Kontaktujesz się z kimś przez ekran komórki i mikrofon, bo nie możesz inaczej? Wspaniale. Wszystko po to, by podtrzymać oczekiwanie na rzeczywiste spotkanie twarzą w twarz - wyjaśnia bp Andrzej Siemieniewski.
Agata Combik: Komunia św. duchowa, duchowe jednanie się z Bogiem – zanim możliwa będzie sakramentalna spowiedź. To są skarby cenne także poza pandemią. Czy jednak skoncentrowanie się na „tylko” duchowych i wirtualnych doświadczeniach nie stanowi pewnej… pułapki.
Bp Andrzej Siemieniewski: Wyobraźmy sobie rodzinę, w której mama wyjeżdża na tydzień do pracy za granicę. Przez ten tydzień mąż, dzieci mogą przynajmniej przez internet, przez komórkę zobaczyć jej twarz, porozmawiać. Byłoby bardzo dziwne, gdyby stwierdzili: „wystarczy nam taki duchowy kontakt przez ekran komórki, właściwie już nie tęsknimy za twoim powrotem”. Czulibyśmy, że kontakty wirtualne nie spełniły swojej roli. One mają podtrzymać tęsknotę za spotkaniem twarzą w twarz. Podobnie przeżywanie liturgii za pomocą internetu ma podtrzymać tęsknotę za liturgią przeżywaną osobiście.
(…)
Czyli powinniśmy dbać, żeby w nas nie uschła tęsknota.
Tak, bo liturgia prawdziwa jest wydarzeniem. Nie jest podobna do teatralnej sztuki, którą można odgrywać wiele razy, ale jest realnym spotkaniem. Jezus jest realnie obecny w Najświętszym Sakramencie, obecny kiedy kapłan sprawuje ofiarę, gdy Lub Boży słucha, modli się razem.
Wydaje się, że trudno czekać z rzeczywistym udziałem w liturgii do chwili całkowitego ustania jakiegokolwiek ryzyka.
Ryzykujemy w czasie epidemii – chociażby idąc do pracy, do sklepu, odpoczywając w parku, jadąc autobusem. Chodzi tylko o to, by ryzyko było proporcjonalne do stanu zagrożenia i do wartości, jakie osiągamy podejmując je. W przypadku uczestniczenia w liturgii tą wartością jest spotkanie z Jezusem Chrystusem, z żywym Kościołem. Kiedy zagrożenie epidemiczne wzrastało, było bardzo duże, liturgię z udziałem ludu powstrzymano. Gdy zostało w pewnym stopniu opanowane, to powoli myślimy o stopniowym powracaniu do liturgii z udziałem większej liczby osób.
W tym momencie, przy obowiązujących dyspensach, to kwestia własnego rozeznania, czy na przykład w mojej sytuacji zdrowotnej biorę udział w liturgii czy nie.
Tak. A pytając o wartość liturgii rzeczywistej w stosunku do transmisji, warto uświadomić sobie, że liturgia jest prawdziwym spotkaniem. Ogłasza je już na początku Mszy św. ksiądz mówiąc „Pan z wami”. Pan jest obecny już z samego faktu, że się zgromadziliśmy. Drugi raz kapłan ogłasza to przed Ewangelią. Gdy jest odczytywana, Pan jest obecny. Po raz kolejny ksiądz powtarza to na początku prefacji. Pan Jezus jest obecny pod postaciami chleba i wina. Na końcu słyszymy znów „Pan z wami”, przed rozesłanie. Te powtarzające się słowa o Jego obecności brzmią w pełni z mocą, gdy jesteśmy tam osobiście obecni. Jeśli to nie możliwe, korzystajmy z transmisji, ale tęsknotą za powrotem do kościoła. Gdy tylko to będzie możliwe, wracajmy.
Więcej w papierowym wydaniu GN