Tworzą ją przede wszystkim wierni. A jeśli współpraca między duchownymi a parafianami przebiega dobrze, to jest tak, jak np. u św. Michała Archanioła na wrocławskim Muchoborze Wielkim.
Organizacja pierwszego pikniku przy kościele pw. św. Michała Archanioła na Muchoborze Wielkim pokazała, ile dobrego może przynieść współpraca kapłanów z osobami świeckimi. Oddajmy zatem głos tym drugim. Dlaczego w życiu, w którym nie brakuje obowiązków, trosk, problemów i radości, znalazło się jeszcze miejsce na Kościół parafialny?
Narzekamy ale sami co robimy?
Agnieszka Klejbach-Matuszewska należy do trzeciej róży różańcowej oraz wspólnoty Różaniec Rodziców. Jest matką dwójki dzieci. Pracuje na dwóch etatach. Mimo to znajduje czas, by zaangażować się w życie parafialne.
- Pochodzę z Gdańska z rodziny katolickiej, w której mocno się stąpało do ziemi. Pamiętam, jak w naszej dzielnicy w kościele wypełnionym do ostatniego miejsca ludzie śpiewali „Boże coś Polskę”. Ściany się trzęsły, szyby drżały. To mi zapadło w pamięci. Chciałabym, żeby moje dzieci wzrastały w takim klimacie. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci - mówi parafianka.
Zauważyła, że ludziom odpowiada narzekanie na Kościół, że jest taki, siaki czy owaki, jednak sami niewiele robią, żeby sytuacja się poprawiła. Nie do końca rozumieją, że Kościół tworzą wierni, nie tylko księża.
- Nasza parafia składa się z jednostek. A piknik nas zjednoczył, sprawił, że łączymy siły, bo mamy wspólny cel. Ja zawsze chciałam należeć do jakiejś wspólnoty. Teraz widzę, że warto się angażować w życie parafii. Moje nawrócenie rozpoczęło się 6 lat temu od czytania Pisma Świętego. Wcześniej Pan Bóg był obecny w moim życiu, ale nie do końca wiedziałam, że to On. Przekonałam się, że jak zawsze chce coś zrobić tylko własnymi siłami, to nie do końca wychodzi. Teraz naprawdę żyję z Bogiem - opowiada p. Agnieszka.
Wspomina także o przyjaznej atmosferze w parafii tworzonej przez ludzi, którzy żyją takimi samymi chrześcijańskimi wartościami.
- W takim klimacie wspaniale się pomaga. Poza tym należy docenić także otwartość księdza proboszcza, który nie jest od wskazywania palcem, ale sam zakasał rękawy i działa razem z nami. To dla nas silna motywacja do bycia w Kościele mimo wielu codziennych obowiązków - przyznaje mieszkanka Muchoboru Wielkiego.
Ogłaszamy, że Jezus jest naszym Panem
Katarzyna Soboń należy do chóru parafialnego już szósty rok. Śpiewa drugim głosem altem. To jej pasja. Chórzyści spotykają się na próbach dwa razy w tygodniu. Wcześniej, kiedy wyjechała z rodziną pod Warszawę, próbowała dostać się do grupy uwielbienia, ale nie została przyjęta. Dzisiaj wie, że to po prostu nie był jej czas.
- Gdy wróciliśmy do Wrocławia na stałe, pomodliłam się, żeby powstał chór w parafii. Po 2 tygodniach ogłoszono nabór i spełniło się poniekąd moje marzenie o śpiewaniu - mówi dziś parafianka.
Raz w tygodniu uczęszcza także na spotkania Seminarium Odnowy Wiary w Duchu Świętym. Tam także służy swoim głosem. Poza tym zaangażowała się w organizację pierwszego festynu parafialnego. Skąd ten zapał do czynnego udziału w życiu parafii?
- Lubię swój kościół, lubię w nim się modlić i poczuwam się do niego. Jako członkowie wspólnoty pragniemy, by nasza parafia tętniła życiem. Festyn stwarza świetną okazję, by się lepiej poznać. Poza tym organizując takie wydarzenie publiczne ogłaszamy jasno, że Jezus Chrystus jest naszym królem i panem, dajemy świadectwo wiary - uzasadnia p. Katarzyna.
Sama szczególnie mocno docenia obecne więzi parafialne, ponieważ wnoszą wiele dobrego w jej życie, a wśród nich nawiązują się długotrwałe przyjaźnie. - Przez ponad 5 lat mieszkaliśmy pod Warszawą. Przeprowadziliśmy się, ale ja nie mogliśmy mogłam się do końca zaaklimatyzować. Ciężko mi było się odnaleźć i chciałam wrócić. Naprawdę tęskniłam - wspomina dzisiaj wrocławianka.
Pewnego dnia wyciągnęła niespodziewanie obrazek z modlitwą Matki Bożej Muchoborskiej, która jest czczona we wrocławskiej parafii. Jej figura otaczana jest szczególnym kultem, który rozwinął się na Muchoborze po II wojnie światowej. Katarzyna zaczęła się regularnie modlić wspomnianą modlitwą za Jej wstawiennictwem. Trwało to około 2,5 roku.
- To był też taki mój prywatny czas nawrócenia, przemiany życia. 6 lat temu ostatecznie przyjechaliśmy do Wrocławia. Cieszymy się z miejsca, w którym żyjemy - stwierdza żona i matka.
Kościół to nie urząd do wydawania papierków na chrzest, czy ślub
Dorota Chmielowska mieszka na terenie parafii Michała Archanioła od urodzenia. Należy do Wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym „Syjon”.
- Od 15. roku życia angażowałam się we wspólnoty. Zaczęło się od oazy, potem były różne grupy modlitewne. To doświadczenie jest nam w rodzinie bardzo bliskie, buduje nas i daje nadzieję, że są ludzie, którzy żyją blisko Pana Boga, chcą czegoś więcej niż tylko dom i praca. Dlatego organizujemy ten festyn – by ta namiastka życia wspólnotowego stała się udziałem również innych parafian - opisuje D. Chmielowska.
Piknik stworzył także świetną okazję do integracji międzywspólnotowej. A czy na festyn mogła przyjść osoba niewierząca? - Pewnie. Zapraszaliśmy wszystkich, bez względu na miejsce zamieszkania czy poziom wiary - podsumowuje pani Dorota.
Rafał Dziedzic przez całe życie był ateistą, a Boga, który przemienił jego życie, spotkał w 2015 roku. - Potrzebujemy mieć wokół siebie ludzi wierzących. Otaczajmy się osobami, które kochają Boga, bo żyjemy w świecie, który mówi o Nim ze wstydem albo negatywnie. W Wielkanoc widziałem w naszym kościele wielu gorliwie modlących się, a tak niewielu z nich należy do wspólnot parafialnych… Zapragnąłem to zmienić i zachęcać do głębszego wejścia w życie parafii - deklaruje mężczyzna.
Pomysł pikniku padł na żyzny grunt, bo spotkał się absolutnym poparciem. Wielu parafian za natchnieniem Ducha Świętego nosiło w sobie takie pragnienie.
- Nasze spotkanie ma pokazać, że parafia to nie jest tylko budynek kościoła czy miejsce załatwiania spraw urzędowych jak chrzest, pogrzeb. To azyl, gdzie możesz spotkać ludzi, którzy staną się dla ciebie oparciem - tłumaczy R. Dziedzic.
Wierzy, że tego typu festyn może pewnym przełamaniem choćby w spojrzeniu na kapłana, który nie jest od podbijania dokumentów kościelnych, ale od rozmowy, wsparcia i sprawowania najświętszych sakramentów.
- To, co mnie uderzyło pozytywnie w naszym proboszczu, to fakt, że ksiądz jest organizatorem-praktykiem. Spinał całość organizacji i nam to dodawało skrzydeł, tworzyło bardzo mocną wartość dodaną. Bo zespół potrzebuje lidera. Ksiądz nie wskazuje palcem, ale bierze także na siebie odpowiedzialność - podsumowuje parafianin.