Przeszedłem całą trasę Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej. A jednak na Jasną Górę nie dotarłem. I pojawia się pytanie: zaliczone?
Prawdopodobnie byłem jedynym takim pielgrzymem w tegorocznej Pieszej Pielgrzymce Wrocławskiej. Można powiedzieć, że pokonałem pieszo dystans z Wrocławia do Częstochowy, a nawet więcej. Bo wiecie, kiedy biega się z kamerą i aparatem między grupami pielgrzymkowymi, licznik kilometrów rośnie trochę szybciej niż u przeciętnego pątnika. Nawet na postojach, zamiast odpoczywać, dalej się biega i nagrywa. Efekty możecie zobaczyć na videoblogu "Na szlaku do Maryi".
I tak zastanawiałem się, co powiem sobie oraz gdy mnie spytają: "Ile razy byłeś na pielgrzymce?" albo: "Byłeś w tym roku na pielgrzymce?". Bo w sumie, to... byłem, szedłem, ale no... nie dotarłem na Jasną Górę.
Dzień przed końcem wszedłem razem z pielgrzymami do Częstochowy-Zacisza. Widziałem wieżę bazyliki jasnogórskiej. Stała 3 km ode mnie. Fizycznie i duchowo czułem się doskonale. Jednak od razu po dojściu na pole namiotowe musiałem wrócić pociągiem do Wrocławia. Obowiązki służbowe wzywały. I ostatecznie przed obrazem Królowej Polski nie stanąłem. Znajomy powiedział krótko: "Stary, obszedłeś się smakiem".
Pewnie tak, bo wejście na Jasną Górę i modlitwa tam po pokonaniu pieszo ponad 220 km smakuje doskonale.
To jak, liczy się? Zapewne zależy od osoby. Jeden powie, że tak, inny - nie ma mowy.
Dla mnie liczy się to, co przeżyłem w trakcie, przez te 8 dni wędrówki z ponad 1300 pielgrzymami. Miałem, oczywiście, swoje intencje w sercu, które ofiarowałem Matce Bożej. Swoją drogą, pierwszy raz w życiu doświadczyłem bąbla na stopie (skończyło się na szczęście na jednym). Przechodziłem kryzysy - od totalnego niewyspania (montaż filmów trwał do późnych godzin nocnych) po różnego rodzaju bóle.
I ktoś może powiedzieć: "Co to zmienia, skoro i tak nie wszedłeś do kaplicy jasnogórskiej?".
A ja widzę, że tegoroczna pielgrzymka zmieniła chyba więcej niż poprzednie. Uświadomiła mi, że najważniejszy tu nie jest cel, lecz sama droga. Dlatego właśnie mówi się o rekolekcjach w drodze. Może właśnie tym razem miałem nie dotrzeć. Miałem skupić się na drodze. Doświadczyć "niedojścia", niezrobienia sobie selfie z bazyliką jasnogórską. Na Jasnej Górze jestem kilka razy w roku. Myślę, że niedługo znów spojrzę Królowej Polski w oczy. Z jeszcze większą tęsknotą, bo teraz nie mogłem.
Dzięki temu wiem dobrze, że mam się skoncentrować na drodze, tej życiowej. Żeby osiągnąć cel wieczny i nie dopuścić do sytuacji, w której zobaczę już wieżę zbawienia tak blisko mnie, a jednak ostatecznie tam nie trafię.
Ta droga jest najważniejsza.