Czyli jak polski ksiądz spowiadał w języku hiszpańskim podczas Światowych Dni Młodzieży w Panamie.
W parku Omara (Parque Omar) w Panama City znajduje się wielkie pole spowiedzi. Postawiono tam kilkadziesiąt konfesjonałów. To strefa miłosierdzia Boga nad człowiekiem.
- Zgłosiłem się tam jako ksiądz. Zapytali mnie o język, w którym mogę spowiadać. Wymieniłem polski i hiszpański. Na miejscu ustawiła się jedna wielka kolejka. Penitent mówił, w jakim języku chce się wyspowiadać, i wolontariusze przyprowadzali go do konkretnych księży - opowiada ks. Marcin Werczyński.
Posługiwał przez 2 godziny i wypowiadał kilkanaście osób. Oprócz jednej Polki reszta młodzieży pochodziła z krajów hiszpańskojęzycznych: Urugwajczycy, Panamczycy, Kolumbijczycy. To nie były "suche" spowiedzi z wymienianiem grzechów i oczekiwaniem na naukę, ale głębokie rozmowy.
Ksiądz Marcin miał już doświadczenie szafarza sakramentu pokuty po hiszpańsku, gdy przebywał w Ekwadorze. Zdarza mu się to również we Wrocławiu, gdzie pracuje jako prefekt seminarium. W Parque Omar kilka osób zdziwiło się, że polski kapłan mówi tak dobrze po hiszpańsku. Młodzi przyznawali podczas spowiedzi, że dla nich wszystko jest zrozumiałe i nawet dobrze powiedziane.
- Skupiałem się na ich problemach, na tym, co mówili o swoim życiu, i odwoływałem to do konkretnych przypowieści w Ewangelii. Cieszę się, że Światowe Dni Młodzieży wyzwoliły w tych ludziach pragnienie pojednania z Bogiem - mówi kapłan z Wrocławia.
Co ciekawe, po sprawowaniu sakramentu spotkał dwójkę młodych ludzi z Los Pozos, z którymi spędził Dni w Diecezjach. Od razu wpadli sobie w ramiona i nie mogli się nagadać. Panamczycy wręczyli księdzu upominek.
- Ta spowiedź była odkrywaniem człowieka i miłości Pana Boga. Pociekły łzy po policzkach, pojawiły się uściski po spowiedzi, słowa podziękowań i błogosławieństwa. Nigdy już się nie spotkamy. Przeżyliśmy jedyną naszą wspólną chwilę. Na Bożą chwałę. Ogromnie się cieszę, że w tych kilku minutach Bóg mógł się mną posłużyć, żeby coś zmienić w ich życiu na lepsze, żeby jakoś dotrzeć. Dla mnie to wciąż coś nieprawdopodobnego. Teraz naprawdę czuję się narzędziem w ręku Boga - stwierdza ks. Marcin.