Na skraju archidiecezji wrocławskiej, w małej Kobylej Głowie wierni zawierzają swoje życie św. Janowi Pawłowi II. I dzieją się cuda.
To tam powstał pierwszy w archidiecezji wrocławskiej kościół pod wezwaniem papieża Polaka.
Niewielka miejscowość, niewielka świątynia, ale łaski płyną wielkie. Czasem śmiejemy się, że ktoś nosi ze sobą jakieś dewocjonalia, albo że w książeczkę lub przy lustrze powkładał nie wiadomo ile obrazków ze świętymi.
Doświadczenia wiernych z Kobylej Głowy pokazują, że warto korzystać z takich pamiątek. Nie po to, by zbierały kurz, ale by się za ich pomocą szczerze modlić.
Mariusz Zioła świadectwa opieki świętego papieża Polaka nad swoją rodziną mógłby opisywać bardzo długo, ale chce skupić się na najbardziej wyrazistym momencie ich życia.
- Moja żona Katarzyna 1 marca 2011 r. nagle poczuła silny ból głowy. Nie pomagały tabletki, więc udaliśmy się do szpitala. Lekarz postawił dramatyczną diagnozę: guz mózgu - wspomina mieszkaniec Kobylej Głowy. Jedynym rozwiązaniem miała być natychmiastowa operacja, ale Katarzyna nie miała szans jej przeżyć. Bezradny mąż oddał sprawy Bogu. Odprawiono Mszę św. w intencji powrotu kobiety do zdrowia. Modliła się cała parafia. Przeprowadzono operację, pacjentka wyszła z niej w stanie krytycznym. Kolejne badania to kolejny cios. Wykryto najbardziej złośliwego glejaka IV stopnia. Lekarze wydali już wyrok.
- Kluczowym momentem dla mnie było otrzymanie od proboszcza ks. Ryszarda Słowiaka obrazka z wizerunkiem i modlitwą do św. Jana Pawła II. Przygotowywaliśmy się wtedy do uroczystości poświęcenia świątyni. Zacząłem moją żonę gorliwie powierzać naszemu papieżowi. Odmawiałem i odmawiam tę modlitwę codziennie - opowiada M. Zioła.
Choroba Katarzyny wiąże się z wieloma symbolami. Została przyjęta do szpitala 13 maja 2011 roku. Bardzo wtedy cierpiała. - Podobnie jak Jan Paweł II po zamachu 13 maja 1981 roku. W rocznicę urodzin Ojca Świętego, 18 maja, wykonano jej rezonans magnetyczny, który… nie wykazał żadnych komórek nowotworowych. Dzisiaj mija 9 lat od tych wydarzeń i wszystko jest dobrze - mówi z nadzieją mąż i ojciec.
Dziękuje Bogu za interwencję przez wstawiennictwo św. Jana Pawła II, za swoją parafię z proboszczem na czele. - Za to, że dał mi ten niepozorny obrazek, na którym odczytałem piękną modlitwę. Choroba pozostawiła ślady, żona porusza się na wózku. Ale przecież prosiłem, żeby przeżyła. Może kiedyś odważę się poprosić o więcej na Mszy św. w Kobylej Głowie, po której zawsze śpiewamy: „Święty Janie Pawle II, patronie nasz, módl się za nami” - mówi ze wzruszeniem pan Mariusz.
Bożena Rynkowska mieszka w Kobylej Głowie od 12 lat. - Mam takie wrażenie, że Jan Paweł II otacza nas miłością i radością. Tak jakby nad moją rodziną rozłożył parasol. Często mi się wydaje, że już nic nie da się zrobić w jakiejś sytuacji, wszystko się wali, a potem nagle wychodzimy na prostą. Zwracamy się do papieża jak do ojca, który czuwa, i rozmawiamy z nim nie tylko wtedy, gdy trwoga - przyznaje B. Rynkowska.
Ma chorą córkę, za którą gorliwie się modli. Choroba nie postępuje. W rodzinie bliska osoba cierpi na ciężki nowotwór, który przeżywa tylko 6 proc. ludzi. Ta kobieta żyje.
- Wierzymy, że to wszystko dzieje się dzięki naszemu papieżowi, za którego wstawiennictwem się modlimy. Nosimy ze sobą obrazki od księdza proboszcza, ale nie trzymamy obrazka dla obrazka. Na nim znajduje się modlitwa, której autentycznej mocy doświadczamy. Lekarze mówią: cud, a my mówimy: Jan Paweł II - oświadcza mieszkanka Kobylej Głowy.
Jak dodaje, patrząc na historię budowy pierwszego w archidiecezji kościoła pw. Jana Pawła II, to bardziej papież Polak chciał patronować niewielkiej świątyni, niż ludzie mogli do tego doprowadzić.