Komentarz do fragmentu Ewangelii z szóstej niedzieli okresu zwykłego przygotował o. dr Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki z Wrocławia.
Jeszcze mamy przed oczami wydarzenia, które zostały przywołane w liturgii poprzedniej niedzieli. Jeszcze widzimy zmęczonych i sfrustrowanych rybaków, którzy płukali puste sieci po nieudanej nocnej pracy. Cud obfitości mógł wydarzyć się dzięki zaufaniu Szymona Piotra w słowo Boże. Ono przecież dotknęło go i doprowadziło do takiej sytuacji, iż zrozumiał, że życie jedynie o własnych siłach oraz w oparciu o własną logikę prowadzi do pustki, do frustracji i zmęczenia. Dopiero rezygnacja ze sposobu myślenia opartego na wierze jedynie we własne siły prowadzi do cudu obfitości tego, czego najbardziej w życiu potrzeba i tego co jest najwartościowsze.
Dzisiaj widzimy Jezusa, który przemawia do ludzi będących w sytuacji bólu, zmęczenia i w jakimś sensie w sytuacji różnych frustracji i załamań. Zwraca się do ubogich, głodnych, płaczących i znienawidzonych przez innych. Jezus obiecuje im nagrodę i właściwie ta nagroda już staje się ich udziałem, bo przecież obiecany Mesjasz jest w zasięgu ich ręki. Cud obfitości, tak jak w przypadku rybaka Szymona, może wydarzyć się dzięki otwarciu na słowo Boże, dzięki współpracy z Jezusem, który jasno i konkretnie mówi, co trzeba robić. Ci, których Jezus nazywa błogosławionymi, czyli szczęśliwymi, takimi właśnie są ze względu na pokorę i posłuszeństwo. Ci ludzie nie stawiają się w miejsce Boga. Oni w swoim uniżeniu podnoszą głowę do góry i wiedzą, że jeżeli coś mają, to dzięki Bogu to mają, a jeżeli czegoś im brakuje, to właśnie mają to u Boga. To są właśnie ludzie błogosławieni, czyli szczęśliwi. W ich życiu dokonuje się cud obfitości, jak w przypadku rybaka Szymona z ewangelijnej perykopy czytanej w liturgii zeszłej niedzieli.
Błogosławieństwa są nie tylko życiową wskazówką dla uczniów, ale są przede wszystkim autobiografią Jezusa. W Jezusie, w całym Jego życia, a najpełniej w Jego męce i śmierci na krzyżu wypełnia się pierwsza część każdego z błogosławieństw. W Jezusie zmartwychwstałym wypełnia się druga część każdego z błogosławieństw, czyli obietnica szczęśliwości. Ci, którzy żyją błogosławieństwami, żyją tak naprawdę w Duchu samego Jezusa i należą do Jezusa. W Nim cierpią, w Nim umierają i w Nim zmartwychwstają.
Jezus prócz "błogosławieni" wypowiada jeszcze "biada". W tym tłumie dostrzega nie tylko tych, którzy pokornie otwierają się na słowo Boże oraz pokornie uginają się przed Bogiem. Nauczania Jezusa słuchają również Ci, którzy ufają jedynie we własny siły, stawiają się w miejsce Boga, zamykają się na słowo Boże. Nie byliby zdolni zarzucić sieci na połów na polecenie Jezusa. Nie doświadczyliby zatem cudu obfitości. Jezus mówi "biada" sytym, czyli tym, którzy nie mają zdolności pokornie wznieść głowę do Boga i stać się żebrakiem wobec Niego, czyli uznać, że od Niego wszystko pochodzi i do Niego wszystko zmierza. Jezus mówi "biada" tym, którzy teraz się śmieją (teraz, kiedy głoszone jest słowo Boże, odpowiadają na nie kpiną). Mówi również "biada" tym, którzy będą chwaleni przez wszystkich. I to trzecie biada wybrzmiewa w kontekście wypowiedzi o fałszywych prorokach, czyli o tych, którzy mówili tylko to, co słuchacze chcieli usłyszeć, za co podziękują i czemu przyklasną. Przeciwnie do prawdziwego proroka, który mówi prawdę niezależnie od tego, czy go wykpią, odrzucą, czy nawet zabiją.
Jezus buduje wspólnotę doskonałych uczniów. Nie chce mieć uczniów "na pół gwizdka". W kontekście liturgii słowa zeszłej niedzieli można dodać, że nie chce mieć chrześcijan patrzących w ziemię, którzy pozostają zagubieni we frustracji i zmęczeniu z powodu pustki (puste sieci rybaków). Jeżeli następuje otwarcie się na Jego słowo, pustka zostaje obficie wypełniona obecnością Jezusa. Jezus wypełnia pustkę miłością. Niektórzy powiadają, gdzie miłość tam cierpienie... ale o tym już za tydzień.