Podczas pandemii wszystkie siły rzucone zostały na walkę z koronawirusem i konsekwencjami, które generuje. Niestety przewlekle chorzy i ci, którzy się nimi zajmują, odczuwają z tego powodu trudności. Podopieczni hospicjów wciąż nas potrzebują.
Dr Krzysztof Szmyd, kierownik Hospicjum dla Dzieci Dolnego Śląska "Formuła Dobra" zaznacza, że podstawową zmianą, której doświadczają zarówno pracownicy jak i podopieczni to sposób opieki.
- Gros spraw załatwia się w formie teleporad. Sposób komunikowania się z rodzinami się znacząco zmienił. Jednak o ile przez pierwsze dni pandemii bezpośredniego kontaktu było bardzo mało, to teraz powoli się aktywizujemy, bo potrzebują tego nasi chorzy i ich opiekunowie. Są to jednak doraźne wizyty, bo tych planowych wciąż nie ma - zauważa. Podkreśla przy tym, że decyzja o ograniczeniach wynika ze wskazań ogólnopolskich, a nie instytucji, którą kieruje.
Kim chciałeś zostać, kiedy byłeś dzieckiem?To wszystko generuje problemy dla pacjentów. Są oni pozbawieni codziennej opieki, która jest niezbędna do ich jak najlepszego funkcjonowania. Przykładem był brak możliwości wykonywania zawodu przez fizjoterapeutów. - Gdyby sytuacja taka trwała tydzień, to nie zrobiłoby to wielkiej różnicy. Jednak po kilku tygodniach zrobiło się poważniej. Z drugiej strony musimy uważać. Zabiegi nie mogły przecież odbywać się w domach, bo nasi pacjenci są grupą najwyższego ryzyka. Cieszy fakt, że od 4 maja nasi fizojeterapeuci wrócą do pracy.
Dr Szmyd podkreśla, że w czasie ogólnopolskiej izolacji, którą wciąż przeżywamy, możemy się poczuć tak jak osoby, które na co dzień zajmują się pacjentem ciężko chorym. - One są uwiązane w domu. Jedyna różnica, że ten stan trwa u nich lata, a nie kilka tygodni. Możemy sobie tylko wyobrazić, jakie mają odczucia, skoro nam z tym zamknięciem jest tak źle - dodaje.
Jakie są doraźne potrzeby hospicjum? - Podobnie jest w przypadku wszystkich tego typu instytucji. Oprócz kontraktów z NFZ jest wokół nich wianuszek osób czy firm życzliwych, które nas wspierają. Cały ten model finansowania jest czymś oczywistym. Działało to dobrze, gdy było normalnie, ale dzisiaj, tak jak na całym świecie, wszystko stanęło na głowie. Oczywiście przetrwamy miesiąc czy dwa, ale trudno powiedzieć co będzie dalej. Zaczęliśmy sobie to pytanie stawiać - zaznacza.
Dr K. Szmyd podkreśla, że w prowadzonym przez niego hospicjum zapadła decyzja o zmniejszeniu wynagrodzenia dla pracowników o 10 proc. - I tu nie o to chodzi, że nie mamy z czego zapłacić pensji dzisiaj. Niestety nie wiemy jaka będzie jesień, jak sytuacja rozwinie się za pół roku, albo nawet za rok - wyjaśnia. Nawiązuje też do słów papieża Franciszka, który zwraca uwagę, że ta pandemia albo nas zmieni i staniemy się wszyscy bardziej solidarni oraz będziemy się wspierać, albo wszyscy marnie skończymy. - To jest czas na przemianę nas wszystkich. Ci potrzebujący są w wielu miejscach i nie znikną. Jeśli po takim doświadczeniu skupimy się tylko na sobie, to nic dobrego z tego nie wyniesiemy. Jesteśmy u progu doświadczenia, które możemy wykorzystać dla czegoś dobrego. W naszym przypadku chodzi o troskę o osoby chore, by miały co jeść, ale też miały na rehabilitację i przede wszystkim, by nie żyły w odcięciu od świata.
Kierownik Hospicjum dla Dzieci Dolnego Śląska przyznaje, że on i pracownicy będą prosili o wsparcie licząc, że nie zostaną zapomniani. - Mamy świadomość, że instytucjom, które nas wspierały, ale również pojedynczym osobom zrobi się w życiu ciężej, a część z nich nawet straci pracę. Obawiamy się, że zostaniemy z dużo mniejszym wsparciem darczyńców. Za kilka tygodni będzie to odczuwalny problem - puentuje.
Hospicjum dla Dzieci Dolnego Śląska "Formuła Dobra" podobnie jak inne podobne instytucji można wesprzeć "jednym procentem" naszych podatków.