O. Szczepan Frankowski ze Zgromadzenia Ducha Świętego - przed laty studiujący we Wrocławiu - pracuje obecnie w Senegalu. W DA Maciejówka uczestniczył niedawno w Senegalskim Wieczorze - wraz z sześcioma reprezentantami tego kraju.
Agata Combik: Nie pochodzi ojciec ze Stolicy Dolnego Śląska, a jednak to miejsce miało swoje znaczenie „w drodze do Afyki”.
O. Szczepan Frankowski: Urodziłem się na Śląsku, a do Wrocławia trafiłem za namową koleżanki, która rok wcześniej zaczęła tu studia i była zauroczona tym miastem. Tak się zdarzyło, że po zdaniu matury, tuż przed podjęciem studiów (prawo i administracja), pojechałem po raz pierwszy do Taizé we Francji. Gdy brat Marek dowiedział się, że będę się uczył we Wrocławiu, wyciągnął karteczkę i napisał na niej dwa tajemnicze dla mnie wtedy słowa: „Bujwida Wawrzyny”. Poradził, bym tam zajrzał, wspominając że odbywają się tam modlitwy ze śpiewami Taizé.
Tak się zaczęła moja przygoda z duszpasterstwem, która przerodziła się w przygodę z Panem Jezusem. W pewnym momencie studia stały się dla mnie właściwie dodatkiem do zaangażowania się DA „Wawrzyny”. Podpatrując „Orzecha” uczyłem się szkoły życia wspólnotowego, służby innym. Odkrywałem, że chyba w taki sposób chciałbym się realizować przez całe życie.
Gdy byłem na III roku studiów, odbyło się drugie spotkanie Taizé we Wrocławiu. Uczestniczyłem w przygotowaniach od przyjazdu pierwszych braci do wyjazdu permanentów gdzieś w drugiej połowie stycznia. Gdy wszystko się skończyło, poczułem taką pustkę, że myślałem o rzuceniu studiów. Ks. Andrzej Siemieniewski – wtedy ojciec duchowny w seminarium – poradził mi, by najpierw je skończyć.
Nie od razu pojawiła się myśl o misjach...
Po studiach wyjechałem do Taizé, by dać sobie czas na rozeznanie. Ostatecznie podjąłem decyzję, że chcę dołączyć do braci. Przyjęli mnie do wspólnoty po kilku miesiącach, a wkrótce zaproponowali wyjazd na tzw. fraternię do Dakaru w Senegalu. Byłem tam przez 6,5 roku jako brat z Taizé. Tam odkryłem swoje „powołanie w powołaniu”. Poczułem, że Bóg mnie wzywa do typowej pracy misyjnej jako kapłan, misjonarz. Poznając misjonarzy ze Zgromadzenia Ducha Świętego poczułem, że to jest to. Bracia też widzieli, co się ze mną dzieje; decyzja o wstąpieniu do duchaczy przyszła naturalnie.
Po wyjeździe z Senegalu w 2007 r. kontynuowałem formację we Francji. Po zakończeniu formacji, przed świeceniami diakonatu i ślubami wieczystymi, każdy w naszym zgromadzeniu pisze do generała zakonu prośbę o misję. Można zaproponować trzy kraje. Ja zaproponowałem dwa – Senegal i Ghanę. Bóg okazał się miłosierny, mogłem wrócić do Senegalu… Najpierw pracowałem przez 3 lata na misji katolickiej w Kedougou.
I tam Ojciec poznał Leona, który obecnie studiuje we Wrocławiu.
Tak, Leon – który obecnie korzysta z ministerialnego stypendium ucząc się w Polsce, a zarazem mieszka w DA Maciejówka – pochodzi z tego regionu. Uczył się w liceum publicznym, a mieszkał w internacie, za który ja wtedy odpowiadałem. Potem zostałem przeniesiony na placówkę do Dakaru. W tym czasie, po maturze, trafił tam też Leon – zaczął studia na wydziale prawa. Kiedy pojawiła się możliwość studiów we Wrocławiu, wiedziałem że będzie dobrym kandydatem. I tak jest. Cieszę się, że daje sobie tu radę. Dołączył do niego także Louis – którego poznałem w Dakarze. Ich przyjazd był możliwy dzięki ministerialnemu stypendium zapewniającemu darmowe studia oraz wsparciu zapewnionemu przez ks. Mirosława Malińskiego.
Zaprzyjaźniliśmy się przed laty, gdy ja studiowałem we Wrocławiu, a „Malina” był w seminarium. Poznaliśmy się w „Wawrzynach”, gdzie wielu kleryków przychodziło na niedzielne Msze św., „dwudziestki”. Połączył nas Orzech, a także Taizé – byłem zaangażowany w organizację modlitw Taizé na Bujwida, także w kościele NMP na Piasku (tu przez kilka lat byłem za nie odpowiedzialny.
Teraz staje ojciec w Senegalu przez wyzwaniami związanymi z rodzącą się parafią…
Decyzję o jej powstaniu podjął arcybiskup Dakaru, gdy w 2017 r. odbył wizytę kanoniczną w naszej parafii Notre Dame du Cap Vert (Naszej Pani z Zielonego Przylądka) w Pikine – miejscowości leżącej 10 km od centrum Dakaru. Ta parafia ma obecnie dwa sektory: Pikine i Thiaroye, odległe od siebie o 3 km. Arcybiskup stwierdził, że ten drugi „dojrzał”, by utworzyć nową parafię. Na razie istnieje tam Fondation Thiaroye – fundacja, jakby parafia w trakcie powstawania. Tak się złożyło, że jej utworzenie powierzono mi. Warto dodać, że populacja katolików w Senegalu wzrasta. Raz po raz powstają nowe parafie.
Waży się jeszcze sprawa wezwania naszej nowej parafii. Arcybiskup zaproponował, by patronował jej św. Barnaba; część osób chciałaby utrzymać dotychczasową nazwę tutejszej kaplicy – Matki Bożej od Nadziei. Inni chcieliby, żeby parafia była pw. Miłosierdzia Bożego czy Jezusa Miłosiernego. Czekamy na decyzję biskupa.
O. Szczepan podczas Mszy św. w Senegalu Archiwum o. Szczepana Frankowskiego Jakie zadania stają przed Ojcem?
W Thiaroye istnieje wspólnota wierzących, praktykujących ludzi, natomiast brakuje infrastruktury. Znajduje się tam tymczasowa kaplica, która przypomina bardziej salę wielofunkcyjną. Najświętszy Sakrament przechowywany jest nie tam, lecz w zakrystii. Kaplicę można podzielić na 3 części i wtedy powstają sale do katechezy. Kilka salek jest też obok niej. Nie wystarcza to, by prowadzić katechezę – na szczęście ojcowie pijarzy, którzy w najbliższym sąsiedztwie zakupili teren, zbudowali szkołę podstawową i średnią, udostępniają nam sale lekcyjne. W salkach, które mamy – a które pilnie wymagają remontu – odbywają się m.in. próby chóru, spotkania różnych grup. Są to na przykład harcerze, harcerki, a także grupa, której nazwę można przetłumaczyć jako „czuwające serce, czuwająca dusza”. Arcybiskup podejmie decyzję, czy będziemy budować w tym miejscu nowy kościół czy rozbudowywać kaplicę.
Staram się również o utworzenie w jednej z salek kancelarii parafialnej oraz małego pokoiku dla siebie. Lepiej, żebym mógł być na miejscu, dojazdy z Pikine, mimo niewielkiej odległości, zajmują trochę czasu – zwłaszcza, gdy tworzą się korki przy targowisku. Nasz arcybiskup jest za duszpasterstwem, w którym pasterz jest jak najbliżej ludzi.
Ostatnio uczestniczył ojciec w niezwykłych wydarzeniach.
Dzięki pallotyńskiej fundacji Salvatti miałem okazję uczestniczyć w ŚDM w Panamie. Wszystko zaczęło się od tego, że w ramach Rejsu Niepodległości Dar Młodzieży zagościł też w Dakarze – był tam od 18 do 20 lipca. Fundacja wtedy szukała kontaktu z polskimi misjonarzami. Ja się również zaangażowałem w tę sprawę. Młodzież z mojej parafii pojechała zwiedzać polski statek. Następnego dnia część polskiej załogi statki przyjechała do nas.
Mogli zobaczyć przedmieścia Dakaru, co było dla nich przeżyciem, ale także… zagrać mecz Polska-Senegal. To miał być rewanż za przegraną Polski w czasie mistrzostw świata. Okazało się, że zamiast rewanżu miała miejsce jeszcze bardziej sromotna porażka Polaków (5:1), tak czy inaczej towarzyszyła nam jednak wspaniała atmosfera. W fundacji Salvatti zrodziła się wówczas idea, by zaprosić dwóch młodych ludzi z naszej parafii na ŚDM w Panamie i żebym ja im towarzyszył. Tak się stało. Było to niezwykłe doświadczenie. Gdy pozwalamy prowadzić się Bogu, On szykuje dla nas zaskakujące niespodzianki. Wylatywaliśmy do Panamy z polską grupą, z nią też wróciliśmy do Polski. W piątek wracamy już do Senegalu.
A tymczasem w DA Maciejówka odbyło się wspomniane senegalskie spotkanie.
Uczestniczyło w nim w sumie sześciu Senegalczyków – Leon i Louis studiujący we Wrocławiu, Henry i Etienne, którzy ze mną przyjechali, oraz dwóch mężczyzn, którzy mieszkają teraz w innych miastach Polsce – jeden ożenił się z polską wolontariuszką. Drugi jest muzułmaninem. W Senegalu, w którym 93 proc. mieszkańców to muzułmanie, stosunki między muzułmanami i chrześcijanami są bardzo dobre.
W Maciejówce opowiadaliśmy o Senegalu. To na pewno jest nieco inny świat niż w Polsce – odmienny klimat, warunki bytowe, Kościół ma nieco inne oblicze. Ale jest coś, co łączy Polaków i Senegalczyków: gościnność. Senegal jest nazywany krajem terangi. Teranga w języku wolof to „gościnność”. Ja wciąż jej tam doświadczam. Oni tu też jej doświadczyli.
Kiedy miałem okazję organizować przyjazd grupy senegalskiej na ŚDM w Krakowie, na miejsce pobytu w diecezjach wybrałem oczywiście Wrocław. Trafiliśmy do franciszkańskiej parafii św. Karola Boromeusza. Po 4 dniach wspólnie spędzonego czasu Senegalczycy rozstawali się z płaczem z polskimi rodzinami. To było niezwykle wzruszające przeżycie.
Zobacz także TUTAJ