Zabrano nam Pana młodego… Pościmy jak nigdy dotąd.
Jeden z wrocławskich kościołów wieczorem 24 marca – ostatniego dnia przed kolejnym ograniczeniem liczby uczestników liturgii.
Jeszcze chwila przed Najświętszym Sakramentem, jeszcze ktoś prosi o spowiedź. Na twarzach niepokój, ból – z powodu postępu epidemii, ale nie tylko.
Garstka ludzi przychodziła na Msze św. nie łamiąc obowiązujących zakazów i nie mając poczucia, że narażają siebie i innych bardziej, niż odwiedzając z konieczności pobliskie sklepy, jadąc autobusem, idąc do pracy. Można się z nimi zgadzać lub nie, można toczyć niekończące się dyskusje, rzucając argumenty „za” i „przeciw” radykalnemu ograniczeniu uczestników liturgii.
Jednego nie można ludziom odmówić: prawa do odczuwania bólu z powodu realnego braku dostępu do sakramentów. Prawa do żalu i tęsknoty. Patrząc na ich smutek, nie można łatwo oceniać: że nie rozumieją, że nie czują, że ograniczają swoją wiarę do kościelnych murów. W przypadku większości z nich to nie jest prawda.
Na pewno dla każdej z tych osób jest jasne, że należy się dostosować do zarządzeń władz kościelnych i że Bóg nie oczekuje przecież od nich forsowania kościelnych drzwi. Są ludźmi Kościoła, szanującymi decyzje jego pasterzy. Znają zagrożenia płynące ze strony wirusa, wiedzą też doskonale, że Pan ma swoje sposoby, by spotkać się z nami także poza murami kościoła. W tej konkretnej parafii od dawna już propagowane jest spotykanie się ze Słowem Bożym w osobistej modlitwie. Co tydzień (a nawet codziennie, dzięki specjalnej aplikacji) można skorzystać z dodatkowych pomocy ułatwiających lectio divina.
Ludzie, którzy uczestniczą w liturgii także w dni powszednie, należą zwykle akurat do tych, którzy potrafią rozmawiać z Bogiem także w swojej „izdebce”, których nie trzeba przekonywać, że On zaprasza nas do świątyni naszego serca. Mogliby opowiadać godzinami o swoich z Nim spotkaniach w domowym zaciszu, w drugim człowieku, na górskich szlakach i w drodze do pracy.
Mają jednak świadomość wagi sakramentów. Realnej straty. Tak, jak spotykasz się z Panem przyjmując Eucharystię, tak nie spotykasz się z Nim nigdzie indziej. Również podczas transmisji liturgii. Jasne, On może temu zaradzić. Dotrze do nas. Obyśmy pozostali na to otwarci! Ale żal, ból, tęsknota za Mszą św. są zrozumiałe. I trzeba to uszanować.
„Przyjdzie czas, kiedy zabiorą im Pana młodego, a wtedy będą pościć…” (Mt 9,15). Pościmy. Czekamy.