Rozważania z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na XXVI niedzielę zwykłą przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Tragedii rodzinnych związanych ze śmiercią bliskiej osoby nikomu nie życzę. Nie mniej jednak zdajemy sobie sprawę, że prędzej czy później będzie to każdego spotykało. Ceremonie pogrzebowe to nie tylko czas zadumy na osobą, którą żegnamy, to nie tylko modlitwa za tę osobę, ale to również refleksja nad swoim życiem, nad przemijaniem.
Spotykam natomiast ludzi, którzy zdradzają mi, że mając dwadzieścia, może trzydzieści lat, uczestniczyły pierwszy raz w swoim życiu w pogrzebie. To był dla nich moment zwrotny. Gdyby te osoby wcześniej podjęły refleksje nad życiem, śmiercią, nad przemijaniem, gdyby te osoby wcześniej zadały sobie pytanie: "Skąd idę, dokąd idę i po co idę?", może nie zrobiłyby w swoim życiu tak głupich rzeczy, jakich przez lekkomyślność się dopuściły.
W takim właśnie sensie życzę każdemu, żeby stosunkowo często uczestniczył w pogrzebie. Osobiście zdradzę, że nie zdarzyło mi się, jako kapłanowi, odprawić jakiegokolwiek pogrzebu rutynowo i bezrefleksyjnie. O to przecież łatwo dla kogoś, kto średnio raz lub kilka razy w tygodniu idzie w kondukcie pogrzebowym. Każdy pogrzeb przyciska mnie do ściany i oczekuje ode mnie odpowiedzi na pytania: "Skąd idę, dokąd idę i po co idę?", oraz "Co robię ze swoim życiem?".
Przypowieść, którą Jezus opowiada faryzeuszom, każe nam myśleć właśnie o przemijaniu, o sensie życia doczesnego, które przecież ma swój początek i koniec. Jezus przez przypowieść o śmierci ubogiego Łazarza oraz bogacza chce, żebyśmy autentycznie określili, na czym opieram sens swojego życia. Czy absolutem stała się doczesność i wszystko, co stanowi?
Proszę zauważyć, że biedak z przypowieści ma konkretne imię. Imię wyraża głębię osoby. Imię podsumowuje historię życia i tego wszystkiego, co stanowi daną osobę. Bogacz nie ma imienia. Czy ma własną historię? Czy ma własną tożsamość? Jego życie zostało zbudowane na tym, co puste i przelotne. Nie ma imienia - nie ma zakorzenienia w tym, co jest źródłem życia, ale i zarazem celem, sensem. Jego życie polegało na zbudowaniu swojego rancza, które było jego prywatnym sensem i celem życia, pokładanie wszystkiego w tym, co materialne prowadzi do wielkiej samotności, do pustki, do zamkniętego świata, który już w jakiś sposób na ziemi staje się piekłem.
Wciąż toczy się walka między "bardziej być" i "bardziej mieć". Po śmierci też mówią często o tym, co miał, ale najczęściej w sensie pozyskania, przejęcia majątku. Trudno wyobrazić sobie mowę pogrzebową, która byłaby inwentarzem posiadanych dotąd dóbr. Czy wzruszyłby się ktoś? Na pogrzebie jednak wybrzmiewa treść wskazująca na to, jaki był ten człowiek, co robił, czy kochał, kogo kochał, w jaki sposób dawał siebie drugiemu, czego nas nauczył. Czy nie jest tak, że najbardziej płaczemy na pogrzebach tych, którzy zmienili nas na lepsze?