Historia pierwszego w archidiecezji wrocławskiej kościoła pw. św. Jana Pawła II chwyta za serce. Pokazuje, że warto marzyć, warto wierzyć i warto polecać się papieżowi Polakowi.
Zacznijmy od tego, że rzecz dzieje się w Kobylej Głowie, małej wiosce na skraju archidiecezji wrocławskiej, niedaleko Ząbkowic Śląskich, która liczy zaledwie kilkadziesiąt mieszkańców. To dodaje całej historii uroku i wyjątkowości.
Kiedy ks. Ryszard Słowiak objął funkcję proboszcza w parafii Ciepłowody zastał na tym terenie 20-metrową kaplicę poprotestancką w sąsiedniej wiosce Kobylej Głowie. Była to rodowa kaplica przycmentarna ufundowana przez zamożną rodzinę w 1871 roku. Po II wojnie światowej na potrzeby polskich wiernych zaczęto odprawiać tu Msze święte niedzielne raz w miesiącu. Mała kapliczka nie mieściła ludzi na liturgii, co utrudniało uczestnictwo w Eucharystii zwłaszcza w okresie zimowym.
- Podczas kolejnych wizytacji kanonicznych zalecano rozbudowę obiektu. Pytali mnie też o nią ludzie, gdy zostałem tu proboszczem - opowiada specjalnie dla „Gościa Niedzielnego” ks. Ryszard Słowiak.
Kapłan wraz z niewielką grupą parafian rozpoczął prace przygotowawcze, tworzył odpowiednie plany. Na pierwszy problem natrafili już przy kopaniu fundamentów. Kaplica bowiem stoi na skarpie, więc pojawiły się obawy czy nie trzeba wbić specjalnych pali dla stabilizacji. Okazało się ostatecznie, że pod warstwą ziemi znajduje się skała, która nadaje skarpie stabilność i można śmiało budować.
- Odetchnąłem z ulgą i od razu skojarzyłem sobie słowa Jezusa: „Ty jesteś Piotr czyli Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” - wspomina dzisiaj ks. Ryszard.
Zaczął także myśleć nad patronem kościoła i zapragnął, by został nim Jan Paweł II, wówczas Sługa Boży. Żadna świątynia w archidiecezji wrocławskiej nie miała jeszcze takiego wezwania. Rzecz bowiem działa się kilka lat po śmierci papieża Polaka.
- Miałem dużo wątpliwości, bo jednak taka mała miejscowość, a taki wielki patron? To chyba nie miało prawa się udać. W trzecią rocznicę jego śmierci, 2 kwietnia 2008 roku, ułożyłem akt zawierzenia rozbudowy kaplicy w Kobylej Głowie za przyczyną jeszcze Sługi Bożego Jana Pawła II. Myślę, że to już była jego sprawka - stwierdza dziś proboszcz.
Podczas budowy piętrzyły się trudności z dokumentami, pogodą, wykonawcami i funduszami. Ostatecznie niewielka społeczność, która liczyła niespełna 100 osób, wzniosła kościół, wyposażyła go i doprowadziła do konsekracji.
- Kiedy na wizytacji powiedzieliśmy księdzu biskupowi o tym pragnieniu ustanowienia Jana Pawła II patronem świątyni, od razu stwierdził, że to niezwykle trudne zadanie. Potrzebny będzie specjalny indult Stolicy Apostolskiej, który jednak przyznaje się znaczącym kościołom - opowiada ks. Słowiak.
Wkrótce biskup przysłał pocztą odpowiedź, by szukać innego patrona np. takiego, którego Jan Paweł II wyniósł do chwały ołtarzy.
- Uwaga, to pismo przyszło 31 marca 2011 roku, a dwa dni później, 2 kwietnia Ojciec Święty Benedykt XVI ogłosił, że po beatyfikacji wpisujemy Jana Pawła II do kalendarza diecezji rzymskiej i Kościoła w Polsce. Wobec tego tytuły świątyń nadaje biskup miejsca. Natychmiast napisaliśmy kolejne pismo i… uzyskaliśmy zgodę! - uśmiecha się ks. Ryszard.
On jak i jego parafianie głęboko ufają, że Jan Paweł II po prostu chciał im patronować.
- Jestem z tego pokolenia, które dużo zawdzięcza papieżowi Polakowi. Przyjąłem święcenia kapłańskie 18 maja 1991 roki w urodziny Karola Wojtyły. To był też rok jego pielgrzymki do Polski. Dlatego z wielką radością podjąłem się wyzwania rozbudowy kaplicy w Kobylej Głowie i powierzenia jej Janowi Pawłowi II - przyznaje proboszcz.
Rok po konsekracji kościoła parafia uroczyście wprowadziła relikwie św. Jana Pawła II, po które wcześniej pojechała specjalna delegacja do Krakowa.
- Wprowadzenie poprzedzone było wielką procesją z Ciepłowód do Kobylej Głowy. Cała parafia tym żyła, udekorowaliśmy całą drogę, szliśmy z wielką radością, nie do końca chyba wierząc, że w tej Kobylej Głowie, gdzie czas się zatrzymał, dzieją się takie rzeczy - wspomina Bożena Rynkowska, mieszkanka.
Podkreśla, że pierwszy w archidiecezji kościół pw. św. Jana Pawła II to miejsce niezwykłe nie tylko ze względu na historię. Znajduje się na malowniczym wzgórzu, niczym najpiękniejsze sanktuaria. Panuje tam cisza, spokój, a wokoło roztaczają się piękne widoki. Codziennie o 21.37 kuranty z wieży grają „Barkę”, ulubioną pieść papieża Polaka
- My mieszkańcy ją uwielbiamy. Wrośliśmy w nią. Ja sobie nie wyobrażam dnia bez „Barki” w Kobylej Głowie. To nasza wieczorna modlitwa w łączności z papieżem, który wstawia się za nami w niebie. Czujemy obecność świętego nie tylko w kościele, ale w całej miejscowości, w naszych rodzinach. Jakby roztoczył nad nami parasol. Wiele razy, czy w rodzinie, czy w parafii wydawało nam się, że już jest naprawdę źle, że nie da się czegoś naprawić, a potem jednak sytuacja wychodziła na prostą. Dzięki modlitwie za wstawiennictwem naszego Ojca Świętego - opowiada B. Rynkowska.
Jak się okazuje akcenty związane z Janem Pawłem II w niewielkiej parafii Ciepłowody na skraju archidiecezji wrocławskiej nie zaczęły się wraz z rozbudową kaplicy na wzgórzu.
- Kiedy zostałem proboszczem w Ciepłowodach, w 25-lecie pontyfikatu papieża Polaka odprawiłem Mszę dziękczynną za jego osobę i misję papieską, jaką czynił. Po tej Eucharystii wysłaliśmy pocztą zwykłe życzenia wdzięczności dla Jana Pawła II. Nikt z nas nie liczył na odpowiedź. Po jakimś czasie przyszła koperta z Watykanu z podziękowaniem za modlitwę i różańcem papieskim. To był dla mnie pierwszy znak, że Ojciec Święty chciałby z nami tutaj być. Czas pokazał, że tak się stało - podsumowuje ks. Ryszard Słowiak