Komentarz do fragmentu Ewangelii z trzeciej niedzieli okresu zwykłego przygotował o. dr Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki z Wrocławia.
Zwykle jest tak, że kiedy znane i ważne osoby po raz pierwszy zabierają głos, rozpoczynając urzędowanie na wyznaczonym stanowisku, opinia publiczna natęża słuch. Jakie będą pierwsze słowa nowego papieża? Co znajdzie się w exposé premiera? Jakie będzie pierwsze orędzie prezydenta? Pierwsze słowa odbierane są często jako programowe.
W Ewangelii według św. Łukasza wystąpienie Jezusa w synagodze w rodzinnym Nazarecie było właśnie pierwszą Jego mową. Tak jak oficjalnym początkiem publicznej działalności Jezusa był Jego chrzest w Jordanie, a początkiem znaków był, według św. Jana, wspomniany w minioną niedzielę cud przemiany wody w wino, tak początkiem Jego nauczania jest, według św. Łukasza, publiczne wystąpienie w synagodze. Niejeden kaznodzieja, wskazując na tę mowę Jezusa, słusznie nadaje jej miano programowej.
Publiczne wystąpienie Jezusa nie jest zwykłym przemówieniem, jakich wiele. To przemówienie zawiera w sobie bardzo charakterystyczny rys. Już odczytany fragment z Księgi proroka Izajasza podpowiada nam tę wyjątkowość. Przecież o kim czyta Jezus? Niejeden modlący się wtedy w Synagodze pomyślał: znowu słyszymy o Mesjaszu, który jest obiecany i kiedyś tam w przyszłości przybędzie. Czekamy i czekamy, ale to będzie kiedyś i zapewne w wielkiej okazałości i w ogóle będą fajerwerki i co tam tylko. Czy mogli się spodziewać, że ten, o którym słyszą, to właśnie czytający? Co zatem pomyśleli, kiedy usłyszeli z ust czytającego komentarz, którego chyba najmniej się spodziewali: "Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli!" (Łk 4,21)?
Spełnia się w końcu to, czego potrzebowali, pragnęli i na co czekali Żydzi. Jezus wskaże jeszcze w innym miejscu, że nie o Żydów tu tylko chodzi, ale o całą ludzkość. Spełnia się to, co zapowiedział Izajasz. Bo przecież Jezus niesie dobrą nowinę ubogim; głosi wolność, którym została ona zabrana; głosi przejrzenie tym, którzy nie widzą; ogłasza królestwo Boże, które się przybliżyło i jest już w zasięgu ręki tych, do których przychodzi Mesjasz. Oto słowo stało się faktem. Zamieszkało pośród ludzkości. To się dzieje naprawdę, i nie o cuda tu tylko chodzi takie, jak rozmnożenie chleba, uzdrowienie chorych, wskrzeszenie Łazarza i jeszcze inne wydarzenia - to nie jest ostateczny cel przyjścia Mesjasza na ziemię.
Gdyby tak miało być, to Jezus rozmnożyłby tyle chleba, że o plony i żniwa nie musielibyśmy się po dziś dzień martwić, przemieniłby tyle wody w wino, że już nie trzeba by zajmować się winobraniem, butelkowaniem i korkowaniem. Gdyby przyszedł zabrać wszystkie ludzkie choroby, to lekarze byliby dziś zbyteczni. Tak więc to nie są cele, z którymi przychodzi Bóg na ziemię. To wszystko jest jedynie ukazaniem chwały Jezusa oraz zapowiedzią tego, co tak naprawdę ma się dopiero wydarzyć - odkupienie i zbawienie człowieka. Jezus od samego początku swojej publicznej działalności tak naprawdę prowadzi nas pod krzyż oraz uczy zrozumieć krzyż, grób i zmartwychwstanie. Zachęcając do pójścia za sobą, do naśladowania Go, pokazuje, że każdy kto chce być Jego doskonałym uczniem, ma udział w tym, z czym przychodzi Bóg na ziemię. Mieć udział w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa - znaczy żyć.
Uczestnik niedzielnych Mszy św. często przeżywa trudności w wierze. Czy nie było tak kiedyś w twoim życiu, szanowny czytelniku tych rozważań, że nagle wszystko wydaje się jakoś takie mdłe, powiedziałbym odległe. Czytają z ambony jakieś słowa Jezusa, czytają o jakimś uzdrowieniu, cudzie. Czytają o jakimś spotkaniu Jezusa z drugim człowiekiem... I nagle myśl, że to było kiedyś dwa tysiące lat temu, że wtedy był krzyż, że wtedy był pusty grób... Wtedy... Co mnie to właściwie obchodzi, to było wszystko dla nich, dla ludzi żyjących w czasach Jezusa, a ja mam swoje troski i mnożące się problemy. Podzielę się, że miałem w swoim życiu trudne Msze św. do przeżycia. Zwłaszcza wtedy, kiedy towarzyszyły mi życiowe trudności i kłopoty.
Jezusowe słowa o tym, że dziś spełniły się słowa Pisma, aktualne są w czasie każdej Mszy św. i w naszej codzienności będącej przedłużeniem liturgii spotkania z Chrystusem w Słowie i Chlebie. Jezus jest na wyciągnięcie naszej ręki, jest dla nas i z nami.
Moja matematyczka mawiała, że są wzory matematyczne, które trzeba włożyć w rameczkę i powiesić nad łóżeczko. Może to dobry pomysł, żeby niektóre zdania Pisma Świętego wypisywać sobie grubą czcionką, oprawić w ramkę i powiesić w widocznym miejscu. Skoro przychodzą zwątpienia, Jezus wydaje się odległy, a moja codzienność jakby nie z Jego planety i myślę, że Bóg to mnie na pewno nie rozumie, to może właśnie na wszystko powinienem patrzeć przez pryzmat programowego wystąpienia Jezusa: "Dziś spełniły się słowa Pisma". Patrzeć na słowo Boże przez pryzmat swojego życia. Patrzeć na swoje życie przez pryzmat słowa Bożego.