Chodzi o wolność

Pascha - modlitewna grupa wsparcia dla mężczyzn, którzy doświadczają niechcianych odczuć homoseksualnych - pozwala spojrzeć na kwestię homoseksualizmu z nieco innej strony niż zwykle ukazywana.

Swoją duchową drogę porównują do wspinaczki na K2. Wyruszyli, bo chcieli. Nie bacząc na to, co inni o tym myślą.

Członkowie Paschy (spotykają się w kilku miastach, między innymi we Wrocławiu) wspominają mnóstwo sytuacji, gdy zetknęli się z jednoznacznym komunikatem: skoro takie skłonności w sobie odkrywasz, masz jedno wyjście – przyjąć je, żyć w zgodzie z nimi. Nie masz szans się ich pozbyć, nie masz szans na szczęście, jeśli nie pogodzisz się z „byciem gejem”.

Jak zauważa jedna z osób opisująca swoją drogę w grupie Pascha, jest tu pewien paradoks. Generalnie każdemu współcześnie przyznaje się prawo, do „bycia kim chce”. Otwiera się nowe możliwości na przykład dla transseksualistów – nie dziwiąc się temu, że ktoś chce drastycznymi, inwazyjnymi metodami zmienić swoje ciało, by nabrało cech innej płci niż ma. Jednak osobom z niechcianymi skłonnościami homoseksualnymi niejako odbiera się prawo do bycia tym, kim chcą, do terapii która prowadzi ich w stronę tego kształtu życia, za którym tęsknią. Ich tęsknoty za „nie byciem homoseksualistą” są negowane, ośmieszane – nie bacząc na mnóstwo świadectw ludzi, którzy taki cel osiągnęli. Wielu z nich założyło rodziny, zostało rodzicami. Dlaczego nie wierzy się im, gdy twierdzą że są szczęśliwi?

„Cieszę się, że mogę powiedzieć, że się na te skłonności nie zgadzam. Widzę, że to jest prawdziwa wolność – że osobiście mogę się zgodzić lub sprzeciwić czemuś, co dotyczy mnie” – wspomina inna osoba związana z Paschą.

Okazuje się, że jej członkowie – poprzez pracę z psychologiem, terapeutami, przez towarzyszenie księży (Pascha zakłada rozwój duchowy w ramach Kościoła katolickiego), przyjacielskie wspieranie się, wspólne uprawianie sportu, itd. – są w stanie zbliżać się do celu, jaki sobie postawili: do życia „w pełni opartego na męskiej dojrzałości.”

Pochylając się nad swoją historią, zwykle odkrywają czynniki, które uruchomiły w nich niechciane mechanizmy. Mierząc się z doznanymi ranami, nierozwiązanymi dotąd problemami, odkrywają z czasem że owe niechciane skłonności niekoniecznie muszą być „dożywotnim wyrokiem”. Nikt nie twierdzi, że na 100 procent owe niechciane odczucia u każdego człowieka całkowicie znikną – choć i tak bywa. Członkowie grupy podkreślają jednak, że już samo zbliżanie się do celu, nawet jeśli jest on jeszcze odległy, niesie pokój.

Czy ostatecznie większość z ludzi nie znajduje się czasem w sytuacji, gdy doświadcza pragnień, tęsknot, które bywają nawet bardzo gwałtowne, ale mamy świadomość, że pójście za nimi byłoby destrukcyjne dla nas i dla innych osób? Jeśli ktoś, nie z własnej winy, od dzieciństwa jest osobą o podwyższonym poziomie agresji, nadpobudliwą i drażliwą, czy nie może pracować nad zmianą swoich odruchów – nawet jeśli przez całe życie jakichś trudności będzie w tej kwestii doświadczał? Czy chcąc być wiernym swoim najważniejszym wyborom, wierności małżonkowi, złożonym ślubom, człowiek nie musi raz po raz działać wbrew niektórym swoim pragnieniom?

Prawo do „nie bycia homoseksualistą” mimo odczuwania w danym momencie takich skłonności to ostatecznie prawo do wolności w wybieraniu celu swojego życia i w dążeniu do niego.

Inna sprawa: Czy pamiętamy także w Kościele o ludziach, którzy stają wobec takich wyzwań? Czy człowiekowi, który chce żyć w zgodzie z nauką Chrystusa, a zmaga się z podobnymi problemami, potrafilibyśmy podpowiedzieć, gdzie może znaleźć pomoc? Tym, którzy mają odwagę i wytrwałość, by walczyć o swoją dojrzałość, mimo potężnych nieraz trudności, należy się z pewnością najwyższe uznanie.

Zachęcanie do terapii osób, które wcale tego nie chcą, ma raczej znikomą skuteczność. Ale czy osoby, które całym sercem chcą przemiany, zyskują dostateczne wsparcie?

Wkrótce więcej we wrocławskim GN. Zobacz także www.pascha.pl.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..