Komentarz do fragmentu Ewangelii z czwartej niedzieli Wielkiego Postu przygotował o. dr Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki z Wrocławia.
Czy największym głodem panującym na ziemi jest pragnienie najbardziej koniecznych potrzeb człowieka w sensie materialnym? A może największym głodem człowieka jest dzisiaj głód miłości? Nie chodzi tu wcale o wznoszenie haseł: „mamy prawo do bycia kochanym i mamy prawo kochać”, bo jest oczywiste dla chrześcijanina, że to nie jest kwestia tego, czy ktoś na ziemi to prawo mi da, czy zabierze. Chodzi o to, że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga, który jest Miłością, i człowiek jak ryba w wodzie ma pławić się w miłości. Nie ma nic gorszego, jak brak wiary w miłość, miłosierdzie, przebaczenie.
Wzruszający jest powrót syna marnotrawnego do domu ojca. Nie byłoby jednak tego pokornego powrotu, gdyby nie to, co ten syn zrobił nieco wcześniej. Chodzi o rozpoznanie swego prawdziwego głodu, o przeżycie tego, jak wyraził się kiedyś mój znajomy: „Długo już szukam i sam nie wiem, czego. Za czymś tęsknię i sam nie wiem, za czym. Gaszę pragnienie i nie mogę ugasić”. Mówił to jeszcze przed nawróceniem i spowiedzią po kilkunastu latach po nim. Bo chodzi o to, żeby rozpoznać swój niedosyt istnienia i nazwać go po imieniu. To będzie prowadziło do wyruszenia w wędrówkę poszukiwania Źródła miłości.
Trudno uwierzyć w świat, na którym ludzie będą na zawsze schowani przed Bogiem. Kiedy czytamy opis grzechu Adama i Ewy w raju, pojawia się tam motyw ukrycia się przed Bogiem ze wstydu. Zdumiewa w tym opisie fakt, że to Bóg pierwszy wychodzi do grzesznego człowieka i szuka go, i woła: „Adamie, gdzie jesteś?” Wydawać by się mogło, że dzisiaj odpowiadamy szukającemu nas Bogu: „No, jesteśmy”, ale Bóg nie pyta o nas, którzy coś ukryliśmy przed Nim i udajemy nasze szczęście. Bóg pyta: „Gdzie jesteś ze swoim wnętrzem”. Czasami człowiek podejmuje próbę ukrycia swojego wnętrza przed Bogiem. Może wydaje nam się, że Bóg się zgorszy, obrazi na zawsze. Może myślimy, że uda się coś przemycić i tak jak udało się coś załatwić na tym świecie poprzez oszukanie i intrygi, tak uda się stanąć przed Bogiem jako człowiek duchowego sukcesu.
Kiedy syn marnotrawny był blisko domu, zobaczył wychodzącego mu na spotkanie ojca. Nie powitanie i przyjęcie go w mocnym uścisku jest happy endem, ale uczta. Widzimy tu zatem, jak Bóg lubi ucztować dla nas i z nami. Izraelitom każe wspominać wyjście z niewoli egipskiej właśnie w czasie uczty. W pierwszym czytaniu wybrzmiewa dziś opis pierwszej Paschy, jaką naród wybrany obchodził w Ziemi Obiecanej. Msza św. jest również ucztą miłości i szkołą miłości. Tyle razy rozpoczynałem homilię od słów „Drodzy wierni”, a może tę w niedzielę rozpocznę od słów: „Drodzy głodni i spragnieni… miłości głodni i spragnieni”.