We wrocławskim domu elżbietanek młodzi przygotowywali pachnący dar dla ubogich, bezdomnych i chorych. A czekając aż ciasto urośnie, usłyszeć mogli historie o miłości, która czasem rodzi się przy bułkach. Tak było z s. Jonaszą.
– U początku tradycji z bułkami jest opowieść przypominająca bajkę o dobrej królewnie – zauważyła s. Maria Czepiel. I przypomniała postać św. Elżbiety Węgierskiej, prawdziwej "dobrej królewny", która pomagała ubogim, osobiście się nimi opiekując. Jej małżonek, który uważał że nieco przesadza w niesieniu im pomocy, przyłapał ją kiedyś, gdy wynosiła im jedzenie w fartuchu. Kazał Elżbiecie pokazać, co niesie, a wtedy okazało się, że bułki w cudowny sposób zamieniły się w róże, choć była to zima.
Do postaci św. Elżbiety nawiązała 600 lat potem założycielka elżbietanek, zainspirowana dobrocią królewny. – Bułki dla ubogich, bezdomnych przygotowujemy we Wrocławiu już blisko 20 lat – tłumaczy s. Maria. – Kiedyś chodziliśmy z nimi i z herbatą na Dworzec Główny, jeszcze przed jego remontem. Zanosiliśmy je ubogim, spotykaliśmy się na agapie. Odkąd u nas działa jadłodajnia, zapraszamy potrzebujących do naszego domu.
Jak wspomina, przy przygotowaniu bułek św. Elżbiety rodzi się czasem prawdziwa miłość. Wśród młodych spotykających się u sióstr zawiązała się para, która jest już po ślubie. Swoją historię miłości przeżyła tu także s. Jonasza, elżbietanka, obecnie pracująca w Świdnicy.
– Kiedy miałam 15-16 lat, przeżywałam w swoim życiu trudny czas. Nie do końca wierzyłam w Boga. Chodziłam do kościoła, bo w mojej niewielkiej miejscowości wszyscy chodzili – wspomina. – Byłam w stałym konflikcie z rodzicami. Wszystkiego się bałam, byłam wycofana. Wkopałam się w złe rzeczy. Nie było wtedy co prawda komórek, komputerów, ale były filmy, książki. Zaczęłam słuchać bardzo ciężkiej muzyki, także satanistycznej. Czytałam horrory, oglądałam różne przerażające filmy do późna w nocy. I wszystkiego się bałam… Nawet pójścia do sklepu.
Siostra wspomina, że gdy ukończyła ósmą klasę, w jej parafii zaczął pracować nowy ksiądz. Założył KSM, zorganizował wyjazd na rekolekcje do Zagórza Śląskiego. Pojechała tam tylko ze względu na koleżanki.
– To było dokładnie 28 lutego 1998 r. Była adoracja w ciszy. Nudziłam się. Zaczęłam patrzeć na młodych ludzi – innych niż ja – którzy szczerze się modlili. Widziałam, że patrzą na Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Ja też w końcu spojrzałam na Niego. I nagle zrozumiałam, że na tym ołtarzu jest żywy Bóg. Moje życie nagle w jednej chwili zmieniło się. Pamiętam, że w moim sercu zrodził się okrzyk: "Ty żyjesz!" – opowiada.
Pierwsza myśl, jaka przyszła dziewczynie wtedy do głowy w odpowiedzi na nagłe doświadczenie była zaskakująca: "Ofiaruję Mu swoje życie zostając siostrą zakonną". – Było to o tyle dziwne, że nie znałam żadnej siostry zakonnej, nie wiedziałam nawet, jak siostry wyglądają – wspomina. – Ale wiedziałam, że w ten sposób ofiaruję swoje życie na wyłączną własność Jezusowi.
Owszem, później musiała doświadczyć trudu stopniowej przemiany życia, ale pewność co do wyboru drogi życia trwała. Z czasem okazało się, że jedna z jej koleżanek została siostrą zakonną – właśnie elżbietanką. Kolejną elżbietankę, s. Marię, poznała na pielgrzymce wrocławskiej. Kiedy odwiedziła dom zakonny elżbietanek, była już pewna: to tu.
– Jeśli jest w tobie, w twoim życiu, jakaś ciemność, wiedz że Jezus może ją pokonać, jak w moim – mówiła, zachęcając także do otwartości na głos powołania do kapłaństwa czy życia zakonnego.
Olimpia i Emilia. Agata Combik /Foto GośćW kolejnym spotkaniu "Młodzi ubogim" wzięło udział ok. 50 młodych osób. – Razem z ubogimi, bezdomnymi będzie nas w sumie ok. 120 – mówi s. Maria.
Wśród pracujących przy bułkach św. Elżbiety znaleźli się między innymi Bartek z Chrząstawy Wielkiej, Emilia i Olimpia z okolic Sobótki, Wiktoria i Magda ze Strzelina, Maja spod Sycowa. – Nasze spotkanie rozpoczęło się już w piątek – tłumaczą. – W sobotę wysłuchaliśmy konferencji o. Roberta Pyrki CMF, który mówił o empatii wobec ubogich, o odnajdywaniu w nich Jezusa, traktowaniu jak zwykłych ludzi, którym czasem życie skomplikowało się nie z ich winy.
Młodzi wyjaśniają szczegółowo, jak się przygotowuje bułki św. Elżbiety, a wymagają one sporo pracy, choćby przy ubijaniu jajek z cukrem i wyrabianiu ciasta.
– Wieczorem spotkamy się z ubogimi i zaprosimy ich na Mszę św. w klasztorze – wyjaśniają. – Po Eucharystii pod przewodnictwem bp. Jacka Kicińskiego razem z nimi będziemy świętować podczas agapy. Po niej będziemy rozdawać bułki, rozmawiać. Jutro z bułkami św. Elżbiety wybierzemy się do chorych z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego sióstr elżbietanek.
S. Maria przypomina, że 17 listopada św. Elżbieta jest wspominana w liturgii, agapa będzie więc szczególnie uroczysta.