Rozważania z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na XXIV Niedzielę Zwykłą przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Można odejść. Bóg tak bardzo kocha człowieka, że daje mu nawet taką wolność - może odejść od Niego, jeżeli tylko chce. Bóg nie zbudował wysokiego ogrodzenia, które uniemożliwiałoby oddalenie się od Niego. Od Jezusa też odchodzili uczniowie (por. J 6,67), że nawet zapytał swoich apostołów: "Czyż i wy chcecie odejść?" (J 6,68). W przypowieści, którą opowiada Jezus, ojciec kocha syna i jeżeli ten chce opuścić go, pozwala mu na to.
Jezus, wprowadzając nas w świat przypowieści o marnotrawnym synu i miłosiernym ojcu, pomaga nam wodzić wzrokiem za synem, kiedy to atmosfera domu po jego odejściu pozostaje tajemnicą. Akcja rozgrywa się na scenie, której bohaterem jest syn lekkomyślnie niszczący to, co jest darem ojca, co powinno jego życie uchronić.
Dlaczego Jezus natomiast nie wspomina nic o tym, co dzieje się w tym czasie w rodzinnym domu? Dlaczego nie przenosi nas w świat ojca, który zapewne tęskni, patrzy przez okno, wspomina, płacze, a może nawet wpada w stany depresyjne? Ponieważ Jezus opowiada tę przypowieść po to, byśmy utożsamili się nie tyle z cierpiącym ojcem, co z oddalającym się od niego synem. To, co przeżywa ojciec, pozostaje dla nas tajemnicą, czymś w rodzaju niedostępnego i nieuchwytnego sacrum, stającego się namacalnym dopiero w momencie spotkania, które jest finałem powrotu syna.
Kiedy człowiek oddala się od Boga, to zaczyna tworzyć między Nim a sobą przestrzeń, która siłą rzeczy musi być czymś wypełniona. W tę przestrzeń wkrada się lęk oraz potrzeby, które stają się bożkami i dążeniami człowieka. Wokół tych potrzeb i dążeń człowiek zaczyna organizować całe swoje życie, zaczyna być niewolnikiem swoich lęków i bożków.
Bóg natomiast wyposażył człowieka w tęsknotę za Sobą. Tęsknimy i czasami nie potrafimy nawet wypowiedzieć tej tęsknoty, kiedy to jest ona właśnie pragnieniem szczęścia, sensu życia, nadziei i miłości. Kto pierwszy szuka? Człowiekowi może wydaje się, że pierwszy woła: "Boże, gdzie jesteś?". Bóg natomiast jest Tym, który pierwszy wychodzi.
W przypowieściach liturgii dzisiejszej niedzieli to nie zabłąkana owca odnajduje swojego pasterza, lecz odwrotnie. To nie drachma szuka właścicielki, lecz to kobieta zapala światło i starannie zamiata pomieszczenia, by ją znaleźć. Syn marnotrawny natomiast nie spotyka swojego ojca w domu, lecz w drodze powrotnej. Skąd wiemy, czy ojciec nie wyszedł właśnie, by szukać syna w przestrzeni jego marnotrawstwa daru, w krainie jego grzechu?
Gdzieś na tej drodze spotyka się miłosierdzie z tęsknotą miłości i głębokim wstydem. Powrót do Boga to uznanie, że wszystko, co wypełnia powiększającą się przestrzeń między Nim a człowiekiem, odbiera wolność. Powrót do Boga to uznanie, że ta wolność jest właśnie u Niego.
Dlaczego Bóg w swojej miłości pozwala na odejście? Dlaczego się nie obawia? Czy w ogóle jest możliwe przekroczenie posesji Jego domostwa, robiąc nawet miliony kroków?