To, co ujawniły filmy braci Sekielskich, wpływa i mocno dotyka kapłaństwo uczciwe, pokorne, oddane oraz pracowite. Ono także chodzi w sutannach. Podobnie jak to krzywdzące, raniące, molestujące i niszczące.
Film Braci Sekielskich „Zabawa w chowanego” (poprzedni „ Tylko nie mów nikomu” zresztą też) poruszył tam, gdzie trzeba i to, co trzeba. Czy kogo trzeba? Czas pokaże.
Chcę, żeby to wybrzmiało na początku, że najważniejsze w tym wszystkim są oczywiście ofiary, którym bezwzględnie należy się pomoc, rozliczenie i uczciwość ze strony Kościoła. Modlę się w ich intencji i to jest moja pierwsza reakcja zarówno przy pierwszym, jak i drugim dokumencie Sekielskich.
Pragnę jednak napisać także o tych, którzy bardzo przeżywali te obrazy, a będą nieśli na swoich barkach jeszcze długo ich mocny efekt uboczny, jednocześnie budując Kościół taki, jaki powinien być. Widuję ich na ulicach Wrocławia, miejscowości i wiosek archidiecezji wrocławskiej.
To mężczyźni, wśród których często pracuję i z którymi pracuje. Przyjaźnię się lub kumpluje bliżej albo dalej. To ci, którzy błogosławili moje małżeństwo, chrzcili moją córkę, wysłuchują moich spowiedzi, zapraszają na obiad, wpadają na kolację, udzielają mi wywiadów.
Mogę się z nimi modlić, napić się wina, zjeść burgera, zdobywać górskie szczyty, spać w namiocie, pograć na instrumentach, popływać w kajaku, trochę się poużalać nad sobą, opowiedzieć o najnowszych życiowych sukcesach i ostatnich doskwierających porażkach.
Bardzo mi ich żal, szczególnie tych z młodego pokolenia, zapalonego, gorliwego, wyrywającego się do pracy duszpasterskiej. Pełnego pomysłów i energii, by mówić innym o Jezusie na wszystkie możliwe sposoby.
Z pierwszej ręki, a właściwie z kilku pierwszych rąk wiem, że nie będą mieli łatwo. Tuż po premierze filmu zderzyłem się z ich wielkim smutkiem z powodu tego, co zobaczyli w dokumencie braci Sekielskich. Ale ich druga refleksja była także brutalna.
- Rok temu doświadczałem tego po pierwszym filmie „Tylko nie mów nikomu”, gdy zacząłem więcej chodzić w sutannie - mówi mi jeden z nich.
- Te spojrzenia pełne pogardy, złośliwości i żarty sytuacyjne w szkole, nawet od innych nauczycieli, w stylu „tylko nie mów nikomu”. Czasem wyzwiska od młodych: „pedofil”, „zboczeniec”. Było, na chwilę zelżało, ale wróci - pisze drugi.
- Ostatnio poczułem mocną zmianę klimatu w podejściu do „faceta w czarnej sukience”. Teraz pandemia, to może przejdzie łagodniej. Nigdy się nie wstydziłem stroju duchownego i nie będę, ale mimo to czuje wstyd, że zrobił to inny ksiądz, mój współbrat - stwierdza trzeci.
Czy oni się żalą? Nie. Po prosu mówią z czym się spotykają i czego się spodziewają. Co więcej, niektórzy dodają, że przyjmują to wszystko z radością wewnętrzną wynikającą z solidarności z Kościółem.
Bo księdzem i Kościołem się nie bywa, tylko się jest. Nie tylko wtedy, gdy o. Szustak podbija nowym filmem YouTube, czy kiedy śp. ks. Pawlukiewicz ujmował za serca tłumy. Nie tylko wtedy, gdy bohaterski kapłan pomaga przy zakażonych koronawirusem lub rozdaje kilkaset posiłków dziennie bezdomnym i media mu przyklaskują.
Oni są i chcą być księżmi także wtedy, gdy cała Polska dowiaduje się o tym, co może zrobić człowiek w sutannie bezbronnemu dziecku.
Jedno pragnę powiedzieć tym księżom, których tu opisuję. Nie tylko tym, których znam osobiście. Tym wszystkim, których nie pokażą środki społecznego przekazu, bo nie robią dla świata nic atrakcyjnego, a stanowią jednocześnie skarb Kościoła w swojej mrówczej pracy u podstaw. W naszym kraju są ich tysiące.
Jedno pragnę im powiedzieć: jestem z wami i wasza sutanna mnie nie gorszy, a wręcz przeciwnie. Wasze kapłaństwo buduje moje człowieczeństwo, moje małżeństwo i moje ojcostwo.
Nie, nie jest tak, że spotykam samych idealnych i dobrych księży. Ideałów nie ma, a tych mniej idealnych również miałem okazję poznać.
To, co ujawniły filmy braci Sekielskich, wpływa na nas wszystkich rozumianych jako Kościół i mocno dotyka kapłaństwo uczciwe, pokorne, oddane oraz pracowite. Ono także chodzi w sutannach (i oby nie przestało!). Podobnie jak to krzywdzące, raniące, molestujące i niszczące.
Ta solidarność, proszę mnie dobrze zrozumieć, nie ma na celu przykrywać spraw poruszanych w obydwu filmach, czy odwracać od nich uwagę.
Rana, która teraz się sączy – boli. Szambo, które wybiło – śmierdzi. Ale mnie sutanna nie zgorszy, nie wzbudzi pogardy i nie odbierze żadnemu człowiekowi noszącemu ją szacunku oraz godności. I myślę, że takich jak ja jest więcej. Pamiętajcie o tym drodzy kapłani.
I broń Boże, mimo wszystko, proszę, nie bawcie się w chowanego ze strojem duchownym.