Kilkudziesięciu Polaków czeka w Katmandu, stolicy Nepalu, by wrócić do ojczyzny. Powoli kończą im się możliwości wylotu z podnóża Himalajów.
Na obecną chwilę w Nepalu znajduje się 10 tysięcy przyjezdnych z całego świata, którzy starają się wydostać z regionu najwyższych gór świata do swoich krajów. Niektóre państwa wysyłają specjalne samoloty po swoich obywateli. Robią tak Niemcy, Czesi czy Francuzi. Kilka dni temu z Katmandu odleciał samolot do Pragi, Paryża i Frankfurtu nad Menem.
W tej mieszance narodowościowej znajduje się kilkudziesięciu Polaków (2 dni temu mówiono o 70 osobach). Ich sytuacja nie napawa optymizmem. Są wśród nich Dolnoślązacy. Polska nie ma bowiem ambasady w Nepalu. Tamten region podlega kompetencji terytorialnej Ambasady RP w New Delhi w Indiach. Dlatego wyjątkową sytuacją zajmuje się Konsul Honorowy RP w Nepalu.
- Ze strony konsulatu wiemy, że starają się nam pomóc i współpracować z polskimi władzami, ale niestety nie mamy konkretnej informacji. Żyjemy w niepewności. My nie możemy sami zrobić nic, bo wszystko zależy od konsula, który - widzimy, że się stara - ale jest zależny od ambasady polskiej w Indiach. Oni tam mają pełne ręce roboty, bo tam także utknęli Polacy - opowiada Mateusz Noga.
Szansą na najbliższe dni dla Polaków jest dołączanie do lotów organizowanych przez inne kraje, gdzie zostają wolne miejsca, i w ten sposób przetransportowanie się do Europy.
- Dostaliśmy informację, że w samolocie do Monachium znajdzie się miejsce dla 16 Polaków. W rozmowie z niemiecką ambasada dowiedziałem się, że to może być ostatni samolot do Niemiec, bo Niemcy ściągnęli już wszystkich swoich obywateli. Podobnie Czesi i Francuzi. Dwa dni temu z kolegą starałem się dostać na którykolwiek z samolotów, czekając od 5 rano do 17. Bezskutecznie - dodaje M. Noga.
Dzisiaj rząd Nepalu podał informację o przedłużeniu zamknięcia kraju przynajmniej do 15 kwietnia. Kursują więc tylko wcześniej zaplanowane loty czarterowe i rządowe. Nie wiadomo, do kiedy potrwa to oficjalne zamknięcie granic.
- Najlepszym rozwiązaniem dla nas byłoby podjęcie inicjatywy przez polski rząd, ministerstwo lub jakąś organizację, która wspomogłaby starania konsula i ambasady, np. wystosowując prośbę o uzyskanie dodatkowych miejsc w samolotach kursujących do europejskich krajów. Byśmy mogli wrócić razem z innymi Europejczykami - mówi 31-latek.
8 kwietnia z Nepalu swoich obywateli zaczną ściągać Brytyjczycy. Oni jednak nie należą już do Unii Europejskiej, więc - jak podejrzewa Mateusz Noga - może być trudniej o formalną współpracę. Myśli także o zorganizowanym przez samą Unię Europejską przelocie dla ekipy międzynarodowej, obywateli różnych krajów UE.
- Rozumiemy, że nikt nie zdecyduje się wysłać osobnego samolotu z Polski po nas, bo koszty są za duże. Czas działa jednak na naszą niekorzyść. Nie chodzi np. o brak pieniędzy, ale banki przestają funkcjonować, nie działają bankomaty i za chwilę pojawi się problem, by opłacić tutaj pobyt. Na szczęście mamy możliwość otrzymania darmowych posiłków - mówi podróżnik.
Jak znalazł się w Nepalu? Od 13 miesięcy realizował podróż dookoła świata, którą właśnie w Himalajach przerwała epidemia koronawirusa.
- Od razu uprzedzę komentarze o tym, że po co się pchałem tak daleko w czasie epidemii. Kiedy jeszcze można było wydostać się z Nepalu, odbywałem trekking w górach, nie miałem internetu, a co za tym idzie - dostępu do informacji. Nie wiedziałem, co się dzieje. Byłem bez szans, by w ciągu kilku godzin dostać się do cywilizacji. Zajęło mi to kilka dni. Podkreślam więc, kiedy wyruszałem w góry, świat był otwarty - oświadcza Mateusz, który studiował we Wrocławiu.
Jemu i innym Polakom w Katmandu najbardziej teraz zależy na zapewnieniu pomocy ze strony polskiego rządu i rzetelnej informacji, ile będą musieli czekać na powrót ze stolicy Nepalu.
- Przez długi czas nie chcieliśmy robić szumu wokół siebie, próbowaliśmy na wszelkie sposoby wrócić do domów, ale sytuacja staje się coraz bardziej nerwowa - puentuje 31-letni podróżnik.