Papieskie pamiątki. Wielkanocne znaki

Figura Zmartwychwstałego i krzyż - wielka malarska opowieść o tajemnicy Odkupienia, należą do najbardziej wyrazistych śladów wizyt Jana Pawła II we Wrocławiu. Figura z ołtarza, który stanął na Partynicach w 1983 r. i krzyż, który zawisł w Hali Ludowej w 1997 r., do dziś przypominają spotkania z Ojcem Świętym.

Materialnych pamiątek z takich spotkań jest na Dolnym Śląsku bardzo dużo. Trony, na których zasiadał Jan Paweł II, papieskie buty i ornat podarowany przez papieża wrocławskiemu seminarium, poświęcone przez niego dzwony, kamienie węgielne, figury... O Ojcu Świętym przypominają pomniki, obrazy, witraże. Wśród wielu pięknych „papieskich przedmiotów” są dwa szczególne, wpisane w tajemnicę Wielkiej Nocy.

Jednak w czerwieni

Chrystusa z Partynic dziś zobaczyć można w kościele pw. NMP Matki Miłosierdzia w Oleśnicy Śl. Ręka uniesiona w geście błogosławieństwa, łopocząca chorągiew, krew płynącą z przebitego boku – to prawdziwy Zwycięzca, dawca Życia. Wielka figura z ołtarza przygotowanego na papieską Mszę św. we Wrocławiu w 1983 r., jest dziełem trzech artystów: Alojzego Gryta, Leona Podsiadłego i Józefa Sztajera. – Przed wizytą Jana Pawła II wrocławska kuria zwróciła się do Akademii Sztuk Pięknych z propozycją przygotowania projektu ołtarza, a rektor powierzył to zadanie właśnie nam – wspomina prof. Alojzy Gryt, architekt i rzeźbiarz, profesor wrocławskiej ASP, obecnie wykładowca w Instytucie Architektury Krajobrazu na Uniwersytecie Przyrodniczym. – Opracowaliśmy kilka takich projektów. Ostatecznego wyboru dokonał kard. Henryk Gulbinowicz.

W wybranej koncepcji figura Zmartwychwstałego Jezusa unosiła się wysoko w górze, na tle krzyża – będącego jakby oknem wyciętym w wielkim prostopadłościanie i wypełnionym błękitem nieba. Przed artystami stanęło poważne wyzwanie. Przygotowywali kolejne modele i... zmagali się z wątpliwościami. – Panowała wówczas konwencja robienia całkiem białych rzeźb – wspomina prof. A. Gryt. – Po namyśle uznaliśmy, że Chrystus zgodnie z tradycją powinien być ukazany w czerwieni, ale gdy zaczęliśmy malować, dopadły nas rozterki. Przeważył w końcu głos Kardynała. Pan Jezus otrzymał czerwoną szatę, choć nasi koledzy, widząc tak barwną figurę, mówili z uśmiechem, że malujemy „po meksykańsku”.

Znak nadziei

Profesor podkreśla jednocześnie, że twórców ołtarza otaczała bardzo przychylna atmosfera. – Figura Jezusa, której wnętrze powstało z metalowej siatki i szmat, pokrytych gipsem, umocowana została w trakcie realizacji na zewnętrznej ścianie budynku ASP przy ul. Traugutta. Mieliśmy sporo przygodnych widzów. Odwiedzali nas koledzy, ludzie z zewnątrz zaglądali przez płot. Figura miała 6 metrów wysokości (cały ołtarz 26 m). Przy transporcie na Partynice, kiedy potężny dźwig ściągał ją ze ściany budynku, w pewnym momencie niebezpiecznie się przechyliła. Większość osób, które miały ją ubezpieczać za pomocą lin, uciekła, by uniknąć przygniecenia. Na posterunku pozostali jedynie trzej autorzy rzeźby, którzy z narażeniem życia kurczowo trzymali liny. Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło. Panu Jezusowi jedynie nieco obtarły się palce, ale artyści zdążyli naprawić uszkodzenia.

Niedługo przed uroczystością okazało się, że konstrukcja ołtarza jest zagrożona. Realizowany był w krótkim okresie czasu, a żelbetonowy fundament wymaga ok. miesiąca na wiązanie betonu. Na szczęście kurialny inżynier wymyślił sposób obciążenia ołtarza, by całość była stabilna. Kiedy pojawiły się pytania o piorunochron, pomocna okazała się z kolei żona owego inżyniera. – Ponoć doskonale wyczuwała, jaka będzie pogoda – mówi prof. A. Gryt. – Ponieważ zapewniała, że burze nam nie grożą, z piorunochronu zrezygnowano. Profesor wspomina zaprojektowane dodatkowo w tle ołtarza grupy krzyży, a także pewien sprytny wybieg. Władze żądały, żeby na Partynicach pojawiły się tzw. „państwotwórcze”, propagandowe napisy. Artyści tak je umieścili, by kamery nie mogły ich zarejestrować. – Kiedy zobaczyłem, jak nasza figura jest podnoszona do góry, pomyślałem: jest nieźle – wspomina profesor.

To spod tej postaci zmartwychwstałego Zbawiciela Jan Paweł II mówił do wrocławian o św. Jadwidze, o konieczności prawdy i zaufania w życiu społecznym. Tu padły słowa o słusznym „pragnieniu sprawiedliwości”, obecnym wśród Polaków, pragnieniu płynącym z „poczucia godności ludzkiej pracy, z miłości do Ojczyzny oraz z solidarności (...)”. – Po skończonych uroczystościach, które mogliśmy przeżyć tuż pod ołtarzem, nasza figura przez pewien czas znajdowała się przy kościele pw. Ducha Świętego we Wrocławiu. Ostatecznie trafiła do nowo budowanego kościoła w Oleśnicy – mówi prof. A. Gryt.

 

Papieskie pamiątki. Wielkanocne znaki   Krzyż z Hali Ludowej trafił do kościoła pw. Chrystusa Odkupiciela - jednego z niewielu budynków, w których mógł się zmieścić. Reprodukcja Agata Combik

 

Zaczęło się w „Ciuchci”

Krzyż, pamiątka po nabożeństwie ekumenicznym, które odbyło się w Hali Ludowej w ramach Kongresu Eucharystycznego w 1997 r., dziś znajduje się we wrocławskim kościele pw. Chrystusa Odkupiciela. – Wszystko zaczęło się od pewnej wystawy, jaką przygotowywałem w parafii pw. św. Bonifacego u ks. Wojciecha Tokarza. Prezentowana była w tzw. „Ciuchci” – dawnym dworcu kolejki wąskotorowej – mówi Andrzej Żarnowiecki, dyrektor Ogniska Kultury Plastycznej im. E. Gepperta we Wrocławiu. – Nawiązana znajomość sprawiła, że zostałem potem poproszony o pomoc przy budowie kościoła pw. św. Andrzeja Ap. na Stabłowicach. Gdy poszedłem do Kardynała z projektem wnętrza świątyni, on... bardzo go skrytykował. Na odchodnym poradził, żeby znalazł się tam krzyż św. Franciszka.

Chodziło o słynny krzyż z San Damiano, obecnie przechowywany w bazylice św. Klary w Asyżu. Spod ręki pana Andrzeja wyszedł podobny, choć większy (6 m) i w formie płaskorzeźby. Kiedy Kardynał ujrzał końcowy efekt prac, zażyczył sobie taki właśnie krzyż na Kongres Eucharystyczny, do Hali Ludowej. Pan Andrzej już kiedyś przygotowywał dekorację Hali na... mistrzostwa Europy fryzjerów. Wiedział, że praca w takim gmachu nie jest łatwa. Wyliczenia wykazywały, że krzyż musi mieć co najmniej 10 metrów wysokości – jak kilkupiętrowy budynek. Co ciekawe, A. Żarnowiecki specjalizuje się w grafice małoformatowej. Tym razem musiał, delikatnie mówiąc, nieco format powiększyć. Gdzie można takie olbrzymie dzieło przygotowywać? Z pomocą przyszedł ks. Wojciech Tokarz, który znów udostępnił parafialną „Ciuchcię”.

Krzyż jak księga

O „swoim” krzyżu pan Andrzej mógłby opowiadać długo. – Zgodnie ze wschodnią tradycją nie ma tu realistycznego obrazu fizycznej udręki, ale ukazany jest Bóg, który panuje nad cierpieniem – mówi. Wokół krzyża wiele się dzieje. Widzimy m.in. Matkę Bożą i św. Jana, mnóstwo aniołów, rękę Boga Ojca – znak, że wszystko dzieje się z Bożego nakazu, a nawet... koguta, symbol zdrady. Krzyż opromieniony jest już blaskiem Zmartwychwstania, a u góry widać nawet scenę Wniebowstąpienia. Pan Andrzej tłumaczy, dlaczego matka synów Zebedeusza ma zieloną szatę, a św. Jan różową. – Szczególne znaczenie ma złota rama okalająca krzyż – wyjaśnia. – Złoto to symbol światła absolutnego. Prócz tego rama wycięta jest w kształt „liścia w zawiciu”, czyli liścia, który jest już w pąku, bliski rozwinięcia się. To oznacza, ze krzyż jest prawdziwym Drzewem Życia.

Pan Andrzej wspomina, że sam montaż ogromnego krzyża dostarczył wielu emocji, tym bardziej, że akcji towarzyszyli panowie z BOR-u, którzy z aptekarską dokładnością sprawdzali każdą linkę czy śrubkę. O późniejszych przeżyciach związanych ze spotkaniem z Papieżem nie chce nawet mówić. – Tego się nie da powiedzieć – uśmiecha się. U stóp wielobarwnego dzieła Jan Paweł II zwracał się do chrześcijan różnych wyznań: „Europa potrzebuje nas wszystkich zebranych solidarnie wokół Chrystusowego Krzyża i Ewangelii”. Ks. Czesław Mazur z referatu ds. sztuki kościelnej podkreśla, że decyzja Kardynała o wyborze krzyża z Asyżu jako głównego elementu wystroju Hali Ludowej, wynikała z jego ekumenicznej wymowy – to właśnie w Asyżu odbywały się słynne międzyreligijne spotkania.

Po demontażu krzyż znów trafił tymczasowo do „Ciuchci” i tu przetrwał powódź. – Został szczęśliwie ocalony dzięki państwu Borkowskim, Kazimierze i Zdzisławowi, którzy położyli krzyż (płyty, z których się składał) na krzesła. Gdyby pozostały na podłodze, zniszczyłaby je woda – wspomina artysta. Ostatecznie dzieło znalazło się w kościele na Polance, będącym pomnikiem Tysiąclecia Archidiecezji Wrocławskiej. Podobny krzyż znalazł się potem również w kościele pw. św. Franciszka z Asyżu we Wrocławiu, a także u franciszkanów na Sołtysowicach. Pan Andrzej nieraz był proszony o prelekcje na temat jego symboliki. – Językiem obrazów, kolorów, często można powiedzieć więcej niż słowami – mówi.

Nie tylko dekoracje

Prof. Alojzy Gryt

Postać zwycięskiego Chrystusa, niosącego nowe życie, miała w tamtym kontekście historycznym szczególne znaczenie. To był przecież czas, kiedy stłumiono rozpoczynające się w kraju przemiany, stłumiono rodzące się oczekiwania. Ludziom potrzebna była nadzieja. Przynosił ją przebywający Papież; wyrażał ją też nasz ołtarz.

Andrzej Żarnowiecki

Z krzyża z Asyżu przemówił do św. Franciszka Chrystus prosząc, by odbudował Kościół. Wybór przez Kardynała tego właśnie krzyża jako elementu wystroju Hali w czasie Kongresu Eucharystycznego oznaczał, że razem z nim otrzymaliśmy wezwanie do odbudowywania Kościoła. Co więcej, wezwanie to, zwielokrotnione poprzez kamery, media, trafiło na cały świat.

Tekst archiwalny z 4. 04. 2010 r.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..