W "Życiu" - jak to w życiu - spotykają się różne charaktery i osobowości. Istnieją zaledwie dwa lata, a liczą już ponad 60 par. I to bez żadnych akcji marketingowych. Co przyciąga kolejnych?
Znamy dobrze żarty z rodzinnych uroczystości czy imprez towarzyskich.
Jak to po ślubie kończy się wolność i miłość a wchodzi rutyna, obojętność, szara codzienność pełna trudów i przeciwności. „- Kochasz mnie? - pyta małżonka. - No jasne - odpowiada mąż. - To czemu mi tego nie mówisz? - drąży kobieta. - Przecież powiedziałem na ślubie, a jeszcze nie odwołałem”. Wręcz odwrotnie funkcjonuje Wspólnota Młodych Małżeństw „Życie”.
Wspólnota? Jak to się robi?
Grzegorz i Ewa Węgielscy są trzy lata po ślubie. Kiedy związali się już na dobre i złe węzłem małżeńskim, zrozumieli, że czas opuścić duszpasterstwo akademickie, bo rozpoczęli wspólnie nowy etap, który potrzebuje nowej formacji.
- Pragnienie wspólnoty małżeńskiej zrodziło się równocześnie u kilku par naszych znajomych. Szukaliśmy swojego miejsca, zaglądaliśmy do różnych grup, ale nie odnajdywaliśmy się tam. Zaczęliśmy zatem spotykać się w domu w kilka małżeństw i dzielić się słowem Bożym. To były niezwykłe wieczory pełne mocy. Pomyśleliśmy, że może założymy wspólnotę, ale… jak to się w ogóle robi? - wspomina Grzegorz.
Postanowili pójść i opisać swoją sytuację bp. Jackowi Kicińskiemu. I tak po burzy mózgów oraz kilku rozmowach narodziło się „Życie”, które opiera się na czterech filarach: Eucharystii, słowie Bożym, modlitwie i dzieleniu w małych grupach. Już na starcie wspólnoty zgłosiło się 20 par. Obecnie ta liczba się potroiła. Biskup Jacek jasno określił, że młodzi najpierw muszą zaopiekować się sobą. Skupić się na pielęgnowaniu miłości małżeńskiej w Bożym duchu.
- A my, młodzi i wyrywni, chcieliśmy robić dużo więcej, ewangelizować. Biskup nas studził, uspokajał, że musimy najpierw wzmacniać siebie. Teraz, po czasie, widzimy tę wielką mądrość i dojrzałość. W czasach ataku na rodzinę, na tradycyjne małżeństwo powinniśmy dbać o swoje relacje - opisuje Ewa.
Nie chcemy być hermetyczni
Spotykają się dwa razy w miesiącu. W każdą trzecią środę miesiąca zbierają się pod „czwórką” na Ostrowie Tumskim na Mszy Świętej, adoracji Najświętszego Sakramentu, uwielbieniu, konferencji tematycznej i agapie.
- Ostatnio na przykład omawialiśmy temat, jak dbać o finanse w domu. Kiedyś było o tym, jak się dobrze pokłócić. Konferencje są dostosowane do naszych problemów, trosk, wyzwań i trudów - opowiada Ewa.
Oprócz tego raz w miesiącu odbywa się losowanie małych grupek (3–4 pary) i członkowie indywidualnie umawiają się na wspólną analizę Pisma Świętego i rozmowy. - Rotacja grup sprawia, że uczymy się wychodzić do innych małżeństw i z miłością patrzeć na nie i na siebie w świetle słowa Bożego, które daje nam liturgia. Dzielimy się swoim życiem i doświadczeniem. Nie chcemy siebie nawzajem pouczać. Zapoznajemy się ze słowem, rozważamy je w ciszy i każdy chętny może przedstawić swoje spostrzeżenia - tłumaczy Grzegorz.
W „Życiu” - jak to w życiu - spotykają się różne charaktery i osobowości. Do wspólnoty należą katolicy o różnym wykształceniu, różnych zawodach, pasjach i trybach życia. Z jednej strony generuje to trudności w komunikacji, a z drugiej daje ogromne bogactwo.
- Dlatego nie trzymamy się jakichś sztywnych ram. Nikt nie sprawdza obecności. Nie chodzi o to, żeby kogoś ścigać, bo nie przyszedł. Życie rodzinne ma swoje prawidła. Czasem wyskoczy spotkanie rodzinne, czasem choroba dziecka, a czasem urlop - stwierdza 28-latek.
Są wśród nich dietetycy, stomatolodzy, prawnicy. Dzięki temu młodzi wymieniają się doświadczeniami, pomagają sobie na wielu płaszczyznach. Najstarsza stażem małżeńskim para dobiła do 5 lat po ślubie.
- Nie chcemy być hermetyczni. Przychodzą ludzie po różnych doświadczeniach, różnorodnych wspólnotach. Chociaż nie ogłaszamy się specjalnie, nie organizujemy żadnych akcji promocyjnych, tworzą nas już 63 pary. Przychodzą znajomi z pracy, sąsiedzi czy np. koleżanki ze szkół rodzenia - wymienia Ewa.
Umocnienie od innych
Wspólnota kwitnie i pozwala młodym ludziom odkrywać drogę dążenia do świętości przez rodzinę. Kroczenia w kierunku królestwa niebieskiego z konkretną rolą męża i ojca oraz żony i matki. W dzisiejszych czasach to niezwykle cenne, bo okazuje się, że powiedzenie w pracy ze spokojem i uśmiechem: „Mam męża, kocham go, modlimy się razem” staje się odważnym świadectwem. W „Życiu” doskonale wiedzą, że o wiele łatwiej jest przeżywać często brutalną rzeczywistość z tożsamością chrześcijańską, jeśli czuje się oparcie we wspólnocie.
- Otrzymuję ogromne wsparcie od tych ludzi. Świadectwo wiary, prostota, uczynność, radość i śmiech bardzo nas jako związek budują. Choć mamy z Grzegorzem swoje fundamenty religijne - byliśmy przecież kilka lat w duszpasterstwie akademickim - to jednak życie małżeńskie nas weryfikuje i potrzebujemy wokół siebie rówieśników prawdziwie wierzących w Boga. O wiele łatwiej jest odkrywać siebie, powiedzieć współmałżonkowi „przepraszam”, jeżeli wiemy, że są inne pary, które również starają się żyć Ewangelią, mierzą się z tymi samymi problemami, mają te same troski i radości. Po prostu nie zostajemy w tym sami, a jako chrześcijanie mamy ogromną potrzebę dzielenia się Dobrą Nowiną z innymi - podsumowuje 26-latka.
A skąd nazwa wspólnoty? Życie rodzi się właśnie w rodzinie. To przez rodzinę Bóg przyszedł na świat. Poza tym grupa młodych małżeństw chce być promieniującą odpowiedzią dla współczesnej cywilizacji śmierci. Chciałoby się powiedzieć „c’est la vie”, czyli: takie jest „Życie”!