Tekst dla tych, którzy jednak chcą coś ofiarować w kopercie. Jeżeli uważasz księży za „czarną mafię okradającą kraj” - szkoda twojego czasu. Nie czytaj.
To jeden z problemów, które, parafrazując hasło Wielkie Orkiestry Świątecznej Pomocy, powracają co roku i będą wracać do końca świata i jeden dzień dłużej. Media rozdmuchują ten temat, bo jest lotny, dotyczy prawie każdego, mówi o pieniądzach, a one zawsze wywołują emocje. A jeśli dodatkowo połączymy je z Kościołem i księżmi to siłę tych emocji od razu pomóżmy razy 10.
Najpierw własne doświadczenie. Przyjmowałem (na początku z rodzicami, potem samodzielnie) już kilkunastu księży po kolędzie. Każdy z nich (z naciskiem na słowo „każdy”) zanim przyjął ofiarę, pytał, czy na pewno, bo może rodzina ma pilniejsze potrzeby. Kilku wręcz zapierało się i odmawiało. Zdarzało się, że musieliśmy skapitulować i pieniądze zostawały w domu. Przypadek? Być może.
Nigdy jednak nie słyszałem z pierwszej ręki, żeby kapłan był łapczywy na kopertę albo nie chciał pobłogosławić domu, jeśli domownicy nie zapłacą. Zapewne wielu z Państwa miało podobnie. I chwała Panu. Jeśli nie - naprawdę mi przykro, ale trudno będzie mnie przekonać, że takich księży jest dużo.
Kilka dni temu przeczytałem na jednym z polskich portali krótki felieton, w którym autor zawarł jedno wyraziste przesłanie. Pieniądze podczas wizyty duszpasterskiej są kompletnie nieważne. Nie powinniśmy się nimi w ogóle zajmować i przejmować. Chcesz dać? Daj. Nie chcesz, nie dawaj. Nic się nie stanie.
Nie mogę się z tym do końca zgodzić i niepokoi mnie takie uproszczone stawianie sprawy. Myślę, że ludzie, dla których oczywiste jest, że księża nie chodzą z wizytą duszpasterską dla kasy, nie otwierają każdej koperty z ciekawości zaraz po wyjściu i nie notują, ile dał Kowalski, a ile Nowak, powinni pójść w swoim podejściu nieco dalej.
Sam się zastanawiałem, ile dać. Ile to będzie dużo, ile mało. Nie tylko dla mnie i mojego budżetu, ale dla parafii. Szybko odkryłem, że ta ofiara ma swoją wartość. Niepoliczalną. Świadczy o moim sercu i podejściu. Czy to znaczy, że im więcej dam, tym wrażliwsze mam serce? Nie. To znowu byłoby uproszczenie.
Mam wrażenie, że my-katolicy dajemy się zepchnąć albo sami się spychamy do ślepej uliczki pod nazwą: "Pieniądze przecież w ogóle nie są ważne". Otóż są. Dla ziemskiego funkcjonowania. Stąd też liczą się dla Kościoła. Choćby z prozaicznych powodów jak rachunki, utrzymanie osób przy parafii (organista), remonty, nowe inwestycje. Kościół lokalny, jak inne dziedziny naszego życia, też chce i powinien się rozwijać.
Szybko zadałem sobie pytanie: czy ja się czuję odpowiedzialny za swoją parafię? Czy czuję jej częścią? I szerzej: częścią Kościoła? Dlatego pieniądze, które wręczyłem kapłanowi w kopercie były dla mnie ważne.
Oczywiście, wzbraniał się, ale odpowiedź ze strony mojej żony była krótka i załatwiła sprawę:
„Proszę księdza, to nasza ofiara na cele parafii, której jesteśmy częścią. Nie dajemy, bo tak trzeba, czy wypada. Dajemy, bo chcemy i uważamy, że powinniśmy. Tak nas wychowano i tak to rozumiemy”.
Sam zadecydowałem, ile przeznaczam. Ta wolność jest kluczowa. Jednocześnie przywiązałem do tego należytą wagę. Nie udawałem, że to się zupełnie nie liczy.
Bardzo trafnie ujął ten problem ks. Wojciech Węgrzyniak pisząc:
Ludzie są bardziej zniewoleni pieniądzem niż kiedyś. Bieda w Polsce za PRL-u była większa, ale każdy dawał księdzu kopertę i nikt nie robił z tego problemu. Wiedziano, że to podziękowanie za całoroczną pracę w parafii.
Dlatego pieniądze, które ofiarowałem, stały się istotną częścią wizyty duszpasterskiej - prostym materialnym wyrazem mojej solidarności z Kościołem, z parafią, z kapłanami, którzy mnie i mojej rodzinie służą na co dzień. Naturalnie, że nie trzeba ich przekazywać tylko podczas kolędy. Można także przy innych okazjach. Ja skorzystałem z takiej.
Czasem znajomi komentują: po co dajesz, wiesz, ile oni dostają, jak się tak przejdą po osiedlu? Odpowiadam wówczas nieco i przekornie, ale prawdziwie: "Spokojnie. Daję jeszcze ministrantom".
Bo oni też przez cały rok służą mnie, moim bliskim, znajomym, wszystkim. Dlatego ta ofiara jest dla mnie istotna. Dla mnie nie ma charakteru zapłaty, czy spłacania długu, ale dokładania się do wspólnej całości, której jestem częścią i z której korzystam.