Rozważania z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na VI niedzielę zwykłą przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Doświadczony negocjator, który godzi się z konkretną propozycją swojego biznesowego partnera, powie: „tak, zgadzam się, ale…”. I właśnie to „ale” okazuje się być kluczem w zrobieniu dobrego interesu. Chyba od dzieciństwa uczy się nas tego. Bo przecież często, kiedy dzieci o coś proszą rodziców, słyszą ripostę: „tak, zgodzę się, jeżeli najpierw np. posprzątasz ten bałagan, który teraz zrobiłeś”.
Jezus chce, żeby Jego uczniowie przyjęli Prawo Boże bez żadnego „ale”. Czyż nie pojawia się czasami pokusa, żeby zgodzić się na to, czego chce ode mnie Bóg, ale przy użyciu negocjacyjnego „ale”? „Tak, Panie Boże, zgadzam się, ale… ale z tym się nie zgodzę; ale na to nie pozwolę; ale tego nie zrobię; ale to przykazanie trudno mi przyjąć. Co chce powiedzieć Jezus swoim uczniom przez zadanie: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5,37)? Czy nie chce właśnie powiedzieć, że nie da się być doskonałym uczniem Chrystusa z jakimś swoim „ale”? Czy można być doskonałym uczniem Chrystusa na pół gwizdka?
Chrześcijanin należy do Chrystusa. Należy do Tego, który nie tyle przestrzegał Prawa, co je swoim życiem wypełnił. Należąc zatem do Jezusa jesteśmy zaproszeni do tego, żeby razem z Nim wypełniać Prawo swoim życiem. Jest zatem różnica między przestrzeganiem a wypełnianiem. Przestrzeganie kojarzy się z życiem zasadami, które ktoś widzi, ocenia, nagradza lub karze. Wypełnianie Prawa w kontekście mowy Jezusa ma być kojarzone z czymś zupełnie innym. Wypełnianie Prawa nie ma nic wspólnego z tym, co jedynie widać. Moralność bowiem to nie to, co widać, bo widoczne mogą być nawet dobre czyny na pokaz przy noszeniu w sobie złych intencji. Moralność zaczyna się we wnętrzu człowieka. Drugiego człowieka da się oszukać, siebie samego nawet da się oszukać. Boga natomiast da się jedynie próbować oszukać. Bóg zna nas lepiej niż my sami siebie i nikt Go nie oszuka. Ile to rachunków sumienia, w których człowiek siłą rozpędu na bazie paliwa z tego świata próbuje przed Bogiem zaprezentować się z jak najlepszej strony?
Dzisiaj w Ewangelii Jezus przywołuje znane dobrze słuchaczom Prawo. Przypomina na przykład przykazanie: „Nie zabijaj”. I trzeba zgodzić się z tym, że jeżeli ktoś zabił, to podlega karze. Natomiast Jezus idzie dalej i pokazuje, że o wielu nie można powiedzieć, że zabili, bo nikt ich na tym nie przyłapał i naprawdę bezpośrednio tego nie zrobili. Jezus pokazuje jednak, że mogą zabić nasze myśli i słowa. Niesamowite jest, jaką moc ma ludzkie słowo. Jednym wypowiedzianym słowem można sprawić, że na czyjejś twarzy pojawi się uśmiech. Również jednym słowem można sprawić, że na czyjejś twarzy pojawią się łzy. Jednym wypowiedzianym słowem można uratować komuś życie. Również jednym wypowiedzianym słowem można kogoś zabić. Mocne. Ale to jest prawda. Z głębokości serca mówią nasze usta.
Potrzeba zatem nawyku częstego rachunku sumienia, żeby wypracować w sobie stawanie w prawdzie przed Bogiem i przed samym sobą. Nie jest łatwo uwolnić się od udawania. Jezus nie chce nas, mówiąc kolokwialnie, na pół gwizdka. On chce nas w całości, bez żadnego „ale”.