Idą. Radośnie, głośno, ze śpiewem na ustach, niosąc swoje dary. Jest kolorowo, gwarnie, tłumnie. Niemożliwe, żeby nie obudzili Bożej Dzieciny. Przeciwnie, chcą Ją ucieszyć darem swojego serca. Każdy takim, jaki posiada. Każdy takim, jaki otrzymał "z góry".
Stypendyści Fundacji "Dzieło Nowego Tysiąclecia" wyrażają swój młodzieżowy entuzjazm, niosąc flagi. Włączają się w orszak aktualnie do potrzeb: to zbierając datki, to odgrywając scenki. O "Wawrzynach" zawsze jest głośno. Nic dziwnego, to oni pożyczają sprzęt nagłaśniający na trasę orszaku. Podczas drogi do mikrofonu kolędy śpiewają członkowie Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. To tylko niektóre z „tajnych służb” Króla królów. Tajnych, bo nie chodzi tu o popis, pokazanie się, zdobycie uznania. Chwałę oddają nowo narodzonemu. - Cieszymy się, że narodził się Pan Jezus - mówi Ewa Kruczek z KSM. - Idąc w orszaku i śpiewając kolędy nie dajemy koncertu, nie występujemy, lecz śpiewamy razem z całym orszakiem. W ten sposób tworzy się niesamowita atmosfera: nagle wszyscy stają się wspólnotą, wszyscy są sobie bliscy. Śpiewanie kolęd to przecież czas dla rodziny. W moim domu często się śpiewało kolędy, rozpoczynała mama. To przekazywanie tradycji.
Po drodze członkowie Parafialnych Zespołów Caritas zbierają datki na różne cele: na remont i wyposażenie jadłodajni dla ubogich, na Misję Zupa - interwencyjną pomoc dla tych, którzy z powodu mrozu do jadłodajni dojść nie mogą. - To dla nas prawdziwe złoto - zaznacza Anna Ściążko. - Każdy, kto przekazuje swój dar, złotówkę, może być pewien, że nie zostanie zmarnowana. Za ten dar postaramy się ogrzać i nakarmić Chrystusa mieszkającego w ludziach ubogich i potrzebujących.
Uczestnicy orszaku sami szukają w tłumie osób z napisem "Caritas" na polarach lub kamizelkach narzuconych na kurtki. - Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni - mówi Andrzej Sułek. - Spotykamy się z wielką hojnością, bo każdy daje dar serca, a on jest niezależny od grubości portfela. Dochodzimy do Dzieciątka Jezus, gwiazda jak zwykle nie zawiodła. Słychać już chóry. Aniołów? Prawie, to Agalliasis. Brzmią niesamowicie profesjonalnie, mimo że, jak mówi Wojciech Senderowski, nie robią wielkich prób przed orszakiem: - Kolędy to śpiew, którym się żyje. Modlenie się kolędami nie jest łatwe. Można je tylko wyśpiewać, nie zastanawiając się nad ich treścią. A kolędy mają ogromną moc Ducha. Proklamujemy orędzie o narodzeniu się naszego Boga - Zbawiciela. Śpiewając kolędy, nie „klepiemy” jedynie słów, trzeba je odnieść do Boga. Po zaśpiewaniu warto wczytać się w słowa, w przekaz, jaki niosą. Wspólne kolędowanie to też jedna z form ewangelizacji dzieci w rodzinie, przekazywania treści biblijnych i tradycji - tłumaczy. Nie chodzi jednak tylko o dzieci. Orszak Trzech Króli to przecież czas dawania świadectwa wobec wszystkich mieszkańców Wrocławia: - W okresie Bożego Narodzenia, kiedy kościoły są pięknie udekorowane, kiedy rozbrzmiewa śpiew kolęd, wiele osób, które na co dzień nie do końca żyją wiarą, mówi o tym, że czują się uniesione, podniesione w swej wierze, w swoim życiu religijnym - zauważa W. Senderowski.
Jak widać - w orszaku każdy ma swoje zadanie, a przecież wymienione wyżej są tylko niektóre z grup czy wspólnot zaangażowanych w przygotowanie i przeprowadzenie tego wydarzenia. Służą one wszystkim królom w papierowych koronach na głowie zdążającym ku scenie na wrocławskim rynku. Służą też Królowi bez korony, czekającemu, aż ktoś do Niego przyjdzie. Niekoniecznie z daleka i niekoniecznie ze złotem. Przecież to, co Mu dajemy, On sam zamienia na skarb w niebie.