Zakonnice wraz z dziewczętami z Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego im. Matki Teresy Potockiej pomagają jak mogą. Pierwsza partia maseczek została przekazana do wrocławskiego szpitala zakaźnego przy ul. Koszarowej.
Można powiedzieć, że Siostry Matki Bożej Miłosierdzia walczą z koronawirusem według starej benedyktyńskiej zasady: ora et labora.
Przede wszystkim modlą się o ustanie pandemii i o siły dla ludzi bezpośrednio z nią walczących. Ale nie tylko. Zakonnice zakasały rękawy i uszyły 400 maseczek z podwójną warstwą i miejscem na filtr. Pomogły im w tym podopieczne z ośrodka prowadzonego przez zgromadzenie.
- Uszyłyśmy 400 maseczek, wiele się przy tym nauczyłyśmy. Dostałyśmy prośbę od siostry referentki z kurii z informacją, że szpitale potrzebują maseczek. Odpowiedziałyśmy na to wezwanie. Pracowały trzy siostry przy trzech maszynach, a także dziewczęta, które prasowały i kroiły materiał - mówi s. Natalia Wideł, przełożona wrocławskiego klasztoru.
Łącznie wykonano maseczki z ponad 30 metrów kwadratowych materiału.
- Uszycie jednej maseczki trwa około 10 minut, jeśli mamy wszystko przygotowane, wyprasowane i mamy pocięte gumki. Ja szyję taśmowo i wtedy idzie jeszcze szybciej. Wówczas przez dwie godziny jestem w stanie uszyć 40 maseczek. A na końcu jeszcze je pierzemy, prasujemy i wtedy są gotowe do używania. Ja akurat lubię szyć, więc dla mnie nie jest to ciężka praca, choć początki nie były łatwe. Musiałyśmy sobie wyrobić sposób, to chwilę trwało - wyjaśnia s. Joanita.
Nie da się ukryć, że to żmudna praca, która wymaga ciągłego skupienia, żeby się przy maszynie nie ukuć, a przy żelazku nie poparzyć. Ale dla wszystkich najważniejszy jest cel. Siostry mile zaskoczyły się pierwszą reakcją dziewcząt z ośrodka, które powiedziały, że chętnie pomogą przy tym zadaniu ale tylko charytatywnie.
- Robimy to bezinteresownie dla innych w trudnym okresie. Pewnie, jakbyśmy znalazły się w takiej potrzebie, ludzie też wyciągnęliby do nas pomocną dłoń. W pandemii czasu mamy dużo, możemy go dobrze spożytkować. Oczywiście, momentami wkrada się irytacja i zdenerwowanie, bo jednak produkcja ciągle wygląda tak samo, pojawia się monotonia, więc praca staje się żmudna, lecz ciągle mamy cel przed oczami i to nas mobilizuje - opisuje 18-letnia Karolina.
- Przeprasowałam około 200 maseczek. Po większej ilości to robiło się męczące, ale od razu kierowałam myśli na fakt, po co i dla kogo to robię. Wtedy czułam się lepiej. Miałam parę oparzeń, bo jednak przy zaprasowywaniu kantów na maseczce trzeba to robić szybko i materiał bywa bardzo gorący, gdy się go przytrzymuje. Mimo tego cieszę się, że mogłam się przyczynić do tej misji - przyznaje 18-letnia Oliwia.
Zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia zapewniają także o modlitwie i dodają, że wszystko czynią z miłości do Jezusa. Nie jest to jedynie działalność charytatywna, ale praca, która ma wartość duchową.