Wiceprezydent Wrocławia Sebastian Lorenc mocno zagalopował się na Twitterze. Odzew internautów był natychmiastowy. Panie prezydencie - nie ma waszego czy naszego Wrocławia. On jest jeden.
Przypadek coraz głośniejszej twitterowej wymiany zdań między mieszkańcem Wrocławia Krzysztofem Sietczyńskim a wiceprezydentem Wrocławia Sebastianem Lorencem obnażył parę przykrych faktów.
Na obrazku poniżej owa krótka rozmowa:
Pan Lorenc jednak nie pohamował swoich emocji we wpisie, ale nie to jest najgorsze, lecz fakt, że wiceprezydent jednego z największych polskich miast rozumuje właśnie takimi kategoriami. Samorządowiec najzwyczajniej w świecie karmi się i podsyca wojnę polsko-polską, zamiast robić coś kompletnie odwrotnego, co wpisuje się w jego społeczną rolę.
Panie prezydencie miasta - nie ma waszego czy naszego Wrocławia. Nie istnieje Wrocław należący do kogokolwiek. Wrocław jest nas wszystkich, którzy w nim mieszkamy, płacimy podatki, pracujemy, uczymy się.Domyślam się, że oficjalnie pan to doskonale wie, ale na Twitterze popełnił pan nadzwyczaj szczery i chyba niekontrolowany wpis, który mnie szokuje, a wielu oburza, irytuje i złości (co widać w odpowiedziach internetowych).
Niektórzy pana zwolennicy przyklasną jak zawsze, niektórzy przeciwnicy szczegółowo wypunktują, a może i jeszcze rzucą mięsem. Czy o to chodzi?
Nasze życie nie polega na walce PO vs. PiS, a już na pewno nie powinna się ona wysuwać na pierwszy plan w pracy samorządu. Jest pan prezydentem wszystkich wrocławian, bo wszyscy tworzymy kapitał stolicy Dolnego Śląska, nie tylko mieszkańcy podzielający pańskie poglądy (jakiekolwiek by nie były).
Idąc konsekwentnie pana logiką, ostatnie wyniki wyborów pokazały, że pan też nie do końca jest u siebie, bo wybory parlamentarne wygrało Prawo i Sprawiedliwość. Z tego wynika, że Polska na kolejne 4 lata to ich kraj. Nie pana, nie mój. A Wrocław leży na terenie Polski zatem... rozumie pan.
Nie idźmy tą drogą, bo się wszyscy nawzajem wykończymy. Możemy się nie zgadzać, ale szanujmy się w sposób elementarny. I nie chodzi mi o PR magistratu, wizerunek, czy nawet fakt, że samorządowców (w tym pana) utrzymują wszyscy mieszkańcy, a nie liberalni liberałów czy konserwatywni konserwatystów. To są dla mnie kwestie drugorzędne.
Proszę naprawdę nie zaogniać i tak napiętej atmosfery. Jeszcze niedawno wyrażał pan ubolewanie nad pobiciem we Wrocławiu dwóch homoseksualnych mężczyzn, później obnażał agresję w komentarzach "prawego tweettera", ale jednocześnie sam pan dokłada sporo amunicji w wojnie światopoglądowej. Nie czuje pan tu jakiejś rozbieżności? Nie przysłużył się pan takim zachowaniem obecnej ekipie rządzącej miastem.
Ja nie chcę, nie czuję potrzeby i nie muszę nazywać pana przy tej okazji "prawakiem", "lewakiem" czy kimkolwiek innym. Piszę do pana, jak do wiceprezydenta miasta, w którym mieszkam, które traktuję jak swój dom. I to jest także dom innych - nie tylko tych, co w wyborach (jakichkolwiek) mieli więcej punktów procentowych.