W ramach cyklu OPen, w Duszpasterstwie Akademickim "Dominik" gościła Iwona Kasprowicz-Rudolf, psycholog oraz terapeutka z ponad 15-letnim stażem. Prelegentka od ponad 10 lat prowadzi terapię osób uzależnionych, współuzależnionych dorosłych dzieci alkoholików (DDA) oraz terapię par.
Spotkanie rozpoczęło się od uporządkowania wiedzy na omawiany temat. Uściślone zostało, że współuzależnienie w odróżnieniu od uzależnienia nie jest chorobą, a raczej czymś w rodzaju uwikłania. Słuchacze dowiedzieli się również, że ciężko mówić o współuzależnieniu wśród dzieci, np. alkoholików, ponieważ te nie podejmują decyzji o życiu z osobą uzależnioną.
Prelegentka zwróciła również uwagę na to, że często żyjąc z osobą uzależnioną trwamy w przekonaniu, że "bez nas On by nie przeżył, ja ratuję mu życie" przyczyniając się w ten sposób do zwiększenia komfortu picia osoby uzależnionej. Odbywa się to na przykład poprzez przypominanie dorosłemu człowiekowi: "Wstań do pracy"”, "Porozmawiaj z szefem", "Ubierz się cieplej", "Zjedz coś".
W takim układzie osoba uzależniona nie ponosi konsekwencji swojego picia, ale ponosi je żona, matka czy dzieci. - Mądra miłość nie polega oczywiście na wyrzucaniu kogoś z domu. Nikt, a szczególnie terapeuci, nie powinien narzucać także ludziom rozwodu. Przeciwnie, terapia jest miejscem gdzie można nauczyć się rozumieć mechanizmy uzależnienia oraz stawiania granic w relacjach - tłumaczyła Iwona Kasprowicz-Rudolf. Zauważyła także, że wiele osób uzależnionych przychodzi na terapię wtedy, gdy skończy się ich komfort picia.
Uczestnicy spotkania zadawali liczne pytania, między innymi o to jak stawiać wspomniane granice żyjąc z osobą uzależnioną? Jak nie dać się uwikłać? - Przede wszystkim należy pamiętać, że dorosła osoba zawsze ma możliwość odejścia od krzywdzącej ją osoby, powiedzenia jej: "Masz prawo zmarnować swoje życie, bo masz wolną wolę, ale nie masz prawa marnować mojego życia. Kocham Cię, ale w tym obszarze nie będę Ci towarzyszyć, jeśli wybierasz takie życie". To mocne słowa, szczególnie gdy pomyślimy o skierowaniu ich do własnego dziecka lub męża - przekonywała prelegentka. Kładła też nacisk na to, że mimo trudu, bycie tak konsekwentnym jest możliwe.
Studenci i ich gość zastanawiali się także jak żyć jako DDA, jako osoba z pustką, która nie została w dzieciństwie zapełniona miłością, opieką i czułością. Terapeutka wskazała na konieczność przebycia żałoby, by później zacząć budować na nowo. - Trzeba oddzielić swój lęk dziecięcy i trochę się sobą zaopiekować. Przyznać: "Tak, jest we mnie kawałek małej Iwonki czy Krzysia, który był niekochany. Strasznie mi smutno, że moi rodzice nie kochali mnie wystarczająco mocno”, można sobie pozwolić na posiedzenie z tym uczuciem żalu czy smutku, czasem może to być nawet rok, ale warto przyznać, że taka część istnieje i nie bać się jej, nie uciekać przez nią - zauważyła.