Cieszę się, że są jeszcze środowiska, dla których nie tylko sama Msza święta jest ważna.
Nie wiem, czy też tak macie, ale ja uczestnicząc w różnych miejscach we Mszy świętej, czy to prywatnie czy służbowo, zwracam uwagę, ile osób przystępuje do Komunii Świętej.
Niestety w zdecydowanej większości czuję zawód, bo widzę garstkę wśród modlących się w kościele osób, które są w łasce uświęcającej. Szczególnie w tym kontekście przypominają mi się pogrzeby i śluby. Bywałem już na takich, gdzie najbliższa rodzina, a nawet świadkowie nie przyjmowali Komunii Świętej. Na parafialnych Mszach też bywa z tym bardzo różnie
Mnie to osobiście dziwi (może już nie powinno?), ponieważ w domu wpajano mi, że jako świadomi katolicy największym darem/prezentem, jaki możemy sprawić np. nowożeńcom, czy wobec osoby zmarłej jest właśnie modlitwa i przyjęcie ciała Chrystusa w ich intencji.
Na podstawie tego czynnika wyrabiam sobie także zdanie na temat rzeczywistej, realnej religijności mojego otoczenia i regionu. Bo człowiek świadomy swojej wiary pragnie uczestniczyć we Mszy w pełni i wie, co traci (albo inaczej: czego nie zyskuje) nie będąc w stanie łaski uświęcającej.
Ostatnio jednak dwie sytuacje mnie pozytywnie zaskoczyły i o nich chciałbym wspomnieć. Chodzi o pierwszy rocznik podchorążych Akademii Wojsk Lądowych, czyli studentów wojskowych, żołnierzy, którzy w przyszłości zostaną oficerami Wojska Polskiego. Na niedzielnej Mszy świętej w koszarach brakowało miejsc siedzących. Przyszło ponad 450 osób, a potem ustawiła się spora kolejka do Komunii Świętej. Na pewno było to zdecydowanie ponad 50 procent uczestników Eucharystii.
Drugi przypadek równie mocno mnie ucieszył. To Msza święta w kościele NMP na Piasku na rozpoczęcie roku harcerskiego u Skautów Europy. W tygodniu, nie w niedzielę. Obserwowałem z boku, będąc pod coraz większym wrażeniem tego, jak prawie wszyscy wstali z ławek i podeszli do Komunii. Wilczki (najmłodsi członkowie Federacji Skautingu Europejskiego), harcerki, ich rodzeństwo, rodzice, opiekunowie. Ta kolejka naprawdę nie miała końca. Porównując żartobliwie i branżowo: była dłuższa niż do konfesjonału przed świętami.
Dla mnie sama radość. Zdaję sobie sprawę, że istnieje więcej środowisk, gdzie to tak wygląda. Ja dziękuję harcerzom, podchorążym i ich bliskim za proste, ale bardzo ważne świadectwo.
Pamiętam, kiedy jako nastolatek usłyszałem od benedyktyna o. Leona Knabita słowa św. Jana Maria Vianneya, które rezonują mi w głowie do dzisiaj: "Gdyby po Komunii ktoś zapytał cię: »Co zabierasz ze sobą do domu?«: możesz bez wahania odpowiedzieć: »Zabieram niebo«".