Nasze województwo prezentuje się gorzej od średniej krajowej. Do egzaminów przystąpiło 15 632 osób.
Do egzaminów z wszystkich przedmiotów obowiązkowych w części ustnej i części pisemnej przystąpiło w całej Polsce 247 230 tegorocznych absolwentów szkół ponadgimnazjalnych (liceów ogólnokształcących i techników). Maturę zdało niewiele ponad 80 procent, czyli niecałe 200 tysięcy uczniów.
Prawie 7 procent, czyli ponad 16 tysięcy młodych ludzi nie zdało z więcej niż jednego przedmiotu.
Jak wygląda sprawa na Dolnym Śląsku? Niestety w stosunku do średniej krajowej - gorzej. Do egzaminów przystąpiło 15 632 osób. Zdało go 79 procent, czyli 12 332 uczniów (zdawalność w liceach - 86 proc. a w technikach - 66 proc.). 14 procent ma prawo przystąpienia do egzaminu poprawkowego w sierpniu tego roku. To jest 2210 młodych ludzi. Ponad tysiąc osób nie zdało egzaminu maturalnego z więcej niż jednego przedmiotu.
Średnia wśród Dolnoślązaków z języka polskiego podstawowego wyniosła 52 procent, z podstawowej matematyki 56 procent, z języka angielskiego na poziomie podstawowym 74 procent, a z języka niemieckiego 57 procent.
- Wiadomo, że najłatwiej powiedzieć, że co piąty maturzysta nie zdał i że pogłębia się problem spadającego poziomu polskich uczniów. Ale to bardziej skomplikowane. Z jednej strony trzeba patrzeć realnie - współczesna młodzież z pewnością jest słabsza intelektualnie niż kiedyś. Oczywiście, że są jednostki z dużym potencjałem, ale sporo niestety określa siebie mianem przeciętniaków, którzy po prostu bezkonfliktowo i wygodnie chcą przejść przez edukację - diagnozuje ks. dr Krzysztof Deja, dyrektor Katolickiego Liceum w Henrykowie.
Od razu przestrzega przed generalizowaniem i wrzucaniem wszystkich do jednego worka. Jego zdaniem dzisiejszej młodzieży brakuje zdecydowania w wyborach, w określaniu celów i determinacji do ich realizacji.
- Mamy w szkole takich uczniów, którzy zdali maturę śpiewająco. Osiągnęli świetne wyniki i widziałem, że oni od początku wiedzieli, czego chcą, w którą stronę chcą iść i ile muszą poświęcić - mówi ks. Deja.
Żyjemy w czasach, w których młodzież karmi się głównie obrazem, emotikonami, a nie słowem. A jeśli już słowem to zdawkowym - przez sms-y. Brakuje rozbudowanych wypowiedzi i wysokiej kultury dialogu.
- Dzisiaj dialog ograniczają do smartfona, messengera. Nie toczą ze sobą konstruktywnych rozmów, dzięki którym zdobywa się doświadczenie, wiedzę i miękkie umiejętności. Przez ostatnie kilkanaście lat jakość komunikacji spadła, przeciwnie do rozwoju techniki - opisuje dyrektor liceum.
Jednak nie jest tak, że młodzież nie chce rozmawiać. W KLO w Henrykowie wielu uczniów przychodzi do wychowawców i toczy ciekawe, inspirujące dyskusje, podejmujące jakieś problemy i szukające rozwiązania.
- Ta refleksja wśród młodego pokolenia drzemie, ale my jako nauczyciele musimy umieć ich inspirować. Wielu uczniów może rzeczywiście nie ma predyspozycji, ale kluczowa okazuje się determinacja, upór w zdobywaniu nowych umiejętności i wiedzy. Dlatego nie powinniśmy od razu stawiać krótkiej i jasnej diagnozy - oceny, że jak 1/5 maturzystów nie zdała, to młodzież jest głupia. Z pewnością potrzeba nam mądrych nauczycieli, którzy dobrze rozeznają, dokąd uczeń powinien zmierzać - uważa ks. Deja.
I dodaje, że dzisiaj panuje tendencja przeciwna do czasów, w których on uczęszczał do szkoły. Studia teraz są otwarte dla wszystkich, a kiedyś były bardzo prestiżowe. Środek ciężkości przeszedł o półkę albo dwie wyżej. Dorośli i rówieśnicy tworzą presję w stylu: musisz iść na studia, bo inaczej pomyślą, że nie jesteś wystarczająco mądry.
- Przez tę społeczną presję na studiowanie brakuje nam fachowców. A wiadomo przecież, że nie wszyscy muszą mieć predyspozycje do robienia doktoratu. Mamy masę magistrów, za chwilę przybędzie masa doktorów, a cierpimy na deficyt rzemieślników - dobrych, cenionych i sprawdzających się - puentuje ks. dr Krzysztof Deja.