Nowy numer 11/2024 Archiwum

To żeś teraz przesadził, Boże

Maksymilian Rozmarynowski, 13-latek chory na glejaka, codziennie rano otwiera oczy, dziękując Bogu za dar kolejnego dnia, choć… tęskni za niebem.

To nie jest historia na pięć czy piętnaście zdań. Nie wystarczy napisać, że Maksymilian umiera na glejaka mózgu. Że przeżył wyrok śmierci, jaki wydała na niego choroba i medycyna. Że codziennie rano otwiera oczy, dziękując Bogu za dar kolejnego dnia, choć… tęskni za niebem, za pełną obecnością Jezusa.

13-latek często przyjmuje Komunię Świętą, mimo że choroba przykuła go kilka miesięcy temu do łóżka. Gdy był wyczerpany długotrwałym leczeniem, ale jeszcze chodził, zamiast odpoczywać, nie narażać się, namawiał mamę, by zabierała go do kościoła. Przed Najświętszym Sakramentem modlił się codziennie, czasem po kilka godzin.

***

W przedszkolu chciał być bratem zakonnym i zbierać tacę, bo myślał, że to wszystko będzie dla niego.

Trudna walka z nowotworem rozpoczęła się 13 października 2014 roku. Na zielonej szkole w drugiej klasie szkoły podstawowej Maks dostał nagłego niedowładu prawostronnego. Okazało się, że choruje na glejaka III stopnia.

Mimo ciężkiej choroby 10 maja 2015 roku przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej ze swoją klasą, choć jego stan był naprawdę bardzo zły. Ale wtedy szedł jeszcze o własnych siłach. Miał lekki niedowład. Trwała intensywna rehabilitacja. Przechodził ciągłe badania kontrolne.

- Pamiętam, jak się bał spowiedzi, bo chemioterapia uszkodziła mu słuch i miał również problemy z pamięcią. Na szczęście jednak pamiętał dawne sytuacje, a nie pamiętał tego, co działo się chwilę temu. Zmagał się z właściwym wypowiedzeniem formułki do spowiedzi. Ostatecznie jednak płynnie wyznał grzechy - wspomina mama Małgorzata Rozmarynowska.

Uroczystość Pierwszej Komunii Świętej okazała się wielkim umocnieniem wiary. Maksymilian stracił włosy na głowie w wyniku działań chemii, dlatego wystąpił w białym kaszkiecie, by nie przyciągać uwagi i nie robić sensacji.

- Takim, w jakim papież Jan Paweł II po górach chodził - mówi dzisiaj z dumą w głosie. - Pamiętam, że czułem trochę stres, ale potem towarzyszyło mi tylko szczęście.

Mama pamięta też drugą stronę medalu tej uroczystości, czyli niektóre nieprzyjemne reakcje ludzi, dlaczego dziecko wchodzi do kościoła w czapce.

***

W czasie pierwszego etapu leczenia, który trwał 1,5 roku, młody Maksymilian uczęszczał na indywidualne lekcje w szkole. Przebywał wśród dzieci. Co trzy miesiące zgłaszał się na kontrole. W kościele chciał być codziennie. Modlić się, uczestniczyć w nabożeństwach, przyjmować Pana Jezusa do serca.

- Miałam już naprawdę dość codziennego chodzenia do kościoła. Mówiłam mu, żebyśmy trochę dali spokój. Nie musimy przecież być tam tak często. Wtedy on odpowiedział mi natychmiast: „A ty, jak kogoś kochasz, to chcesz go widywać sporadycznie czy pragniesz z nim spędzać czas codziennie?” - relacjonuje matka.

- Bardzo chciałem siedzieć przy Panu Jezusie. Tęskniłem za Nim. Cały czas lubię być blisko Niego. Wiara pomaga mi w moich trudnościach - dopowiada Maksymilian.

Po Pierwszej Komunii Świętej dzieci z parafii tradycyjnie obchodziły tzw. Biały Tydzień, a Maksymilian zrobił sobie… biały miesiąc.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy