Maksymilian Rozmarynowski, 13-latek chory na glejaka, codziennie rano otwiera oczy, dziękując Bogu za dar kolejnego dnia, choć… tęskni za niebem.
- Później w czerwcu - wiadomo - nabożeństwa do Serca Jezusowego. Co tylko się działo w Kościele, syn nalegał, by w tym uczestniczyć. Msze, nabożeństwa, pielgrzymki. Uwielbia tę atmosferę modlitwy wspólnotowej z innymi ludźmi. Pamiętam dobrze intensywne wakacje w 2015 roku - opowiada p. Małgorzata.
A po wakacjach życie jeszcze bardziej przyspieszyło. Maksymilian chciał spełnić swoje wielkie marzenie, by zostać ministrantem.
- Zgłosiliśmy go we wrześniu. Przyszedł na zbiórkę i zobaczyliśmy, że wtedy tylko on się zgłosił. Nie było nikogo innego - pamięta matka.
Chłopiec przeszedł okres kandydatury rocznej i został ministrantem. Rozmarynowscy, jak sami opisują, wiedli wtedy normalne życie. Co to znaczy?
- Co trzy miesiące Maks miał rezonans kontrolny, potem omówienie wyniku rezonansu. Jeździliśmy codziennie na rehabilitacje. Byliśmy pod opieką psychologa, logopedy. Robiliśmy wszystko, żeby go postawić na nogi. Walczyliśmy z glejakiem. Wychodziliśmy z domu codziennie o 6.20 rano i objeżdżaliśmy ośrodki pomocy - mówi Małgorzata Rozmarynowska.
Jeden z nich znajdował się na terenie parafii pw. św. Franciszka z Asyżu. I tam codziennie o 7.30 na prośbę (a czasem nalegania) chłopca zaglądali do kościoła, ponieważ chciał się zawsze pomodlić przed obrazem swojego patrona - św. Maksymiliana Kolbe.
- Wzoruje się na nim. Chce być taki jak on. Ale proszę sobie wyobrazić, że w końcu ksiądz proboszcz się nami zainteresował. Kim my jesteśmy, bo codziennie rano modlimy się tak wcześnie w świątyni, a to dość nietypowe - uśmiecha się kobieta.
***
Dzisiaj rodzice często muszą wręcz za ucho prowadzić dzieci do kościoła w trudzie wychowania w wierze katolickiej. W przypadku Maksymiliana można powiedzieć, że było odwrotnie. To syn nalegał i nagabywał mamę, by prowadziła go przed Najświętszy Sakrament przy każdej możliwej okazji. Bez względu na stan zdrowia.
Maksymilian służył przy ołtarzu jako ministrant ponad rok w parafii pw. św. Elżbiety we Wrocławiu. Potem przyszło wznowienie choroby i druga operacja neurochirurgiczna.
Małgorzata Rozmarynowska opowiada: - Pamiętam dobrze moment, gdy dowiedzieliśmy się, że mamy wznowę choroby. Oboje się popłakaliśmy. Wtedy syn stwierdził: „Panie Jezu, dlaczego znowu to samo?”. A po chwili milczenia dodał: „I tak będę w Ciebie wierzył”.