Tomasz Skowroński przejechał pociągami Polskę wzdłuż i wszerz w czasie majówki za... 81 złotych. Pobił rekord, a jego podróż zakończyła się w Brzegu.
Pan Tomasz jest pasjonatem kolei i nie było to pierwsze tego typu wyzwanie. Początkowo podróżował po Polsce, udając się w kilkugodzinne trasy. Kiedy dowiedział się Polaku, który przejechał na jednym bilecie 4 tysiące kilometrów, postanowił sam tego spróbować i pobił jego rekord, ustanawiając nowy - 4200 kilometrów.
Teraz "wyśrubował" wynik jeszcze bardziej. W pociągach spędził 83 godziny, korzystając z 11 relacji. Przejazdy zakończył po 5435 kilometrach. A wszystko na bilecie weekendowym PKP za 81 złotych.
T. Skowroński rekordową podróż kolejową rozpoczął w Pszczynie w czwartek 2 maja wieczorem. Stamtąd udał się do Poznania, potem do Warszawy, Łeby, z powrotem do stolicy, później do Międzyzdrojów, Częstochowy, Głogowa i Jarosławia na Podkarpaciu. Następnym połączeniem dojechał na drugi koniec Polski - do Wrocławia. Ze stolicy Dolnego Śląska wyruszył do Szczecina, a "ostatnią prostą" przebył z Pomorza do Brzegu (opolskiego), w którym wysiadł 6 maja o godzinie 5.56.
Jak stwierdził, taka podróż bardzo go wymęczyła, ale spotkał wielu wspaniałych ludzi, z którymi rozmawiał. Na przesiadki miał maksymalnie pół godziny. Starał się wtedy jeść w lokalach restauracyjnych usytuowanych na dworcach lub w WARS-ie. Spał maksymalnie 5 godzin na dobę.
- Najbardziej doskwierał mi brak możliwości wyspania się we własnym łóżku pod kołdrą, a nie chciałem spać w kuszetce. Gdy wysiadłem ostatecznie z pociągu byłem dosłownie półprzytomny - mówi Tomasz Skowroński.
Podróżnik spotkał się w kolejowych przedziałach z szerokim wachlarzem ludzkich zachowań.
- Raziło mnie, gdy ludzie przy innych pasażerach rozmawiali przez telefon w przedziale, nie chcąc wyjść kulturalnie na korytarz. Pewnego razu kobieta przez długi czas opowiadała swojej koleżance z bloku, jak czas spędziła w sanatorium. Trudno się tego słucha. Innym razem byłem świadkiem słownej wojny politycznej, która zdarzyła się między dwoma mężczyznami. Rozmowa wyszła od marynarki wojennej, przeszła na rząd i się zaczęło. Ostra dyskusja trwała prawie godzinę - opowiada T. Skowroński.
Jak podkreśla, nie brakowało rozmów inspirujących na przeróżne tematy. Nietypowy pasażer mówił ludziom o założeniu pobicia rekordu. Miał na sobie koszulkę, która o tym informowała. Ludzie reagowali zdziwieniem, ale chwilę później przekazywali słowa uznania i podziwu, stwierdzając, że podjął bardzo ciekawe wyzwanie.
- Pamiętam, jak kobieta żaliła się przy mnie, że jedzie już bodajże ósmą godzinę w pociągu i to bardzo męczące. Wyobraźcie sobie Państwo, jaką miała minę, gdy ją poinformowałem, że ja wsiadłem do pociągu 3 dni temu i wysiądę jutro - śmieje się pan Tomasz.
Na razie nie planuje poprawiać swojego rekordu, chyba że zostanie on pobity przez kogoś innego. Wówczas podejmie rękawice.
Czy da się w ogóle przejechać więcej? Sam Tomasz Skowroński zaplanował tym razem trasę dłuższą o tej pokonanej aż o 300 kilometrów. Nie zrealizował jej, ponieważ chciał podróżować wagonami z przedziałami. Z powodu opóźnienia jednego z pociągów mężczyzna musiał skrócić trasę o 70 kilometrów, co i tak dawało mu rekord. Poprzedni najlepszy wynik pobił o 915 kilometrów.
Z jego obliczeń wynika, że weekend można na jednym bilecie przejechać trasę liczącą nawet 6 tysięcy kilometrów.
Bilet weekendowy PKP uprawnia do przejazdu pociągami TLK oraz Intercity. Jest ważny od godziny 19 w dniu, którzy poprzedza dzień wolny do godziny 6 rano pierwszego nadchodzącego dnia roboczego.