Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na V niedzielę Wielkanocy przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.
Klasykiem jest komiczna scena dwóch klaunów na cyrkowym pokazie, kiedy jeden drugiemu palcem pokazuje coś bardzo interesującego, a ten drugi - zamiast patrzeć na wskazywany obiekt - z ogromną uwagą patrzy na czubek palca kompana i myśli, że to już to, na co powinien z zachwytem patrzeć. Śmiejemy się z klaunów w cyrku, bo taką mają rolę - żeby nas rozśmieszyć, rozbawić, poprawić humor. Może czasami zorientujemy się, że tak naprawdę pokazują nam karykaturalnie przedstawione typowe ludzkie zachowania. Może czasami zorientujemy się, że śmiejąc się do rozpuku, zdystansowani, śmiejemy się tak naprawdę z samych siebie.
Jako wykładowca homiletyki w Wyższym Seminarium Duchownym, czyli przygotowujący przyszłych kapłanów między innymi do głoszenia homilii, powtarzam alumnom, że niedzielne kazanie trzeba tak wygłosić, żeby przy stole, na przykład przy obiedzie, domownicy rozmawiali jeszcze długo o tym, co zostało poruszone w kościele przez kaznodzieję. Może będzie to konstruktywna dyskusja, może twórczy konflikt, może wewnętrzna potrzeba doszukania materiału, pogłębienia zasłyszanych treści. Czy nam, głoszącym homilie, udaje się pokazać głębię słowa Bożego, czy udaje się pokazać zmartwychwstałego Chrystusa? Czy może zatrzymujemy uwagę jedynie na sobie i na wskazującym palcu?
W liturgii dzisiejszej niedzieli czytamy, że rozmowa przy stole wywiązała się w Wieczerniku podczas ostatniej wieczerzy. Jezus wygłosił mowę, w której zapewnił apostołów o wiecznym szczęściu w Bogu. Zapewnił, że w domu Ojca jest mieszkań wiele, przez co dodaje nadziei, że śmierć nie jest końcem życia. Jezus wyjaśnia im również, że to wszystko stanie się przez Niego, że On jest drogą i prawdą, i życiem. Słuchają tego apostołowie, którzy byli przez trzy lata świadkami publicznej działalności Jezusa. Słuchali nauk, widzieli cuda, nieraz Jezus dał im się objawić jako Mesjasz, jako Syn Boży. Przy stole natomiast Filip dzisiaj prosi: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy” (J 14,8). Jezus wyjaśnia mu: „Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca” (J 14,9). Apostołowie dopiero po spotkaniu Jezusa Zmartwychwstałego i po zesłaniu Ducha Świętego wrócą do tego wszystkiego i zaczną z nową mocą przyjmować zbawcze wydarzenie Jezusa.
Wszystkie cuda Jezusa to był dopiero wstęp do rzeczy większych. Jezus pragnie do końca pokazać oblicze Boga Ojca. Pokazał całemu światu, jak naprawdę wygląda Bóg. Pokazał poranioną twarz, porozrywane ciało, płynącą krew, niesamowity ból… W cierpieniu i śmierci Jezusa objawił się Ojciec w pełni. No i spełniło się w końcu pragnienie Filipa: „Panie, pokaż nam Ojca”. O ile wcześniej Jezus głosił królestwo Boże, wzywał do nawrócenia i mówił o Ojcu, to teraz w pełni pokazał Ojca. Pokazał sobą prawdziwego, pełnego miłości Ojca. Bóg składa swego Syna w ofierze za całą ludzkość.
Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, drodzy czytelnicy, że w czasie każdej Mszy św. Ewangelia jest nam opowiadana, wyjaśniania, przybliżana, aktualizowana, a Ciało i Krew Chrystusa są nam ukazywane. Przychodzimy do kościoła na Mszę św. i zawsze słuchamy o poszczególnych tajemnicach życia Jezusa, a tajemnicę złożenia ofiary za nas - śmierć i zmartwychwstałego, żyjącego Jezusa Chrystusa możemy ujrzeć. Mało tego, możemy zjednoczyć się w Komunii św. Eucharystyczny chleb możemy spożyć.
Ile przeżytych Mszy św. w naszym życiu, ile przeczytanych fragmentów Pisma Świętego, ile wysłuchanych niedzielnych kazań, ile katechez, ile przeczytanych artykułów o treści religijnej, ile rozmów duchowych z kapłanami, ile spowiedzi, ile możliwości zobaczenia Jezusa? Niesamowite, ilu ludzi wskazuje nam na Jezusa!