31-letni Grzegorz Cieciński jest niewidomy od urodzenia, ale nigdy nie zrezygnował ze swojej pasji. Pan Bóg wskazał mu drogę, na której się prawdziwie spełnia.
Śpiewa Pan pod prysznicem?
Nie, tam jeszcze nie. (śmiech)
Za to śpiewa Pan w chórze w parafii pw. św. Augustyna, a w każdą niedzielę posługuje tam jako psałterzysta. Skąd się wzięła ta aktywność?
Zaczęło się od występów na różnych konkursach świeckich i przeglądach wokalnych. Prezentowałem swój głos przed publicznością, ale nie czułem, że się w tym do końca odnajduję. To nie wypełniało mojego serca. Uświadomiłem sobie, że Bóg mnie wzywa do innego wykorzystywania mojego głosu. Dzisiaj mogę powiedzieć, że od wielu lat noszę w sobie pragnienie, by śpiewać na chwałę Pana. I widzę po sobie, że przy ambonie nie czuję zdenerwowania, a wcześniej na występach pojawiał się stres.
Pomimo że do wrocławskiego kościoła św. Augustyna na jedną niedzielną Mszę świętą przychodzi kilkaset osób? To spora grupa słuchaczy.
Ale tutaj zachodzi jedna ważna różnica. Ja zasadniczo nie śpiewam dla ludzi, tylko dla Boga, dlatego nie trzęsą mi się nogi czy ręce, nie łamie mi się głos. To mój dar dla Najwyższego. Takie mam podejście.
Kto Panu wskazał drogę do śpiewu w kościele?
Może to zabrzmi górnolotnie, ale nie mogę powiedzieć inaczej: Duch Święty. Pierwsze szlify zbierałem w duszpasterstwie niewidomych archidiecezji wrocławskiej, potem stopniowo wdrażałem się w parafii. Wkrótce dowiedziałem się o kursach dla przyszłych psałterzystów. Szukałem ich w internecie i znalazłem w Diecezjalnym Instytucie Muzyki Kościelnej w Opolu. Teraz wiem, że to było prowadzenie Boże. Trafiłem pod skrzydła s. Dolores Nowak, która świetnie przekazuje swoją wiedzę oraz umiejętności.
Od kiedy wykonuje Pan psalmy na liturgiach?
Od 2011 roku w duszpasterstwie niewidomych we Wrocławiu, a od 2013 - w parafii św. Augustyna.
Czyli jest Pan już rutyniarzem.
Absolutnie proszę mnie tak nie nazywać. Jeśli pojawiłaby się rutyna, coś byłoby nie tak. Muszę się jej wystrzegać. Owszem, mam doświadczenie, dodatkowo po kursie przyszły nowe umiejętności. Do tego staram się podchodzić jak najbardziej profesjonalnie, ale nigdy rutyniarsko.
Czy ludzie się dziwią, że osoba niewidoma śpiewa psalmy?
Na kursie byłem jedyną osobą niewidomą, ale nie zetknąłem się ze zdziwieniem. Natomiast muszę przyznać, że w parafii spotykam się z pozytywnym odzewem dość regularnie. Często wierni zaczepiają mnie z wdzięcznością mówiąc, że mój śpiew pomaga im w przeżywaniu Eucharystii, w skupieniu na modlitwie.
Co jest kluczem w dobrym spełnianiu roli psałterzysty czy śpiewaka w chórze?
Staranne podejście do zadania, które nam powierzono. Nie można od razu chwycić za lekcjonarz na ambonie i po prostu zaśpiewać, „bo się umie”.
Jak wyglądają zatem Pana przygotowania do zaśpiewania psalmu na Eucharystii?
Ponieważ jestem osobą niewidomą, jest tego trochę więcej. Przede wszystkim na kilka dni przed niedzielą w internecie szukam konkretnej liturgii słowa i przepisuję psalm brajlem na maszynie brajlowskiej. Muszę się zapoznać z tekstem, przeanalizować go, o czym mówi, co Bóg chce nam przez niego przekazać. Gdy już go rozumiem, dopiero dopieram odpowiednią melodię. Ćwiczę śpiew parę razy i potem... mogę spokojnie iść na Mszę św.
Dla osoby niewidomej muzyka podczas liturgii odgrywa zapewne ogromną rolę.
Z jednej strony to prawda. Św. Augustyn, mój parafialny patron, mówił, że kto śpiewa, ten dwa razy się modli, dlatego bardzo ważne jest, żeby muzyka liturgiczna była piękna. Z drugiej strony wiem, że nie może ona przysłaniać tajemnicy Eucharystii. Ma być pewnym uzupełnieniem, wzmocnieniem tego podniosłego nastroju modlitwy. Ma pomagać w przeżywaniu Mszy św.
Być może dla niektórych śpiewanie psalmu to czynność odtwórcza, przecież zawsze wygląda tak samo. Nawet czasem tekst się powtarza. Z pewnością wykonał Pan niejeden psalm już kilkakrotnie w życiu. A może i więcej.
To zupełnie błędne myślenie. Ktoś może powiedzieć: po co znowu jesz chleb, skoro go jadłeś wczoraj, przedwczoraj i codziennie do kilku lat? Jesz, bo go potrzebujesz. Za każdym razem Bóg chce nam przekazać w liturgii słowa coś nowego i my tego potrzebujemy. Ciągłego nawrócenia.
Nawet jeśli występuje taki sam tekst, po jakimś czasie zawsze można odkryć w nim coś zupełnie nowego, przefiltrować go przez własne doświadczenia. Być może dotknie nas teraz, a nie dotknął wcześniej, bo coś się w naszym życiu niedawno wydarzyło.
Miał Pan kiedykolwiek pretensje do Boga za to, że urodził się Pan niewidomy?
Nie zdarzyło mi się ulec takiemu nastrojowi.
I żadnych kryzysów z tego powodu?
Kryzysy przechodzi każdy człowiek, czy ma sprawny wzrok, czy nie. One nie są zależne od jakości naszych oczu. Ja nie stawiam się w szczególnej sytuacji z powodu mojej niepełnosprawności. Nie wiem, jak to jest być osobą widzącą, nie mam porównania. Natomiast, gdy zauważam, że przychodzą słabsze chwile, staram się jeszcze bardziej zaufać Bogu. To moja jedyna recepta. Wiem, że On ma dla mnie dobry plan i przyjmuję to, co mi przygotował. Dużą rolę pełni w moim życiu modlitwa, ta śpiewem i taka spontaniczna, wypowiadana prosto z serca. Wiara w Boga mi pomaga w życiu. Daje siłę. Gdyby nie ona, nie wiem, jak by się potoczyło moje życie. Pewnie już dawno bym się załamał.
Jakie cele Pan sobie teraz stawia?
Bardzo proste - osiągnąć zbawienie tą drogą, na jakiej postawił mnie Pan Bóg. Zaznaczam, że swojej niepełnosprawności nie postrzegam jako trudności. Stawiam czoła wyzwaniom i tyle.
A kiedy Grzegorz Cieciński nie śpiewa i nie modli się to…
Podróżuje koleją! To moja wielka pasja. Jestem w stanie rozpoznać, jaki konkretnie pociąg przejeżdża po dźwięku, choćby po gwizdku. Sam jeżdżę głównie turystycznymi składami, takimi z parowozami, ale również planowanymi, współczesnymi. Taka podróż sprawia mi ogromną przyjemność, choć naprawdę nie wiem, skąd to się wzięło. Nie mam kolejarza w rodzinie. Może dlatego, że kiedyś do szpitala jeździłem właśnie pociągiem. Samochody mogłyby dla mnie nie istnieć (śmiech).
Teraz rzeczywiście jeździ się wygodnie. Jest klimatyzacja, internet.
Właśnie ja mam odwrotne wrażenia. Wolę jednak starą kolej, ta nowoczesność dla mnie nie ma duszy. A starsze składy wbrew pozorom są wygodniejsze od nowszych, o czym się sam nie raz przekonałem.