Dlaczego my obchodzimy Dzień Judaizmu, a Żydzi nie organizują u siebie np. "Dnia Tradycji Katolickiej" lub czegoś podobnego? To pytanie wraca co roku.
Moje pytanie wtedy brzmi: "Czy muszą, czy robimy to, żeby musieli?". Dzień Judaizmu w Kościele katolickim w Polsce co roku wzbudza w niektórych osobach te same emocje, które można ująć w zdanie: "Jak to jest, że my świętujemy istnienie ich religii u nas, a oni u siebie nic o naszej nie mówią?”.
Tendencyjne i spiskowe interpretacje obiegają internet, pojawią w komentarzach w mediach społecznościowych - także na polu lokalnym - u nas w „Gościu Wrocławskim”. Że to bezcelowe spoufalanie, że zaciera fundamentalne różnice między nami, że katolicyzm próbuje naginać doktrynę w imię sympatii i sztucznego braterstwa itd.
Rozumiem, że nie każdy musi koniecznie zostać entuzjastą i wielkim fanem Dnia Judaizmu, ale - jeżeli zabiera głos, który jest krytykancki (nie mylić z krytycznym) - warto wcześniej zgłębić temat oraz spojrzeć na niego bez uprzedzeń i podejrzliwości. Zastanawia mnie, czy ci zgorzkniali przeciwnicy kiedykolwiek uczestniczyli w tym wydarzeniu...
Nie do końca rozumiem argument „bo u nich tego nie ma”, „bo oni tego nie robią”, „jesteśmy wasalem, my do nich wychodzimy, oni do nas nie”. Chrześcijaństwo i nauka Jezusa Chrystusa nigdy nie zakładała działania z oczekiwaniem rewanżu od kogoś, czy nagrody. Wręcz przeciwnie. Ewangelia jasno mówi, że im będziesz szlachetniejszy, chrystusowy - tym mocniej mogą cię prześladować, tym więcej możesz cierpieć.
Nie wykonujesz dobrych uczynków po to, by później zmuszać do nich innych. Możesz co najwyżej swoją postawą zainspirować. Na wzór Mistrza.
Rozliczanie kogoś czy naciskanie na niego, bo „my to robimy, więc teraz czas na was” w przypadku Dnia Judaizmu mija się kompletnie z jego celem.
We Wrocławiu kulminacyjnym punktem obchodów co roku jest dwugłos, czyli prelekcja z udziałem przedstawiciela Kościoła katolickiego oraz judaizmu. Zazwyczaj bierze w niej udział ksiądz i rabin. To ciekawa dyskusja oparta często na interpretowaniu Pisma Świętego właśnie z tych dwóch stron.
Nikt nie organizuje we Wrocławiu czy w innym polskim mieście Dnia Judaizmu jako formy presji, udowodnienia czegoś, kolejnego argumentu przeciwko lub - z drugiej strony - jako elementu swoistego „podlizywania się”. My jako katolicy robimy to przede wszystkim dla siebie - by zrozumieć swoje korzenie, by jeszcze lepiej pojąć naszą religię i jej źródło oraz w celu budowania realnego (nie naiwnego) braterstwa.
Tutaj przypominają mi się słowa św. Jana Pawła II: „Religia żydowska nie jest dla naszej religii rzeczywistością zewnętrzną, lecz czymś wewnętrznym". Czy się to komuś podoba, czy nie.
Nie rozwodząc się nad argumentami natury historycznej, naukowej i teologicznej, mówiących o potrzebie organizowania takiego wydarzenia (każdy z nas z łatwością odnajdzie je w internecie), chciałbym tylko zachęcić do sięgnięcia do historycznego przemówienia św. Jana Pawła II z rzymskiej Synagogi Większej z 13 kwietnia 1986 roku. Ludzie pamiętają je pod nazwą „Odnalezione braterstwo”. Dla mnie to kwintesencja postawy katolika wobec judaizmu.
Dzień Judaizmu z pewnością nie jest także, jak przeczytałem „rozmydlaniem doktryny katolickiej, tworzeniem naiwnej wspólnoty religijnej, osłabianiem naszych prawd wiary”.
Zagorzałym krytykom przypomnę, że podczas historycznej pierwszej wizyty papieża w świątyni żydowskiej w Rzymie Jan Paweł II stanowczo przypomniał wtedy, że Żydów i katolików dzieli przede wszystkim osoba i nauczanie Jezusa z Nazaretu. Ale podkreślił, że „Przed każdym chrześcijaninem staje nieustannie wyzwanie, aby owo »nie« dla Jezusa Chrystusa umieć wyjaśnić w sposób pozytywny, starając się zrewidować własny sposób składania o Nim świadectwa”.
Paradoksalnie, może dla wielu, mnie Dzień Judaizmu jeszcze bardziej zakorzenia w katolicyzmie, mobilizuje do ewangelizacji, pozwala zrozumieć, kim jestem jako wyznawca Jezusa Chrystusa - syna narodu żydowskiego.