Przez całe życie był osobą niewierzącą. 30 maja 2020 roku jako 25-latek przyjął chrzest. W wigilię Zesłania Ducha Świętego. Dlaczego?
Patryk Ryncarz pochodzi z Kłodzka. Na co dzień pracuje we Wrocławiu, w którym mieszka od 4 lat. Jak sam mówi, przez całe życie był osobą niewierzącą, ale szanował wiarę innych. W kościele pojawiał się przy okazji uroczystości okolicznościowych - ślubów lub pogrzebów. Niczego mu w życiu nie brakowało. Ma wspaniałą rodzinę i narzeczoną oraz świetnych przyjaciół.
- Regularnie jednak odczuwałem pewną pustkę duchową, której nic nie mogło zapełnić. Zacząłem więc szukać odpowiedzi, jak temu zaradzić. Któregoś dnia rozmyślałem i w swoich rozważaniach wziąłem pod lupę katolicyzm. Pochodzę z rodziny, w której nie chodzi się do kościoła. Jestem wychowany w kulturze chrześcijańskiej i można powiedzieć, że w życiu postępowałem po chrześcijańsku, jednak nie robiłem tego z pełną świadomością prawd i zasad Ewangelii - mówi specjalnie dla "Gościa Niedzielnego" Patryk Ryncarz.
Mężczyzna starał się żyć przyzwoicie i uczciwie, podchodził z dobrocią i życzliwością do innych, pomagał potrzebującym, wspierał biedniejszych.
- Moje życie przyrównałbym do wielkiej układanki puzzle. Doszedłem do wniosku, że katolicyzm to ten brakujący element, który idealnie pasuje do mojego toku myślenia, stylu życia i podejścia - mówi nowo ochrzczony.
Sakrament wtajemniczenia chrześcijańskiego przyjął z rąk ks. Ireneusza Bakalarczyka 30 maja w kościele NMP na Piasku w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, czyli podczas tzw. starej Mszy. Wcześniej formował się w katechumenacie u wrocławskich dominikanów pod okiem o. Wojciecha Delika OP.
W tej decyzji wspierała go narzeczona, która zaakceptowała jego drogę, choć, jak zaznacza sam Patryk, to nie pod jej namowami postanowił się przyjąć chrzest.
- Nikt mnie nie nakłaniał. Wszystko toczyło się w moim wnętrzu i wyszło z potrzeby serca. Droga do chrztu nie była łatwa, podejmowałem sporo wyrzeczeń, musiałem się dostosowywać, wiele rzeczy w sobie poprawić, wiele spraw poukładać - przyznaje 25-latek.
Jedną z nich było nastawienie do życia, często pesymistyczne. Teraz patrzy na świat i na życie inaczej: z myślą, że Bóg jest przy nim. Z wdzięcznością wspomina czas formacji.
Na starą Mszę, w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego - trafił w marcu 2019 roku. Zachęcił go przyjaciel - Jakub Gajewski - który jest ministrantem w Duszpasterstwie Wiernych Tradycji Łacińskiej w Archidiecezji Wrocławskiej. On był też ojcem chrzestnym Patryka.
- Nie zdradzał zbyt wielu szczegółów. Po prostu przyszedłem pierwszy raz na Mszę i poczułem we wnętrzu to piękno modlitwy. Częściej uczęszczam na Mszę świętą w tradycyjnym rycie rzymskim. Nie chce umniejszać tutaj Novus Ordo Missae. Nie o to chodzi. Po prostu piękno, symbolika i antyczność tzw. Mszy trydenckiej bardzo mnie urzekły i uduchowiły. Do mnie ta forma przemawia bardziej - tłumaczy Patryk Ryncarz.
Co daje mu chrześcijaństwo? Brak samotności - bo Bóg jest zawsze przy nim. Wdzięczność za każdy dzień i docenienie tego, co go spotyka w życiu.
- Długie godziny rozmyślałem kiedyś, czego mi brakuje. Pod koniec roku 2018 miewałem trudniejsze chwile w swoim życiu, w relacjach z bliskimi, w pracy. Zastanawiałem się, dlaczego sam nie jestem w stanie tego wszystkiego rozwiązać. Zacząłem się zwracać do kogoś, do siły wyższej, żeby pomogła mi pokonać te problemy. Coś mnie nakierowało, że uprawiam myśl typowo chrześcijańską. Idąc tym tropem świadomie zbliżyłem się do Jezusa, poznałem Jego naukę. Cieszę się, że w końcu odnalazłem sens i wspaniałość wiary. Patrzę na przyszłość z optymizmem, a na przeszłość z wdzięcznością. Bo to ona zaprowadziła mnie tu, gdzie jestem - podsumowuje 25-latek.
Teraz żyje nadzieją na lepsze jutro i walczy, by nie dać złamać swojego sumienia światu. Na chrzcie przyjął imię Franciszek, inspirując się św. Franciszkiem z Asyżu.
- To ciekawe, bo od lat moi znajomi mówią na mnie Franek. Ta ksywa wzięła się znikąd. Po czasie widzę, że widocznie nie była przypadkowa - stwierdza P. Ryncarz.