Harcerki z 10. Drużyny Wrocławskiej Skautów Europy musiały zmierzyć się z trudnymi warunkami podczas wędrówki w Karkonoszach.
O tym, że w górach zimą nie ma żartów, wie praktycznie każdy. Ale gdy przychodzi do podjęcia odpowiedzialnej decyzji i rezygnacji ze swoich planów, bo pogoda płata nam figla, już nie wszyscy tak chętnie obracają się na pięcie. Działają emocje, adrenalina.
Zastęp Zastępowych 10. Drużyny Wrocławskiej wyruszył na integracyjny wypad w Karkonosze. Drużynowa Natalia Kosińska wyznaczyła konkretną trasę i ustaliła górskie cele.
- Znałam tamte rejony. Plan był ambitny, z malowniczą trasą - mówi studentka II roku, która miała pod swoją opieką harcerki: licealistkę i gimnazjalistkę.
Po wyjściu ze Szklarskiej Poręby skautki obrały kurs na schronisko pod Łabskim Szczytem.
- Mijali nas ludzie po drodze, którzy spoglądali na nas ze zdziwieniem. Jeden z panów, chyba lekko nie dowierzając, zapytał, dokąd idziemy z takimi wielkimi plecakami - opowiadana Natalia Kosińska.
Szlaki nie były zbyt dobrze przetarte, w górę prowadziła jedynie lekko wydeptana ścieżka. Harcerki „Zawiszy” w 5 godzin spokojnym tempem doszły do schroniska. Tam wysuszyły ubrania, przebrały się w mundury, budząc zainteresowanie turystów.
- Ludzie mówili na nas "druhenki" i pytali, czy to jakaś zbiórka wysokogórska. Spędziłyśmy wspólny wieczór na grach i zabawach. To był wyjazd harcerski, ale bez harcerskich wyzwań, bardziej, żeby ze sobą pobyć - tłumaczy przewodniczka Skautów Europy.
Gdy następnego dnia dziewczęta się obudziły, usłyszały za szybą wyraźny świst. Wiedziały, że zerwał się wiatr, ale to też nic dziwnego w górach. Zeszły na śniadanie i zauważył ich ratownik GOPR-u.
- Zapytał, gdzie się wybieramy. Gdy usłyszał, że na Szrenicę, nie skomentował. Powiedział tylko, że pogoda ma się pogorszyć, wkrótce napłyną chmury, zrobi się wietrznie i ciemno. Ostatecznie powiedział, żebyśmy spróbowały podejścia, najwyżej zawrócimy - mówi N. Kosińska.
Harcerki postanowiły ruszyć w drogę, ale pierwszą poważną przeszkodę napotkały już przy... drzwiach wejściowych. Gdy je otworzyły, przywitała je ogromna zaspa śniegu, która uniemożliwiała wyjście. Pan pracujący w schronisku odgarniał wprawdzie ten śnieg, ale nowa zaspa tworzyła się błyskawicznie.
- Gdy udało się wyjść, okazało się, że nasza trasa prowadzi idealnie pod wiatr. Miałyśmy jeszcze ambitny plan wejścia na Łabski Szczyt i przejścia przez Śnieżne Kotły w stronę Szrenicy, ale gdy doświadczyłyśmy warunków na własnej skórze, udałyśmy się na Szrenicę bezpośrednio - relacjonuje studentka.
ZOBACZ ZDJĘCIA Z WYPRAWY TUTAJ.
Po drodze Skautki Europy nie mogły nawet podnieść głowy, bo wiatr sypał im śniegiem po oczach. Co jakiś czas się potykały, a najmłodsza z nich czasem traciła równowagę z powodu wichury.
- Spotkałyśmy jakąś grupę, która odradzała nam dalszą wędrówkę. I wahałyśmy się. Stwierdziłyśmy, że mamy jednak wielkie plecaki wędrówkowe, więc może wiatr nas nie przewróci. Choć Julkę trzeba było czasami popychać lub ciągnąć. Co jakiś czas łapałyśmy się ustawionych pali, żeby było nam łatwiej - opisuje Natalia.
Niedługo napotkały kolejnych turystów, którzy szli od strony Szrenicy i ci również namawiali harcerki do powrotu, szczególnie, że dalsza trasa przebiegała już coraz bardziej stromym fragmentem.
- To był dla nas jasny sygnał, że trzeba zawrócić. Założyłyśmy, że Pan Bóg postawił tych ludzi na naszej drodze, żeby nas ostrzegli. Z powrotem wiatr wiał nam plecy i także nas przewracał, więc nie było łatwo - mówi harcerka.
Gdy doszły do schroniska pod Łabskim Szczytem, natrafiły na znajomych ratowników. Mieli oni przeprowadzać ćwiczenia na Śnieżnych Kotłach, ale ze względu na bardzo trudne warunki wykonywali je „a sucho” w schronisku. To był ostateczny znak, że zastęp podjął słuszną decyzję.
- Postanowiłyśmy spędzić w schronisku jeszcze jedną noc. Nie chciałyśmy wracać, a wyżej wyjść się po prostu nie dało. Widziałyśmy, jak wielu turystów wchodzi tam, zmordowanych warunkami i decyduje się od razu na zejście. Chyba większość była zaskoczona tym wiatrem. Na poziomie lasu nic tego nie zapowiadało - uważa N. Kosińska. Ta historia sprawiła, że przypomniała sobie usłyszane niegdyś zdanie: "Człowieka można poznać, gdy spędzi się z nim 24 godziny".
- I rzeczywiście, taka wspólna doba dużo daje. Bo przebywamy razem w różnych sytuacjach i tych przyjemnych, i tych trudnych, wymagających. Trzygodzinna zbiórka harcerska nie jest wyzwaniem, bo każdy może wtedy wykrzesać z siebie radość. W czasie takiego wyjazdu nie da się ukryć emocji i swojego charakteru. A góry tworzą świetne warunki, by poznać siebie nawzajem - podsumowuje przewodniczka Federacji Skautingu Europejskiego.