- Oczekujemy nie tylko na blask słońca, czekamy na światło, na ogień Ducha zstępującego na Kościół - mówili młodzi w kościele NMP Bolesnej we Wrocławiu-Strachocinie. "Po co na Niego czekamy?" - pytał ks. Wojciech Jaśkiewicz, zwracając uwagę na pokusę egoizmu w życiu chrześcijan.
W trakcie czuwania przy ul. Tatarakowej trwała modlitwa uwielbienia prowadzona przez młodzież z różnych wspólnot, m.in. z Kompanii Jonatana, także z udziałem muzyka Jakuba Tomalaka. Wspólne wołanie o Ducha rozpoczęło się Nieszporami. O północy odprawiona została Msza św., po niej wszyscy modlili się Godziną Czytań i trwali na adoracji przed Najświętszym Sakramentem – do wschodu słońca, kiedy wspólnie odmówili Jutrznię.
Ksiądz Wojciech Jaśkiewicz wygłosił katechezę (zobacz TUTAJ, katecheza od 2:02:00), a w czasie Mszy św. pytał o to, dlaczego wołamy o Ducha Świętego – czy przypadkiem nie ma w tym pewnego egoizmu? Chcemy, by On mi coś dał, mnie przemienił, mnie uzdrowił, zaspokoił moje pragnienia, moje tęsknoty. Czy myślimy o tym, że Jego dary, charyzmaty, są po to, by służyć?
– Jezus powiedział: „Jeśli ktoś chce zachować swoje życie, straci je; jeśli straci je z Mojego powodu, ten je zachowa”... Jeśli ja chcę siebie budować, budować swoją pobożność, karmić siebie naukami, które mnie będą „podnosić”, to próbuję „zachować swoje życie”. A jeśli nie chcę tego „dla siebie”, ale zależy mi na tym, by obdarzać innych ludzi, jeśli zacznę „tracić czas” dla innych, to się okaże, że będę coraz więcej otrzymywał od Boga – podkreślał. – Im więcej będę dawał, służył, kochał, tym sam więcej otrzymam.
"Jak dobrze, że młodzi znów są, modlą się, grają, mogą się spotykać. Tu czuć, że Kościół żyje" - mówili starsi, ciesząc się, że zniknęły limity ograniczające liczbę osób w kościołach. Agata Combik /Foto GośćCzemu bywa, że proszę, a nie otrzymuję? Może dlatego, że proszę tylko dla siebie. Na co Bóg chce zwrócić nam uwagę w tym roku? Co powinniśmy „stracić”? Do czego On nas wzywa? Gdy prosimy, by Duch przyszedł, to po co?
Ksiądz Wojciech zwrócił uwagę na obraz wyschniętych kości z księgi proroka Ezechiela. Wydaje się, że nic już z nich nie będzie. Ukazują ludzi żyjących w postawie beznadziei, będących daleko od Boga, ludzi, których wiara uschła. Czy jesteśmy wobec takiej sytuacji bezsilni?
– Przy całej różnorodności darów w Kościele istnieją takie, które otrzymał każdy – mówił ks. Wojciech. Tłumaczył, że każdy bez wyjątku obdarowany jest darem proroctwa – dzięki sakramentom chrztu, bierzmowania mamy udział w prorockiej misji Chrystusa, jesteśmy wezwani, by głosić słowo, być świadkami Ewangelii Jezusa Chrystusa. – Proroctwo to głoszenie Ewangelii, nauki Jezusa Chrystusa, zgodnie z magisterium Kościoła – wyjaśniał.
Podczas Mszy Wigilii Zesłania Ducha Świętego słyszymy: „Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie, niech przyjdzie do Mnie i pije”. – Czasem rozumiemy te słowa egoistycznie. Czego jestem spragniony? Czy tego, żeby samemu się „nażłopać” Bożej miłości? Może powinienem być spragniony tego, by inni ludzie choć trochę tej miłości doznali – zauważył ks. W. Jaśkiewicz, pytając, czy naprawdę jesteśmy spragnieni, by jak najwięcej ludzi poznało Boga, by było jak najwięcej było świętych małżeństw, kapłanów.
Msza św. o północy. Agata Combik /Foto GośćJesteśmy podobni do pierwszej wspólnoty Kościoła, która w Wieczerniku trwała na modlitwie – w całym bogactwie różnorodności zgromadzonych tam osób. Przy wszystkich istniejących różnicach stanowimy jedność, jako bracia i siostry, jednomyślnie uwielbiamy Boga.
– Jeśli będę miał takie pragnienie, będę głosił słowo Boże, to ono zacznie się spełniać – popłyną strumienie wody żywej. Często nasze modlitwy są bezskuteczne, bo nasze pragnienia są niewłaściwe – mówił. Zauważył, że patrząc na Dzieje Apostolskie, odwołujemy się często do Piotra, Pawła, którzy w spektakularny sposób odkryli Jezusa, ale są tam dziesiątki innych osób, które niczego spektakularnego nie doświadczyły. Jak Tymoteusz, od dziecięcych lat pobożny, który dzięki swojej matce i babce został uczniem Jezusa, jak poganin Łukasz, który dołączył do Pawła, jak małżonkowie Akwila i Pryscylla.
– Nie było tam nic spektakularnego, było tylko pełne wiary przyjęcie Ducha Świętego, by głosić słowo Boże – podkreślił. – W czym tkwił ich „sukces”? Że mieli „ducha Wieczernika”, trwali w jedności z całym Kościołem, realizując zadanie, które im Pan dał do spełnienia.
Adoracja trwała do wschodu słońca. Agata Combik /Foto Gość Taniec uwielbienia. Agata Combik /Foto Gość