Rozważania z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na Niedzielę Palmową przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
To nie było wyreżyserowane powitanie Jezusa w Jerozolimie. To był spontaniczny odruch tych, którzy już Go doskonale znali. "Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie". Iść w to imię to znaczy być kimś wolnym od zafałszowania, to znaczy być kimś przejrzystym na wskroś, wolnym od udawania, od manipulowania. Iść w imię Pańskie to znaczy żyć w miłości, pokoju, sprawiedliwości, prawdzie. Jezus właśnie przez trzy lata swojej publicznej działalności ogłaszał, że przybliżyło się królestwo prawdy, sprawiedliwości, miłości. Tak naprawdę przybliżyło się dzięki Niemu, dzięki temu, że idzie w imię Pańskie. Ludzie witający Jezusa w Jerozolimie mają świetną intuicję. Oni to po prostu czują, kim jest Jezus, jaki jest Jezus. Ich intuicja podsycana jest na dodatek pragnieniem uwolnienia się od wpływowych ludzi, którzy udają, manipulują, oszukują. Bo właśnie wśród takich przyszło im żyć.
Ci witający Jezusa ludzie z Jerozolimy, a było ich wielu, gdyż schodzili się tam na Święto Paschy, stają się aktorami występującymi w wydarzeniu męki Jezusa. Specjalnie zostało użyte tutaj słowo "aktorami". Oni przestali być sobą. Dzisiaj w opisie wjazdu Jezusa do Jerozolimy widzimy ich bardzo spontanicznych. Tutaj jeszcze są sobą. Są bardzo autentyczni. Nikt nie ustawił tego wjazdu. To nie jest wiec wyborczy. Nad powitaniem Jezusa nie pracował sztab ludzi reżyserujących widowisko. Oni zaczynają być ustawionymi aktorami, kiedy zaczyna się sąd nad Jezusem. Autentyczni i spontaniczni ludzie Niedzieli Palmowej staną się aktorami Wielkiego Piątku.
Gdzie są radośni ludzie z palmami, kiedy odbywał się sąd nad Jezusem? Gdzie oni są, kiedy tłum jeszcze głośniej krzyczał: "Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!". Nie ma ich. Albo są obecni wśród krzyczących: "Uwolnij Barabasza" i mają już zupełnie inny sposób myślenia? Tak. W piątek, w dzień przed Świętem Paschy, tłum przed pałacem Piłata został zmanipulowany przez faryzeuszy i uczonych w Piśmie: "Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby żądały Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa". Piłat umył od tego ręce, a odpowiedzialność za śmierć Jezusa miał wziąć tłum ludzi, który wysłuchał przed chwilą litanii oskarżeń pod adresem Jezusa. Nie było już spontanicznego "Hosanna Synowi Dawidowemu" i "Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie", ale krzyki: "Precz!", "Ukrzyżuj!".
Dzisiaj chcemy modlić się o to, żebyśmy zrobili to, czego chciał od swoich uczniów Jezus. On miał pragnienie, żebyśmy szli za Nim. Jesteśmy zaproszeni do tego, żeby razem z Nim "iść w imię Pańskie". Iść w imię Pańskie to znaczy być człowiekiem Prawdy. Chrześcijanin powołany jest do tego, żeby być człowiekiem autentycznym. Musimy przesiąknąć wydarzeniem śmierci i zmartwychwstania Jezusa tak bardzo, żebyśmy nie musieli swojej pobożności udawać, ale żebyśmy mieli autentyczne, spontaniczne odruchy ludzi Niedzieli Palmowej. Żebyśmy nie zaparli się Jezusa, kiedy przyjdzie czas próby.
Historia Kościoła pokazuje, że czas próby dla chrześcijanina jest faktem. Musimy natomiast być chrześcijanami tak zapatrzonymi w Jezusa, żeby nigdy nie ulec manipulacji, której treścią byłoby odrzucenie Jezusa. Jak to zrobić? Otóż nie wystarczy o zmartwychwstaniu posłuchać i poczytać. Jezusa Zmartwychwstałego trzeba doświadczyć w swoim życiu. Nie ma autentycznego świadectwa bez doświadczenia Zmartwychwstałego w swoim życiu. Oby tegoroczne doświadczenie odmiennego sposobu przeżywania świąt Wielkanocy nie było stracone. Wręcz przeciwnie. Niech będzie czasem pragnienia spotkania Zmartwychwstałego, jakie towarzyszyło apostołowi Tomaszowi, który troszeczkę zazdrościł pozostałym apostołom, że widzieli powstałego z grobu Pana.