Wioska indiańska, dżungla, skorpiony, jaszczurki i... pierogi przyrządzane po drugiej stronie świata. Na wrocławskim Brochowie wciąż czuć klimat Światowych Dni Młodzieży w Panamie.
W parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego na Brochowie spotkali się uczestnicy ŚDM w Panamie oraz ich rodziny. Młodzież dzieliła się opowieściami z wyjazdu.
W salce parafialnej tego wieczoru zapanował egzotyczny klimat. Choć temperatura za oknami oscylowała wokół 0 stopni Celsjusza, zdjęcia dżungli, jaszczurek, egzotycznych plaż i palm połączone ze wspomnieniami uczestników Światowych Dni Młodzieży sprawiły, że atmosfera spotkania była bardzo gorąca i radosna.
- Przyjechali do nas także goście ze Świdnicy. To grupa, która dołączyła do nas w Panamie i razem się trzymaliśmy - dodaje ks. Arkadiusz Krzeszowiec.
Wikariusz brochowskiej parafii zebrał 35 młodych ludzi na wyjazd do Ameryki Środkowej, którzy stworzyli jedną z dwóch grup reprezentujących na ŚDM archidiecezję wrocławską.
Wyjątkowość wyjazdu młodzieży z Brochowa polegała m.in. na tym, że podczas Dni w Diecezji trafili dosłownie do… buszu.
- Wiedzieliśmy, że jedziemy do rejonu najmniej przygotowanego na przyjęcie pielgrzymów. Tak o nim się mówiło. Ale dopiero na miejscu zobaczyliśmy, że będziemy mieszkać w typowych indiańskich wioskach w dżungli. Warunki były bardzo bardzo egzotyczne i mocno dla nas zaskakujące - wspomina kapłan.
Podkreśla, że mieszkańcy, którzy na co dzień żyją w ubóstwie, oddali Polakom wszystko, co mieli i przyjęli ich serdecznie. Dlatego strach przed nieznanym zniknął.
- Nie ukrywam, że na początku młodzi byli przestraszeni. Spali pojedynczo w domach, bo były to niewielkie gospodarstwa. Dwie nasze dziewczyny pojechały z obawami do swojej miejscowości pick-upami i gdy wysiadły, zostały hucznie przyjęte. Tubylcy wykrzykiwali: „Mamy w końcu pielgrzymów! Już są!”. Wtedy stres opadł, a takie problemy jak karaluchy czy jaszczurki stały się po prostu dodatkiem - relacjonuje ks. Arkadiusz.
Młodzi z Brochowa są na tyle zadowoleni z ŚDM w Panamie, że już zaczynają przygotowania do wyjazdu do portugalskiej Lizbony w 2022 roku. Założyli konto i zaczynają zbierać pieniądze.
- Najbardziej w pamięci utkwili mi ludzie, ich gościnność oraz skromne warunki, w jakich żyją. Ja mieszkałem w domu o surowym stanie. Dokładnie spałem w kuchni, a pokój był oddzielony zasłoną. Mój gospodarz Kevin oddał mi swoje łóżko, a sam nocował na ziemi - opowiada 20-letni Łukasz Palow.
Student Politechniki Wrocławskiej pamięta dobrze poświęcenie tubylców, którzy wstawali z nim jeszcze przed 5 rano.
- Nie prowadziliśmy wielu rozmów, bo ja nie za dobrze znałem hiszpański, a oni tylko w tym języku się porozumiewali. Ale radziliśmy sobie przez tłumacza w telefonie. Mój gospodarz miał wielkie serce. Przyrządził mi pierogi. Nie miały może takiego kształtu, jak nasze i były niedogotowane, ale ten piękny gest wiele mówi - opisuje Łukasz.
Wizyta w Panamie nauczyła go, żeby nie narzekać na warunki, jakie ma w Polsce. W Ameryce Środkowej ludzie mimo dużo niższych standardów życia ciągle się uśmiechali, dużo ze sobą rozmawiali, mieli pozytywne nastawienie i potrafili cieszyć się z małych rzeczy.
- Staraliśmy się być ostrożni ze względu na pająki czy skorpiony, ale mieszkańcy nas chronili. Ostrzegali i pilnowali. W Panama City mieszkaliśmy w fawelach i choć te dzielnice mają złą sławę, widzieliśmy ich drugie oblicze - uprzejme rozmowy między sąsiadami, pozytywną atmosferę, przyjacielskie nastawienie. To zrobiło na mnie duże wrażenie - podsumowuje Ł. Palow.