Sesję "Duchowość spotkania w świetle tajemnicy nawiedzenia" prowadziła w Dużym Domu we Wrocławiu Mała Siostra Jezusa - Kathy. Towarzyszyły jej współsiostry i wielu przyjaciół dzielących się swoją przygodą przyjaźni z Bogiem.
Przy ul. Jutrosińskiej od piątku do niedzieli trwały wspólna modlitwa, rozważanie Ewangelii i poznawanie życia bł. Karola de Foucauld, cicha adoracja Najświętszego Sakramentu, długie rozmowy i spotkania przy stole.
MsJ Kathy – Kanadyjka mieszkająca obecnie w Anglii – opowiedziała w ostatnim dniu o swojej drodze odkrywania powołania. Wielkie znaczenie, jak wspomina, miała dla niej książka Carlo Carretto „Listy z pustyni”.
– Jest w niej napisane o tym, że pustynia to nie tylko Sahara, ale że pustynie istnieją też w mieście – mówi. – Bardzo chciałam prowadzić życie kontemplacyjne, ale myślałam: Święta Rodzina nie żyła w klasztorze, za klauzurą, tylko w świecie, w Nazarecie. Tak właśnie żyją Mali Bracia i Małe Siostry Jezusa. To było dla mnie wielkie światło.
Naśladujemy Jezusa żyjącego w Nazarecie - mówiła siostra. Agata Combik /Foto GośćSiostra dodaje, że nie od razu zaprzyjaźniła się z bł. Karolem. Najpierw wydało jej się, że choć książka C. Caretto jest bardzo dobra, to trochę za dużo w niej „nudzi o tym Francuzie”. Także inne teksty o nim wydały jej się strasznie „słodkie”.
– Wstąpiłam jednak do Małych Sióstr Jezusa, bo chciałam prowadzić życie kontemplacyjne w świecie, a że brat Karol był jakby częścią tego, więc stwierdziłam: „OK.” – dodaje. Przyjaźń z nim rodziła się potem: w czasie przygotowań do ślubów wieczystych, modlitwy w pustelni w Częstochowie (gdzie towarzyszyła jej poświęcona bł. Karolowi książka ojca R. Voillaume), pielgrzymowania do związanych z nim miejsc w Algierii. – Trzeba go poznać przez jego życie, nie tylko przez pisma – twierdzi zakonnica.
Małe Siostry Jezusa z założenia podejmują proste prace, ramię w ramię ze „zwykłymi” ludźmi. MsJ Kathy obecnie jest zatrudniona w hotelu w Anglii.
– To dość ciężka praca fizyczna – tłumaczy. – Jeśli idę do hotelu na 7.00, to wstaję o 5.00 na adorację, bo wiem, że po powrocie będzie mi się już bardzo chciało spać. Nasza modlitwa, to modlitwa ubogich ludzi – inna niż osób żyjących za klauzurą, gdzie wszystko jest tak ułożone, żeby sprzyjało rozmowie z Bogiem. Nasze trwanie przed Nim jest uczestnictwem w modlitwie Jezusa w Nazarecie. On wybrał takie życie – życie ludzi zmęczonych pracą, bycie pośród innych ludzi. Nie wiem, czy w Nazarecie było bardzo gwarno, ale na pewno sporo osób mieszkało obok siebie na niewielkiej przestrzeni.
Wspomina, że w Anglii ludzie niewiele zwykle wiedzą o wierze, o siostrach zakonnych, czasem zadają jej nie najmądrzejsze pytania. – Wiem, że mam być uważna w rozmowach z nimi – modlić się, ustalać z Panem Bogiem, co On chce im powiedzieć, o czym i jak mam rozmawiać. Bo można godzinami gadać o głupotach, tracąc czas – tłumaczy.
Stara się dzielić z innymi pięknem życia Świętej Rodziny. Na Boże Narodzenie każdemu ze swoich współpracowników w hotelu podarowała własnoręcznie zrobioną świecę. Bardzo się ucieszyli.
– Pracuje u nas Jimmy, który jest odpowiedzialny za naprawianie wszystkiego, też za montowanie dekoracji. Na Boże Narodzenie przyczepiał ozdobne płatki śniegu, plastikowe gałęzie. Pytam go: „A gdzie szopka?” – wspomina. Wzruszył ramionami. Ostatecznie s. Kathy przyniosła szopkę zrobioną przez swoje współsiostry – bardzo piękną. Właściciel rzucił na nią okiem i zaraz stwierdził: „Do recepcji”. Była tam dobrze widoczna. Każdemu się podobała.
– Gdy sprzątałam w tym miejscu, zapaliłam światło i modlę się: Popatrz Panie Jezu, pierwszy raz jak przyszedłeś, nie było dla Ciebie miejsca, a teraz do hotelu Cię przyjęli! – mówi.
Niedzielna Eucharystia. Agata Combik /Foto GośćPodkreśla, że tajemnica spotkania, „nawiedzenia”, to doświadczenie obustronnego obdarowania. Sama wiele się może nauczyć od swoich kolegów z pracy – choćby od kobiety, która w jej hotelu podaje do stołu. Przeszła w życiu wiele ciężkich chwil, a pozostaje osobą bardzo życzliwą dla innych.
Jak zrozumieć to, że br. Karol był szczęśliwy, choć poniósł porażkę jeśli chodzi o ewangelizację? – pytano siostrę Kathy. Ludzie wokół niego nie nawracali się, nie przyjmowali chrześcijaństwa…
– Zrozumiał na końcu, że ta klęska jest jego udziałem w krzyżu Chrystusa. Mówił: Gdybym mógł, wybrałbym zawsze dla siebie porażkę, bo to broń naszego Pana – odparła siostra. – Powtarzał: „Ty mi obiecujesz, że tego ostatniego dnia będę szczęśliwy”. Lubił rozmyślać nad szczęściem Boga. Kiedy był smutny, chętnie rozważał chwalebne tajemnice Różańca.
Podczas sesji w Dużym Domu można było usłyszeć mnóstwo historii i świadectw: małżonków, Małych Sióstr i Małych Braci Jezusa, członków różnych wspólnot, ludzi związanych z L’Arche i takich, którzy dopiero odkrywają swoje miejsce w Kościele.
Duży Dom to miejsce oraz wspólnota rodzin i poszczególnych osób żyjących duchowością bł. Karola de Foucauld i MsJ Magdaleny, mieszkających (w odrębnych mieszkaniach) w budynku z kaplicą – „pod jednym dachem” z Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie.
Każdy z nich (począwszy od założycieli – państwa Puzanowskich) ma swoją historię. Wśród mieszkańców jest na przykład Tonia, która przyjechała tu z Ukrainy, a obecnie pracuje z osobami niepełnosprawnymi jako terapeuta zajęciowy.
– Jest mi bardzo bliska duchowość bł. Karola, a zwłaszcza msJ Magdaleny – mówi, dodając że długo szukała swojej drogi. – Pociąga mnie taka prostota życia, adoracja, kontemplacja w świecie. Odpowiada mi styl życia modlitwy, w którym to, co otrzymujesz od Pana, niesiesz ludziom, a Jemu przynosisz ich sprawy: Ich potrzeby, prośby, krzyki, wołania, ich historie. Kiedyś przemówiły do mnie słowa z Księgi Proroka Izajasza: „Pocieszcie, pocieszcie mój lud”. Zrozumiałam, że aby pocieszyć lud, sama muszę być najpierw pocieszona. Muszę przyjść do Jezusa, złączyć się z Nim – tak, żeby potem to On przeze mnie pocieszał ludzi. Adoracja i bycie we wspólnocie – to dla mnie bardzo ważne.
Więcej na stronie malybrat.opole.pl
W kaplicy Dużego Domu. Agata Combik /Foto Gość