętasz to, czym podzielisz się z innymi. Może tę jedną myśl, która ci po nich zostanie.
Zwrócił uwagę na to, co absolutnie oryginalne w Ewangelii – słowa Jezusa „Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem”. „Wzajemnie” nie oznacza tu – zrobię komuś tak dobrą zupę, żeby on mi zrobił świetne drugie danie. Jezus mówi „jak Ja was umiłowałem” – a On umiłował tak, że pozwolił nam Jego kochać, chciał być zależny, potrzebować ludzi. Przyszedł na świat jako dziecko, a nie dorosły mężczyzna.
– Miłość „bezinteresowna” – taka, gdy „nic z tego nie mam”, ja daję, ale nie pozwalam, by obdarzali mnie inni, nie chcę być zależny – taka miłość nie jest chrześcijańska, jest egoistyczna – stwierdził ks. Mirosław.
Uczestnicy rekolekcji usłyszeli również historię „dawania i przyjmowania” związaną z pewnym studentem z Senegalu, któremu „Malina” z pomocą innych osób umożliwił studiowanie we Wrocławiu. Mogli również sami mieć udział w dofinansowaniu zakupu ksiąg liturgicznych przeznaczonych do ubogiej senegalskiej parafii.
Przyjmować, błogosławić, być gotowym do łamania i rozdawania – klucz do szczęścia.