O jego przebiegu, badaniu heroiczności cnót i roli "adwokata diabła" mówi o. dr hab. Szczepan Tadeusz Praśkiewicz OCD, konsultor Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie, postulator rzymskiej fazy procesu beatyfikacyjnego sługi Bożego ks. Aleksandra Zienkiewicza.
W procesie beatyfikacyjnym należy udowodnić albo męczeństwo kandydata na ołtarze albo heroiczność praktykowanych przez niego cnót. Ponadto w przypadku „wyznawcy” (nie męczennika) trzeba też uprosić u Pana Boga cud, który jest nadprzyrodzoną pieczęcią potwierdzającą, że może być wyniesiony na ołtarze. Taki właśnie cud trzeba będzie wyprosić też w przypadku ks. Aleksandra – wyjaśnia karmelita bosy.
– W procesie beatyfikacyjnym trzeba też zabezpieczyć doczesne szczątki kandydata na ołtarze, które z chwilą jego beatyfikacji staną się relikwiami i będą mogły odbierać publiczną cześć w Kościele – kontynuuje. – Właśnie byliśmy świadkami takiego zabezpieczenia doczesnych szczątków Sługi Bożego ks. Aleksandra Zienkiewicza. Zostały one przeniesione z cmentarza, oczyszczone, poddane rekognicji – czyli kanonicznemu rozpoznaniu, poddane dezynfekcji i złożone w nowej trumnie, w odpowiednim miejscu, gdzie nie będą ulegały dalszej deterioryzacji [rozpadowi]. Będą spoczywać w tym sarkofagu do czasu beatyfikacji. Kilka dni przed nią doczesne szczątki zostaną z niego wydobyte; zostanie zerwana pieczęć, na nowo nastąpi rozpoznanie. Otwarta zostanie tuba z protokołem, będzie on odczytany.
Postulator tłumaczy, że to wówczas zostaną pobrane drobne fragmenty kości do specjalnych kapsułek. Będą rozprowadzane razem z dokumentem autentyczności, potwierdzającym że to są naprawdę relikwie bł. ks. A. Zienkiewicza, podpisanym przez postulatora albo biskupa diecezjalnego.
– Teraz używamy określenia „doczesne szczątki”, traktujemy je z szacunkiem, z należną czcią, ale nie oddajemy im czci publicznej – mówi. – Po beatyfikacji nazywane już będą relikwiami. Możemy sobie tylko życzyć, żebyśmy tej chwili doczekali – tak jak dziś byliśmy świadkami złożenia owych szczątków, byśmy kiedyś mogli czcić je jako relikwie. Do niektórych miejsc trafią zapewne większe fragmenty kości – na przykład do Nowogródka, tam gdzie duszpasterzował ks. Aleksander.
Co jeszcze musi się wydarzyć, by mogło dojść Do beatyfikacji? – Przede wszystkim trzeba opracować „positio”, czyli księgę będącą syntezą dochodzenia, które miało miejsce w diecezji w minionych latach – wyjaśnia o. Praśkiewicz. – Trzeba opracować zagadnienia dotyczące cnót Sługi Bożego. Mamy cnoty teologalne – wiarę, nadzieję, miłość; kardynalne – roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie, męstwo. Następnie cnoty pokrewne – gdzie badamy, czy jako kapłan dany człowiek był gorliwy w posłudze, oddany wiernym. Z zeznań świadków trzeba wydobyć odpowiednie fragmenty i przypisać je każdej z cnót – by na końcu móc powiedzieć, że praktykował w stopniu heroicznym, ponadprzeciętnym, wszystkie cnoty.
Karmelita dodaje, że trzeba ponadto opracować duchowy portret, sylwetkę jaka się wyłania z zeznań świadków, z pism ks. Aleksandra – które były poddane cenzurze przez teologów, z dokumentów.
– Wiele pracy przed nami. Jesteśmy na etapie opracowywania positio. Oczekujemy też na wydanie przez Stolicę Apostolską dekretu ważności dochodzenia diecezjalnego. I oczywiście jeszcze trzeba modlić się o cud – podkreśla.
– Trzeba powiedzieć, że do kwestii cnót podchodzi się bardzo skrupulatnie. W kongregacji pracuje tzw. „adwokat diabła” – urzędnik, który ma taki przydomek, a oficjalna nazwa pełnionej funkcji to generalny promotor wiary. On ma za zadanie wyszukiwać trudności w procesie. Pozornie „przeszkadza sprawie”, ale w istocie przyczynia się do rzetelności procesu, nie pozwoli przepuścić czegoś, co mogło umknąć uwadze innych.
O. Praśkiewicz wspomina, że na przykład w procesie o. Rafała Kalinowskiego zarzutem „adwokata diabła” było to, że zakonnik nie zachowywał cnoty roztropności w stopniu heroicznym – a to dlatego, że zimą pojechał z Wadowic do Krakowa, aby posługiwać karmelitankom bosym, w samych tylko sandałach, bez skarpetek. Przeziębił się, zachorował na zapalenie płuc, prawie 2 tygodnie w łóżku przebywał… Najwyraźniej nie praktykował cnoty roztropności w stopniu heroicznym.
Karmelita wyjaśnia, że w odpowiedzi na ten zarzut przytoczony został psalm 90, który mówi, że miarą naszych lat jest lat 70, 80 gdy jesteśmy mocni. A Rafał Kalinowski żył 72 lata – przekroczył więc nawet nieco ten biblijny wiek, mimo zsyłki na Syberię, katorgi, ascetycznego stylu życia.
Czy kandydaci na ołtarze muszą być całkowicie pozbawieni wad? – Nie możemy ich angelizować, święci są ludźmi którzy nosili w sobie konsekwencje grzechu pierworodnego. Ich wielkością jest to, że pracowali nad sobą, że starali się dochowywać wierności Jezusowi, Ewangelii – mówi postulator. – Mogły się w ich życiu zdarzać pomyłki – parzymy jednak na to, jak do nich podchodzili. W procesie bierze się najbardziej pod uwagę ostatnie 10 lat życia kandydata na ołtarze. Jakieś pomyłki z młodości można przebaczyć, jeśli w twórczym okresie życia i w jego końcówce dana osoba była człowiekiem odpowiedzialnym, oddanym Bogu, pokutującym za swe słabości, praktykującym cnoty. Gorzej by było, gdyby wcześniej ktoś był wspaniały, człowiekiem, a na starość zrobił taki, że „bez kija nie podchodź”.
Na pytanie, co najbardziej zachwyciło o. Praśkiewicza w osobie ks. Aleksandra Zienkiewicza, odpowiada że… wszystko. Najbardziej jednak pamięta sytuację, w której komuniści chcieli doprowadzić do zwołania Lublinie „pseudosynodu”, na własną rękę stworzyć administrację kościelną na Ziemiach Odzyskanych.
Ks. Aleksander wraz z jeszcze jednym kapłanem otrzymali zaproszenie do udziału w tym przedsięwzięciu. Nie pojechali. Skontaktowali się z ówczesnym rządcą diecezji. – Nie przyłożyli ręki do inicjatywy, która byłaby sprzeczna z tożsamością kapłana katolickiego, w której chodziło o oderwanie Kościoła od Stolicy Apostolskiej.
O ostatnich wydarzeniach dotyczących procesu beatyfikacyjnego ks. Aleksandra Zienkiewicza TUTAJ.